Выбрать главу

– Może zadzwonimy po rodziców?

– Nie! – zaprotestowałam gwałtownie. – Jeśli to zrobimy, to już nigdy nie pozwolą nam nigdzie jechać.

– To jak się stąd wydostaniemy?

Prawdopodobnie musiałybyśmy w końcu do nich zadzwonić, ale akurat wtedy zza zakrętu wyjechał jakiś motocykl! Wstałam i spojrzałam w tamtą stronę. Światła szybko się do nas zbliżały.

Nie uwierzycie, kto jechał na tym motocyklu. Co? Czy to jest aż tak oczywiste? No dobrze, tak, to był Max. W końcu to mógł być przecież jakiś morderca, jak na horrorach. Wykończyłby nas, a ciała ukrył w lesie… Wiem, wiem, mam zbyt wybujałą wyobraźnię…

Max zatrzymał się obok nas, ściągnął kask i spojrzał pytająco.

– Cześć – powiedziałam. – Mógłbyś nam pomóc? Skończyła się nam benzyna.

Popatrzył na nas jak na wariatki. Zresztą nic dziwnego. Bo kto jeździ na pustym baku? Aha, no tak: Ivette.

– Zapomniałam zatankować – wyjaśniła z zażenowaniem Iv, podchodząc do nas.

– Aha – mruknął Max i zsiadł z motoru. – Mam zapasowy kanister.

No i tym sposobem znowu mogłyśmy jechać. Ciekawe, co by było, gdyby Max się nie pojawił? Bardzo szybko się tego dowiedziałyśmy. W momencie, gdy Max wlewał nam benzynę do baku, obok nas zatrzymał się dżip. W środku, pomijając siedem innych upchniętych jak śledzie osób, siedział Peter.

– Co się stało? – zapytał i wysiadł, cały czas patrząc czujnie na Maksa.

Hm, czyżby się nie lubili?

– Skończyła się nam benzyna, ale już jest wszystko dobrze – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się.

– Aha – mruknął. – Bo wiesz, możemy cię podwieźć. Spojrzałam na wypchanego po brzegi czarnego dżipa. Ciekawe, czemu powiedział „cię”? A co z Ivette?

– Nie, dzięki. Zaraz ruszamy. Max pożyczył nam benzynę – powiedziałam.

Gdy tylko skończyłam, Peter spojrzał wrogo na Maksa. Taak, oni z pewnością się nie lubią.

– W porządku – mruknął Max i wsadził pusty kanister do swojego bagażnika w motorze.

– Dzięki – powiedziałam.

– Zwrócimy ci tę benzynę – dodała Iv.

– Nie ma sprawy – mruknął i zapadła dość niezręczna cisza, którą przerywał jedynie szum wiatru i cichy, pijacki chichot, dochodzący z wnętrza dżipa.

– Musimy już jechać, bo rodzice mnie zabiją – stwierdziłam w końcu.

– Okay – powiedział Peter, ale nie wsiadł do dżipa.

To ciekawe, ale Max też nie ruszył. Stał obok swojego motoru i wyglądał, jakby na coś czekał. Hm, Peter też tak wyglądał. I obaj jakoś tak patrzyli na siebie wilkiem.

W każdym razie mnie się spieszyło. Nie zamierzałam dociekać w tamtym momencie, o co tym dwóm chodzi. Powiedziałam im więc „cześć” i wsiadłam do samochodu Iv.

Hm, dopiero gdy włączyłyśmy silnik i ruszyłyśmy, Max wsiadł na motocykl, a Peter do dżipa. Ciekawe… Nigdy nie zrozumiem chłopców. To zupełnie inny gatunek, ich zwoje mózgowe muszą jakoś inaczej funkcjonować.

Na szczęście do domu wróciłam na czas. Chociaż mama i tak narzekała, no bo w końcu mam ten szlaban. A niech to!

Dzisiejszy wieczór był jednak wspaniały, oczywiście poza historią z samochodem Ivette. Kiedy się położyłam, nie mogłam zasnąć, cały czas miałam przed oczami scenę, na której grał mój ulubiony zespół, a w uszach wciąż brzmiało romantyczne zawodzenie wokalisty i słodki dźwięk gitary.

A później długo myślałam o sytuacji na drodze. To, że się chyba podobam Peterowi, wiedziałam, ale czyżby Max też się mną interesował? Kurczę, a którego z nich ja lubię bardziej?

Sama nie wiem… Max od początku mi się podobał, poza tym już go trochę znam po tej naszej „cmentarnej” pracy domowej. A Peter? Jest fajny, ale czy ja wiem… A niech to, nie wiem.

