Выбрать главу

Szybko odwróciłam się na pięcie i zwiałam. Bałam się, że tak rozwścieczona dziewczyna jak ona może się posunąć nawet do morderstwa.

– Margo, nie grzeb się, bo Pijawka się wkurzy – powiedziała Iv i pociągnęła mnie w stronę wyjścia.

Taak… Pijawka naprawdę się potem wkurzy. Ale wcale nie dlatego, że się trochę spóźniłyśmy… A teraz siedzę w gabinecie dyrektora w samym kostiumie kąpielowym.

I wypraszam sobie wszelkie podejrzenia, że to była moja wina!

Bo nie była.

Prawie nie była.

Dobra. Troszkę to może była moja wina. Ale nie całkiem!

To przez Maksa.

I tę cheerleaderkę.

Po prostu chciałam się lepiej przyjrzeć Maksowi. Nie, nie, dlatego, że był w samych kąpielówkach. Choć przyznaję, zagapiłam się. Ale to się chyba każdemu może zdarzyć, no nie? Po prostu szłam sobie i to jakoś tak samo wyszło. Nie potrafię powiedzieć, jak ja to zrobiłam. Poza tym noszenie dwuczęściowych kostiumów powinno być zabronione.

Taak… może jednak opowiem wszystko od początku…

Wpadłam razem z Ivette do hali. Tak jakoś wyszło, że przed nami stała już grupa osób z rocznika Maksa. Ale naprawdę nie wiem, jak ja to zrobiłam. Po prostu… zagapiłam się na Maksa.

Stał przede mną przy samym brzegu basenu, obok tej zołzy, która mnie cały czas dręczy. No… i chciałam mu się lepiej przyjrzeć, ale widok zasłaniały mi dziewczyny, które właśnie wyszły przede mną z szatni. Swoją drogą, to albo ja jestem taka niska, albo one są strasznie wysokie…

Stanęłam na palcach i zapuściłam żurawia ponad nimi. No i w tym momencie odjechała mi noga.

Na tych tabliczkach, które są porozwieszane dookoła basenu, jest napisane, że nie wolno biegać. Ale o staniu na palcach nie ma nawet słówka. I kto by podejrzewał, że te antypoślizgowe kafelki są tak naprawdę śliskie i że trudno utrzymać na nich równowagę?

Po prostu odjechała mi noga i poleciałam na dziewczynę przede mną. Ta z kolei przewróciła się na tę przed nią i… dalej poszło jak w dominie. Wszyscy padli na ziemię. Najgorsze jest to, że ja sama złapałam równowagę. A ci przede mną leżeli na podłodze.

Ale to nie wszystko. Na samym końcu tej kolejki ludzi, których przewróciłam, stała moja cheerleaderka. A że była przy samym brzegu basenu, z piskiem poleciała prosto do wody.

To jednak jeszcze nie koniec. Było znacznie gorzej.

Nie wiem, może Max jest w głębi duszy samarytaninem, ponieważ usiłował ją złapać. To był chyba jakiś odruch bezwarunkowy, bo o ile mi wiadomo, to on jej nie lubi. W każdym razie złapał ją…

…za ramiączko góry od dwuczęściowego kostiumu.

I właśnie dlatego ona, wrzeszcząc okropnie, wpadła do tej wody, a jej stanik… został w jego ręku…

W tym momencie Ivette dostała ataku śmiechu. Zresztą jak wszyscy inni, którzy nie leżeli przede mną. Bo to chyba rzeczywiście wyglądało zabawnie. Ja stoję, przede mną na podłodze leży prawie pół klasy, a jakieś dziesięć metrów ode mnie stoi Max wpatrzony w stanik, który trzyma w ręku.

Cheerleaderka zaczęła wrzeszczeć, jakby ją ktoś obdzierał ze skóry w tym basenie. Nie dziwię się jej. Gdybym to ja znalazła się w takiej sytuacji, chyba do końca życia nie pokazałabym się ludziom na oczy. Zwłaszcza że właśnie wszyscy chłopcy szybko podbiegli do brzegu basenu, żeby ją dobrze zobaczyć. Ale ona już zdążyła się zasłonić.

Matko, teraz to ona chyba naprawdę mnie zabije.

– To wszystko przez nich!!! – zaczęła histerycznie wrzeszczeć. – Margo Cook (ooo, to ona wie, jak ja się nazywam? niedobrze…) i ten metal to ukartowali!!! Oni to zrobili specjalnie!!!

Pijawka, rzecz jasna, uwierzyła jej.

Dlatego teraz siedziałam obok Maksa przed biurkiem dyrektora i słuchałam długiej mowy o tym, że musi nas, niestety, zawiesić w prawach ucznia.

