Zauważyłam, że podczas biegu porwałam sobie rajstopy. Musiałam gdzieś zahaczyć o jakąś gałązkę i poszły mi oczka. Kurczę, lubiłam te rajstopy. Były takie ładne, a teraz się porwaaaaaaały!!!
No i rozbeczałam się na dobre.
Całe szczęście na rzęsach mam wodoodporny tusz – przynajmniej nie będę wyglądała jak potwór, bo nic mi się nie rozmaże.
Przez łzy spojrzałam na zegarek – dochodziła jedenasta w nocy. Jeśli teraz wrócę do domu, to rodzice chyba nie powinni się zbytnio zdziwić. Tylko… jak ja wrócę?
Przecież się zgubiłam!!!
Kiedyś gdzieś przeczytałam, że na drzewach mech zawsze rośnie od północy. To by mi pewnie bardzo pomogło, gdybym tylko wiedziała, czy mój dom też znajduje się na północy. Stwierdziłam więc, że jeśli cały czas będę szła przed siebie, to pewnie po jakimś czasie wyjdę gdzieś z tego lasu. Taak… tylko najpierw dobrze byłoby się zdecydować, w którą stronę iść. Przystanęłam i rozejrzałam się dookoła. Na prawo drzewa, na lewo drzewa, przede mną drzewa, za mną drzewa… Dlaczego to nie jest iglasty las? Przez te liście zupełnie nic nie widać. Ciemno jak w grobie – o, znowu się straszę.
Tutaj nie ma nawet ścieżki! To jest tak dobijające, że aż śmieszne.
Nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam śmiechem przez łzy. Musiałam to jakoś odreagować, jak by pewnie powiedział mój tata.
Otarłam łzy i ruszyłam dalej. Po paru minutach marszu przypomniałam sobie mój koszmar – już przestało być tak śmiesznie. Widok ciemnego lasu i wspomnienie wilka odżyły w mojej pamięci. Uch, aż mam dreszcze.
Początkowo szłam powoli, ale po chwili przyspieszyłam. A jeśli zaatakuje mnie wilk? Przecież podobno jest ich tu mnóstwo! Co wtedy zrobię?
Wiem, wejdę na drzewo!
Zaraz, czy wilki potrafią wchodzić na drzewa?
A jak ja się tam wdrapię?! Przecież nie umiem!!!
Powoli zaczęłam wpadać w histerię. To nie jest przyjemne uczucie. Serce miałam w gardle, nogi miękkie i cały czas chciałam krzyczeć – najlepiej o pomoc.
Nagle coś usłyszałam.
Co to było?! Co to, do licha, było???
Przystanęłam i zaczęłam nasłuchiwać, ale dźwięk się nie powtórzył. Powoli odwróciłam się i spojrzałam pomiędzy drzewa. Usiłowałam przeniknąć wzrokiem otaczającą mnie ciemność, ale było to tak samo bezsensowne, jak myśl o tym, że Pijawka kiedykolwiek się ode mnie odczepi.
Już miałam ruszyć dalej, gdy po swojej prawej stronie znowu usłyszałam cichy szelest. Szybko spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam… wiewiórkę. Uff! Kamień z serca, aż głośno westchnęłam i powiedziałam sama do siebie:
– To tylko wiewiórka, spokojnie. Już wszystko dobrze… Ale gdy kończyłam to zdanie, poczułam, że ktoś łapie mnie za ramię!!!
Zaczęłam wrzeszczeć jak opętana! Chociaż nie, to mało powiedziane – krzyczałam, jakby ktoś mnie obdzierał ze skóry.
Szybko odskoczyłam od swojego prześladowcy i odwróciłam się do niego śmiertelnie przerażona.
Przede mną stał Max. Zaraz, Max? Tak, to tylko Max!!!
Tak mi ulżyło, że aż osunęłam się na ziemię i usiadłam. Boże, moje serce, moje serce. Chyba właśnie przeżyłam zawał…
– Nic ci nie jest? – spytał i ukucnął obok mnie. No proszę, odezwał się…
– Nic mi nie jest?! Mało nie dostałam zawału, oczywiście o ile go nie dostałam!!!! – krzyknęłam, oddychając ciężko. – Musiałeś mnie straszyć?!
– Sorry – mruknął tylko w odpowiedzi.
Sorry?! SORRY?! Mało nie zemdlałam ze strachu, a może nawet nie umarłam, a on mówi „sorry”?! Matko! Serce mi chyba zaraz wyskoczy z piersi. W życiu się tak nie przestraszyłam! To było gorsze niż oglądanie samej w domu wszystkich części Krzyku (a wiem, co to znaczy, bo zrobiłam to parę miesięcy temu).
– Czemu krzyczałaś? – spytał spokojnie, przyglądając mi się uważnie.