Następne dwa tygodnie minęły mi nawet spokojnie – jeśli do spokojnych zdarzeń można zaliczyć to, że Peter coraz częściej zaczepiał mnie na korytarzu i zagadywał. Max, niestety, w ogóle nie zwracał na mnie uwagi. Nie to, co Peter…

– Cześć Margo, co słychać?

– Eee… nic ciekawego.

– Cześć Margo, byłaś dzisiaj świetna na treningu.

– Dzięki, ty też.

– Cześć Margo, podrzucić cię do domu?

– Nie, dzięki, jadę z Ivette.

– Cześć Margo, jaką masz teraz lekcję?

– Angielski.

Itepe, itede. Nie można się od niego odczepić…

Nie uwierzycie, co się stało pewnego dnia. Jak to usłyszałam, to po prostu… Nie, tego się nie da wyrazić słowami.

– Cześć – przywitał się jak zwykle, podchodząc do mnie po środowych zajęciach na basenie.

– Cześć – odpowiedziałam.

Dzisiaj na basen zawiózł mnie tata i obiecał, że po mnie przyjedzie. Jak zwykle się spóźniał, ale to u niego normalne, więc cierpliwie czekałam.

– Moi przyjaciele urządzają w sobotę imprezę nad jeziorem. Pomyślałem, że może poszłabyś ze mną, co?

No i w tym momencie mnie zatkało. Patrzyłam na niego, jakbym go zobaczyła pierwszy raz w życiu. Wiecie, w ogóle nie podejrzewałam go o coś takiego. Po prostu zagadywał do mnie na korytarzu, ale żeby zapraszać na randkę? I to tak szybko?

W końcu wydusiłam z siebie:

– Eee, czemu nie.

– To świetnie. Wpadnę po ciebie koło dziewiątej wieczorem, dobrze? Podrzucić cię teraz do domu?

Na szczęście samochód taty już podjeżdżał, więc powiedziałam szybko:

– Nie, mój tata już jedzie.

– Aha – mruknął zawiedziony. – To cześć.

– Cześć – odpowiedziałam, muszę to przyznać, z ulgą. Pozostało tylko pytanie: jak przekonać rodziców, żeby mnie puścili na tę imprezę? To może być bardzo trudne. Oj, bardzo…

W zasadzie to nawet nie wiedziałam, czy chcę tam iść. A jeśli nikt ze znajomych Petera mnie nie polubi? Co wtedy zrobię?

Gdy Ivette się o tym wszystkim dowiedziała, o mało nie padła ze szczęścia. Chociaż nie rozumiem, z czego ona się tak cieszy. To raczej ja się powinnam cieszyć, no nie? Trochę dziwnie się czuję. Zaprasza mnie na imprezę prawdziwy przystojniak, a ja nie skaczę z radości. Może dlatego, że nie wiem, o czym z nim gadać. Kiedy się spotykamy w szkole, to ja tylko potakuję, a jemu buzia się nie zamyka. On i jego ego (ciągle opowiada o sobie) są momentami przytłaczające. Naprawdę.

Z rodzicami sprawa poszła wyjątkowo gładko. Przełknęli wiadomość o imprezie, tak jakbym im powiedziała, że wychodzę na pięć minut do sklepu na rogu. Coś im się stało! To nie mogą być moi rodzice! Moi nigdy się tak nie zachowywali…

Poza tym liczyłam trochę na to, że może się jednak nie zgodzą. Miałabym przynajmniej wymówkę. Boję się tej randki, bo nie wiem, czego się spodziewać po znajomych Petera.

Tak, wiem, jestem dziwaczką. Powinnam się cieszyć, że ktoś się mną zainteresował, a ja marudzę. Ale czy to moja wina, że on mnie już tak bardzo nie interesuje?

No, może i moja…

5.

Niesamowite, jak szybko informacja o tym, że idę w sobotę na imprezę z Peterem, rozeszła się po całej szkole. Cheerleaderki są dla mnie przemiłe. Nie do wiary! Tych dwóch dni, bo dzisiaj czwartek, chyba nie zdołam normalnie przetrwać. Gdy tylko weszłam do szkoły, od razu zaczęły się ich wredne pytania i uszczypliwości:

– Zobacz, to ta głupia, z którą umówił się Peter. Myśli, że zrobił to, bo mu się spodobała. Naiwniaczka. – To oczywiście była ta dziewczyna, której pierwszego dnia mojego pobytu w szkole powiedziałam, co o niej myślę. Teraz się odwdzięcza… Chyba nie wyjdę jutro z domu. Dlaczego moje prywatne życie stało się nagle sprawą publiczną?! Ktoś coś musiał powiedzieć! Na pewno nie zrobiłam tego ja, zostają więc tylko dwie możliwości: Peter albo Ivette. Dobiorę się im do skóry!