Выбрать главу

– Kto to zrobił? – Jednak on w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami i przyglądał mi się z zaciekawieniem.

Nagle mnie olśniło.

– Peter – szepnęłam, rzuciłam plecak obok roweru i pobiegłam za róg na parking dla samochodów.

Jednak jedyne, co zobaczyłam, to tablice rejestracyjne jego porsche. Zresztą może lepiej, że go nie dogoniłam. Bo co mogłabym mu zrobić? Nakrzyczeć?

Stałam tak, kipiąc ze złości, kiedy usłyszałam za sobą cichy warkot motocykla. Max zaparkował obok mnie i podał mi mój plecak i kask do jazdy na rowerze.

– Podrzucę cię – mruknął. – Ale musisz włożyć kask.

– Eee, dzięki – odpowiedziałam i usiadłam na siodełku za jego plecami.

– Złap się mnie, bo spadniesz – mruknął i ruszył.

W ostatnim momencie, zanim zleciałam na jezdnię, zdążyłam schwycić go w pasie. Dobrze, że mnie ostrzegł, chociaż mógł to zrobić trochę wcześniej…

Jazda była bardzo przyjemna. Mknęliśmy, mijając drzewa i światła latarni rozpraszające wieczorny mrok, a ja, cóż, w pewnym sensie siedziałam przytulona do Maksa.

Hm, przy okazji odkryłam, że Max ma niezłe mięśnie brzucha – pewnie od pływania. No, co? Czułam to przez jego podkoszulek i kurtkę, a w końcu musiałam się go trzymać, czyż nie? Bo inaczej bym spadła.

Teraz rozumiem też, czemu nosi tę swoją skórzaną kurtkę – pęd wiatru przewiewa ubranie. Bardzo łatwo można zmarznąć.

Mimo to było super, ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Niestety, szybko dotarliśmy pod mój dom. A niech to! Dlaczego mieszkam tak blisko?! Sześć kilometrów to naprawdę niewiele!

– Dziękuję – powiedziałam, schodząc z siodełka. – Gdyby nie ty, to nie wiem, co bym zrobiła.

– Nie ma sprawy – mruknął. – Ale następnym razem nie denerwuj większych od siebie. To cześć.

Następnie odjechał kawałek i zawrócił, wzniecając tuman kurzu, a potem ruszył. No tak. Myślałam, że sobie z nim pogadam, ale on znowu uciekł. Naoglądał się Ściganego, czy co? Chwilę tak jeszcze stałam, ale zaraz światła motocykla zniknęły w ciemności. Powlokłam się więc do domu, ale jeszcze nie wiedziałam, jakie piekło mnie tam czeka…

– Co to był za motocykl?! – warknęła mama, otwierając mi drzwi.

– Mnie też miło cię widzieć – odpowiedziałam, zdejmując buty.

– Co to był za motocykl?! – powtórzyła głośniej i widać po niej było, że przeciągam strunę.

– Kolega mnie podwiózł, bo mój rower miał mały wypadek – powiedziałam.

– Wypadek?! O Boże, Margo nic ci nie jest? – krzyknęła i zaczęła oglądać moją głowę w poszukiwaniu jakichś ran (instynkty macierzyńskie są czasem denerwujące, no nie?).

– To mój rower miał wypadek, a nie ja! – powiedziałam, usiłując się wyswobodzić.

– Jak to rower miał wypadek? – spytał tata, wychodząc z kuchni.

– Jak byłam na zajęciach na basenie, to chyba jakiś samochód po nim przejechał – wyjaśniłam.

W pewnym sensie to była prawda. Wyglądał, jakby znęcała się nad nim ciężarówka, albo nawet dwie.

– Jak to przejechał? Przecież tam są stojaki na rowery. Nie przypięłaś go?

– Przypięłam – odpowiedziałam, myśląc szybko. – Ale może ten samochód cofał i go nie zauważył – dodałam.

– Aaa, możliwe – mruknął tata. – Pamiętam, jak szesnaście lat temu wjechałem tak na latarnię. To doskonały przykład rozchwiania emocjonalnego. Byłem wtedy bardzo zdenerwowany, bo twojej matce właśnie odeszły wody i wiozłem ją do szpitala. Spieszyło ci się na ten świat.

– Aha, pasjonujące – mruknęłam. – Tato, mógłbyś pojechać po Błyskawicę? Może jeszcze da się ją naprawić.

