Выбрать главу

– Smakuje ci? – spytała mama. Naiwność ludzka nie zna granic, no nie?

– Ehe – mruknęłam, próbując się nawet uśmiechnąć, ale chyba nie wyszło to przekonująco, bo mama się połapała.

– Coś nie tak, Margo? – Przyjrzała mi się uważnie.

– Nie, nic – odparłam.

– Znowu miałaś ten sen? – zapytał z niepokojem tata.

Czy oni muszą być tacy dociekliwi? Owszem, znowu śniło mi się to samo, co poprzednio, ale przynajmniej tym razem, budząc się, nie postawiłam całej rodzinki na nogi.

– Nie, nie miałam – odpowiedziałam.

Mój tata jest psychoterapeutą i nie miałam ochoty na jego kazania. Zaraz by się do mnie przyczepił. Sam co prawda nie zajmuje się prowadzeniem terapii, tylko pisaniem książek z tej dziedziny i wykładami, ale zaraz pewnie próbowałby zaciągnąć mnie do któregoś ze swoich kolegów po fachu, żeby mogli razem przeanalizować moją psyche. Jakąś zadziwiającą przyjemność sprawia mu zgłębianie czyichś problemów emocjonalnych.

– Jestem tylko zmęczona całym tym zamieszaniem – dodałam, widząc ich pełne podejrzliwości spojrzenia.

– Może położysz się dzisiaj wcześniej? – zaproponowała mama.

– Dobrze – odpowiedziałam ugodowo.

I wtedy przypomniałam sobie, że rano to dopiero czeka mnie horror. Bo czy człowieka może spotkać coś gorszego niż bycie nowym w szkole? Przez całe miesiące (jeśli nie lata) zamknięte społeczeństwo Wolftown będzie mnie traktować jako „tę nową”. Nikt nie będzie chciał ze mną gadać. „O, patrzcie, to ta nowa, przyjechała z Nowego Jorku. Pewnie myśli, że jest taka… wyjątkowa”. Już słyszę te uwagi i złośliwości kierowane pod moim adresem. Ekstra… Aż nie mogę się doczekać. W końcu każdy chciałby być traktowany jak osoba zarażona dżumą, no nie?

Pogrzebałam znowu w zimnym kurczaku, ale widząc ostrzegawcze spojrzenia mamy, zmusiłam się do przełknięcia paru kęsów. Był wstrętny!

– Pójdę się dalej rozpakowywać – powiedziałam w końcu i z ulgą wstałam.

Gdy już wróciłam do swojego pokoju, włączyłam głośno The Calling, usiadłam w wykuszu na parapecie i zapatrzyłam się w las. Szczerze mówiąc, napawa mnie pewnym lękiem, ale to przez te sny. Zanim się pojawiły, bałam się wyłącznie pająków i wszelkiego rodzaju robactwa. Ekstra – teraz do listy moich fobii doszedł las…

Reszta dnia minęła mi na najprzyjemniejszym zajęciu, czyli nicnierobieniu i słuchaniu muzyki. Natomiast wieczorem, kiedy nawet to mnie już znudziło, przebrałam się w piżamę i położyłam do łóżka, słuchając tym razem Evanescence. Chciałam chwilę poczytać, ale oczy jakoś tak same mi się zamknęły…

Biegłam pomiędzy drzewami. Otaczała mnie ciemność, nie docierał do mnie nawet nikły blask księżyca. W tej nienaturalnej ciszy głośne bicie mojego serca wydawało się wręcz nie na miejscu, ale nie mogłam się uspokoić, byłam zbyt przerażona.

Przyspieszyłam.

Nagle usłyszałam za plecami kroki, szybko zbliżały się do mnie. Biegłam dalej, starając się omijać korzenie wystające z ziemi. Gałęzie co chwila boleśnie uderzały mnie w twarz i ramiona, ale nie zwracałam na to uwagi.

Kroki było słychać coraz wyraźniej. Przed sobą zobaczyłam majaczące w ciemności wzgórze. Skierowałam się w jego stronę. Szybko zaczęłam się na nie wspinać. Byle tylko uciec. Byle tylko uciec!

Gdy już dotarłam na szczyt, usłyszałam wycie wilka. Przerażona odwróciłam się w prawo. Kilkanaście metrów ode mnie stał olbrzymi czarny wilk i wył do księżyca. Mój prześladowca się zbliżał. Poczułam, jak jego palce dotknęły mojego ramienia. W następnym momencie już tylko krzyczałam…

Przerażona, nie mogłam przestać. Szamotałam się z kołdrą, próbując się od niej uwolnić. Nagle obudziło mnie ostre światło.