Kiedy dyrektor na chwilę przerwał, żeby zaczerpnąć tchu, Max szybko się wtrącił:

– Panie dyrektorze. Jak na razie wysłuchał pan tylko oskarżeń jednej rozhisteryzowanej dziewczyny, Debbie, czy jak tam ona się nazywa…

– Debbie Ellroy – wtrącił się dyrektor.

– No właśnie, a co z naszym konstytucyjnym prawem do obrony? Wolność słowa i wypowiedzi jest zapisana w naszych prawach – zakończył swoje przemówienie Max.

W tym momencie dyra zatkało. Najwyraźniej nie podejrzewał, że chłopak w kąpielówkach, a na dodatek metal (a wszyscy wiedzą, że to przecież narkomani i sataniści), potrafi sklecić poprawne zdanie na jakikolwiek temat.

– Więc mówcie – rzucił, patrząc na nas uważnie.

Max spojrzał na mnie, jakby chciał przez to powiedzieć: „Ty nas w to wpakowałaś, ty się tłumacz”. Dobrze, już dobrze…

– Panie dyrektorze – zaczęłam. – Po pierwsze my niczego nie zrobiliśmy specjalnie. To był czysty przypadek. Przy wyjściu z szatni był tłok. Przyznaję, powinnam była poczekać. No, ale się pospieszyłam i poślizgnęłam się. Popchnęłam dziewczynę, która stała przede mną, a ona z kolei popchnęła osobę, która stała przed nią, a tamta osoba…

– Powiedzmy, że tę część rozumiem – przerwał mi dyrektor.

– Taak… – mruknęłam i znowu zaczęłam mówić. – Po prostu wszyscy zaczęli się przewracać, a na samym końcu stała tamta dziewczyna i wpadła do basenu. Max ją tylko usiłował złapać. A to, że miała nieprzepisowy dwuczęściowy kostium kąpielowy (dłużyło mi się oczekiwanie, aż nas przyjmie, więc czytałam wszystko, co było wywieszone na tablicach w sekretariacie, łącznie z regulaminem szkolnym), to już nie jest nasza wina. Bądźmy szczerzy, ten kawałek szmatki z troczkami ledwo się na niej trzymał.

To ostatnie zdanie powiedziałam z niemałą satysfakcją. Przyznaję.

– Rozumiem. Powiedzmy, że uwierzyłem w to, że poślizgnęłaś się na antypoślizgowych kafelkach – powiedział wyraźnie znudzony dyrektor. – Tym razem was nie zawieszę, ale macie przeprosić waszą koleżankę i obiecać, że nigdy więcej takie zdarzenie nie będzie miało miejsca. Jasne?

– Jasne – odpowiedzieliśmy razem.

I to wszystko. Dyrektor najwyraźniej gdzieś się spieszył, bo było aż podejrzane, że nas nie zawiesił.

I tyle krzyku o zwykły stanik. Kto by pomyślał…

Gdy już szliśmy z Maksem korytarzem w stronę szatni, żeby się przebrać (w końcu ja byłam w kostiumie kąpielowym, a on w samych spodenkach), Max spytał:

– Naprawdę przypadkiem się potknęłaś? – I uśmiechnął się pod nosem.

– Naprawdę! – powiedziałam oburzona, a następnie rzuciłam złośliwie: – A ty ją przypadkiem złapałeś za stanik?

– Ty byłaś za daleko – mruknął i puścił do mnie oko, a następnie zniknął za drzwiami do męskiej szatni.

Zaraz dostanę ataku serca. Czy on to powiedział?! Czy on to naprawdę powiedział??? MAX MNIE ZAUWAŻA??? Bóg istnieje!

…i właśnie tak mniej więcej minęły dni dzielące mnie od imprezy nad jeziorem, na którą zaprosił mnie Peter. Dlaczego to nie był Max? Życie potrafi być wredne…

Ależ ten czas szybko leci, no nie? W jednej chwili człowiek się zastanawia, jak się wytłumaczyć przed dyrektorem, jakim cudem jednej z dziewczyn spadł stanik, a chwilę później kombinuje, w co się ubrać na randkę.

Właśnie! W co ja mam się ubrać?! Nie zdążę!!! Zostało mi już strasznie mało czasu!!!

6.

Na szczęście zdążyłam się zdecydować i nawet wyprasowałam bluzkę! Jak na mnie to już naprawdę coś. Z natury jestem raczej taka powolna: zanim coś wreszcie wybiorę, a wcześniej kilka razy zmienię zdanie, mija naprawdę dużo czasu. Chociaż w zasadzie tu chyba nawet nie chodzi o powolność, tylko o niezdecydowanie. Ale cóż… każdy ma jakieś wady.

Punktualnie, co do minuty, pod mój dom zajechał Peter. Nie uwierzycie, jakim przyjechał samochodem – ja też na początku nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Aż braknie słów…