– Dobrze. Mam nadzieję, że nie przejęłaś się tym za bardzo. Młodzi ludzie, tacy jak ty, są skłonni do częstych ataków złości i niepotrzebnej huśtawki nastrojów…

– Tak, tak – powiedziałam szybko i pobiegłam do kuchni. Jak tata się nakręci, to może tak gadać i gadać. Ciekawe, jak ja się jutro dostanę do szkoły? Rano pewnie odwiezie mnie tata, ale jak wrócę? O nie! Pewnie Ivette się zaoferuje. Super, już nie mogę się doczekać. W końcu przejażdżka różowym samochodem to szczyt moich marzeń…

Właśnie siedziałam, w swoim pokoju i słuchałam The Rasmus, gdy do drzwi zastukała mama:

– Margo, zapomnieliśmy ci wcześniej powiedzieć. Jutro z samego rana jedziemy na sympozjum. Tata będzie miał wykład na temat „Problemy emocjonalne dzisiejszej młodzieży a coraz większe zapotrzebowanie na narkotyki i środki pobudzająco-odurzające w środowisku szkolnym” – powiedziała z dumą.

– Aha – specjalnie mnie to nie obeszło, ciągle jeżdżą na jakieś wykłady o podobnie bzdurnych tytułach.

– Problem w tym, że ten wykład odbędzie się w Nowym Jorku, więc nie wrócimy na noc. Chociaż w zasadzie może się okazać, że zostaniemy tam jeszcze dłużej, bo to będzie cykl wykładów. Pewnie w środę rano będziemy już z powrotem, chyba że właśnie zostaniemy dłużej. Ale wtedy do ciebie zadzwonimy. Słyszysz? Będziesz musiała sama sobie przygotować wszystkie posiłki.

– Aha, okay – odparłam tylko.

– Dobranoc – powiedziała mama i zamknęła za sobą drzwi.

Hurra!!! Mam całą chatę dla siebie przynajmniej na jeden wieczór! Niech żyją sympozja naukowe!

Zaraz, ale czym ja się tak podniecam?

Przecież mam tylko jedną przyjaciółkę, Ivette. Nie urządzę więc żadnej imprezy. Zostaję sama w domu na całą dobę i nie wiem, co miałabym ze sobą zrobić. To straszne!

Właśnie postanowiłam się położyć, gdy zadzwoniła Ivette.

– Cześć – przywitałam ją.

– Cześć. Sorry, że dzwonię tak późno, ale mam do ciebie bardzo ważne pytanie.

– Eee… jasne, o co chodzi?

– Margo, jak pokazać chłopakowi, że się nim interesuję? Ale wiesz, żeby to nie wyglądało, jakbym się narzucała.

I ona mnie o to pyta? Przecież ja to pytanie zadaję sobie od lat…

– Nie wiem – powiedziałam po prostu. – Wiesz, ja nigdy nie miałam chłopaka.

– No tak, ale może masz jakiś pomysł?

– Może zadzwonisz do swojej siostry? – zaproponowałam. Jakiś czas temu mi o niej wspominała. Mówiła, że Brigitte mieszka na stałe we Francji i tam studiuje. Ona to ma dopiero fajne życie.

– Dlaczego miałabym dzwonić do swojej siostry? – zdziwiła się.

– Przecież ona ma męża – przypomniałam jej. – Sama mówiłaś mi o tym nie dalej niż wczoraj.

– No i co z tego?

Czy mi się zdaje, czy ona jest dzisiaj taka… niedomyślna?

– Nie sądzisz, że w jakiś sposób musiała go najpierw poznać, zanim stanęła sobie naprzeciwko niego w kościele? – spytałam lekko zirytowana. Na serio chciało mi się już spać.

– Aaa… rzeczywiście, masz rację! – Olśniło ją. Nawet nie słyszała ironii w moim głosie.

– Możesz mi powiedzieć, o kogo ci chodzi? – spytałam.

– No, nie wiem… bo wiesz, to trochę głupie – mruknęła.

– A słyszałaś kiedyś o mądrej miłości? – spytałam.

– Niby nie, ale to… skomplikowane.

– Wyduś to z siebie – wręcz warknęłam.

– Eee, no w zasadzie to trochę się tego wstydzę. Może powiem ci o tym jutro, co? No dobra, to cześć! – zakończyła rozmowę i rozłączyła się, zanim zdążyłam zareagować.

Ciekawe, o kogo jej chodziło? Kurczę, teraz nie będę mogła zasnąć. Hm, na pewno nie chodziło jej o Petera, w końcu był prawdziwym draniem. Więc o kogo? W zasadzie Iv podobają się sportowcy, więc to pewnie któryś z nich. Tylko który?

7.