– Margo! Spokojnie córeczko, spokojnie – powtarzała cicho mama, odgarniając mi z czoła mokre od potu włosy. – To tylko sen, kochanie. Spokojnie…

– Mamo. – Zdołałam wyksztusić tylko tyle, gardło nadal miałam ściśnięte ze strachu.

Byłam przerażona. Mój sen się zmienił! Nie był taki jak poprzednie. Teraz zobaczyłam wilka, a na dodatek ktoś, „on”, mnie dotknął. Wcześniej słyszałam tylko jego kroki i czasem czułam oddech na karku, jakby był tuż obok. Ale nigdy wcześniej mnie nie dotknął!

Czułam, że to źle, bardzo źle. Nie wiedziałam tylko dlaczego? Dlaczego przed nim uciekam? Dlaczego tak się go boję?

– Nic ci nie jest, córeczko? – spytała mama, nie mniej przerażona ode mnie. – Może napijesz się wody?

– Dobrze – odpowiedziałam niezbyt przytomnie i patrzyłam z lękiem, jak wychodzi.

Gdy wróciła, nadal byłam roztrzęsiona, ale zdołałam się już trochę uspokoić. Uśmiechnęłam się nawet i wzięłam od niej szklankę.

Nagle za oknem rozległo się wycie. Uśmiech zamarł mi na ustach i upuściłam szklankę, wylewając na siebie całą jej zimną zawartość.

– Co to było?! – krzyknęłam, patrząc w stronę okna, za którym księżyc w pełni wychylał się właśnie zza chmury.

– Prawdopodobnie wilk – odpowiedział milczący dotychczas tata. Nawet nie wiedziałam, że też tu jest. – Pełno ich w tych lasach.

– Co?! – znowu krzyknęłam.

– Eee, no wilki – zmieszał się tata. – Nie mówiłem ci o nich?

– Nie! – odpowiedziałam z wyrzutem.

– No cóż, teraz już wiesz – stwierdził i uśmiechnął się niepewnie. – Zresztą i tak nie wychodzą z lasu, a ty na pewno się do nich nie wybierasz, więc problem z głowy.

No tak. Tata i to jego proste rozumowanie. Ja raczej do lasu nie pójdę, ale jeśli coś stamtąd wyjdzie?! Przecież tuż za naszym płotem zaczyna się las! Wielka puszcza! Poza tym ten dom jest zupełnie oddalony od innych! Jeśli coś nas zaatakuje, to nikt nawet nie usłyszy naszych krzyków!!! Nikt nie przyjdzie nam na ratunek!!!

A mój tata cieszy się, że mamy taki bliski kontakt z przyrodą. Litości!!! Naprawdę zastanawiam się czasem, czy mamy te same geny. Co prawda z wyglądu jesteśmy do siebie podobni, ale już charakter i podejście do życia zupełnie nas różnią.

Zresztą… powinnam się była domyślić. Bo niby skąd taka nazwa: Wolftown? Miasto wilków… O rany, ale ja jestem głupia!

Gdy rodzice zgasili światło i wyszli, podeszłam do okna i ostrożnie wyjrzałam. Wszystko wyglądało tak jak w moim śnie: ciemne, wrogie i straszne. Aż zadrżałam. Na szczęście nie jestem teraz tam, na dole, i nie muszę uciekać.

To straszne: wilki. Wilki są w tym lesie! W lesie, który rozciąga się w najlepsze tuż za naszym domem. Chyba nie zasnę już tej nocy. Stałam tak, patrząc z lękiem w ciemność, ale w końcu zmęczenie wzięło górę.

Położyłam się do łóżka i zasnęłam.

Kiedy się przebudziłam, wcale nie miałam lepszego humoru. Nie zaciągnęłam zasłon, więc już wcześnie rano zbudziły mnie promienie słońca, świecące mi prosto w twarz.

Dłuższą chwilę leżałam, ale że była dopiero szósta (Boże! przecież to blady świt!), wstałam i poszłam do łazienki umyć głowę.

Czasami nie cierpię swoich włosów. Kolor jest OK, brązowy, więc pasuje do moich brązowych oczu i oliwkowej karnacji. Jednak ciągle mam z nimi jakieś problemy. Ścięłam je niedawno dość krótko i teraz otaczają moją głowę taką niby aureolą. Nie cierpię myć głowy, więc myślałam, że będzie to łatwiejsze przy krótkich włosach, ale myliłam się. Niby jest szybciej, za to teraz trzeba je myć codziennie. Koszmar. Poza tym jak tylko poczują odrobinę wilgoci w powietrzu, to skręcają się w takie koślawe loczki i wyglądam, jakby piorun w miotłę strzelił. A że mieszkam blisko lasu, w którym nie brakuje miejsc podmokłych…