– „Czemu krzyczałam?” – powtórzyłam z niedowierzaniem i spojrzałam na niego jak na idiotę. – A ty byś nie krzyczał, gdyby ktoś w środku nocy podszedł do ciebie w ciemnym lesie i bez ostrzeżenia złapał za ramię?
– Hm, może. Co tu robisz?
– Zgubiłam się – odpowiedziałam i wstałam. Rany, jeszcze trzęsą mi się nogi. – A co ty tu robisz?
– Nie tylko sportowcy robią imprezy – stwierdził krótko, też wstając.
Na to ja rzuciłam bardzo inteligentną i błyskotliwą odpowiedź godną Einsteina: – Aha.
– Zaprowadzę cię do domu. To niedaleko – mruknął i ruszył przed siebie.
Nie zostało mi nic innego, jak pobiec za nim. Musiałam truchtać, żeby iść w jego tempie. Nie żebym miała na sobie szpilki, byłam w bardzo wygodnych czarnych sandałach. Problem w tym, że jestem dość niska. Mam jakieś metr sześćdziesiąt, a Maksowi sięgam czubkiem głowy do brody. Stawiam więc mniejsze kroki niż on. A to było wkurzające, bo szedł bardzo szybko.
Nie dość, że otaczał mnie ciemny las, parę minut temu o mało nie dostałam zawału, to teraz jeszcze musiałam biec, a na dodatek ręka coraz bardziej mnie bolała. I jeszcze te oczka w rajstopach! Czułam się po prostu okropnie.
Max chyba zauważył, że ściskam kurczowo dłoń, bo zwolnił i spytał:
– Co ci jest?
– Eee, chyba połamałam sobie palce – powiedziałam i zerknęłam na niego.
W reakcji na moje oświadczenie podniósł tylko brew. Tak przy okazji, choć może odbiegam od tematu, ale czy mówiłam już, że Max jest przystojny? Jakoś to właśnie w tym momencie do mnie dotarło…
– No, uderzyłam Petera Deepa. W twarz – dodałam, czując, że się czerwienię. – Sierpowym.
– Zaczynam się czuć zagrożony w twoim towarzystwie. Zawsze bijesz chłopaków? – spytał i uśmiechnął się lekko, a jego brew podjechała jeszcze wyżej.
– Eee, nie… No, bo widzisz… Peter… Eee, to znaczy ja… Nie, raczej to on… No, więc on… – zaczęłam się jąkać, myśląc gorączkowo, jak mu to wytłumaczyć. No, bo bądźmy szczerzy, jak można coś takiego wytłumaczyć?
– No dobra, pokaż tę rękę – mruknął, przerywając mi. Wdzięczna, że przestał oczekiwać ode mnie odpowiedzi, podałam mu dłoń. Gdybym wiedziała, co zamierza, Chybabym tego nie zrobiła. Max ścisnął ją okropnie mocno, a następnie wygiął, że aż łzy pociekły mi po twarzy.
– Auaa… – jęknęłam i próbowałam wyszarpnąć moją biedną, małą, obolałą rączkę.
– Jeszcze ci nie spuchła, więc chyba nie złamałaś żadnej kości. Obłóż ją w domu lodem – mruknął i w końcu mnie puścił.
Natychmiast skuliłam swą dłoń przy policzku i spojrzałam na niego ponuro. Udał, że nie zauważył moich łez. Przynajmniej ma trochę taktu.
Jednak najwyraźniej moje cierpienie nie przeszkadzało mu w szybkim marszu przez las. Znowu musiałam za nim biec.
Cisza wkrótce stała się przytłaczająca, więc spytałam:
– Co robiłeś sam w lesie?
W odpowiedzi tylko wzruszył ramionami. On ma niedorozwój strun głosowych, czy co?
– Ale czemu oddaliłeś się od kumpli? – próbowałam dalej, jednak on znowu wzruszył ramionami.
Ależ taki potrafił człowieka wkurzyć! Nie, to nie. Nie chce ze mną gadać, to nie muszę się odzywać. Możemy iść w ciszy. No i dobrze, bardzo mi to odpowiada. Mogę w ogóle nic nie mówić!
Szkoda tylko, że jest mi tak okropnie zimno. Chętnie bym sobie trochę ponarzekała. Nie przewidziałam, że odejdę od ciepłego ogniska, więc zostałam tylko w cienkiej czarnej bluzce bez rękawów i czarnej spódniczce, które zupełnie nie chroniły mnie przed zimnem. Ba, wiatr przewiewał przez nie, jakby miały jakieś specjalne wywietrzniki.
Przypomniałam sobie, jak wyglądam. Matko… podarte rajstopy i rozmazany makijaż (a kto by dowierzał producentom kosmetyków i temu, co piszą na opakowaniach!). Wyglądam strasznie. Co Max sobie o mnie pomyśli?