Выбрать главу

– Czekaj! – zawołałam za nim, ale nie zareagował. A niech to!

Czy ja dobrze słyszałam, czy mam omamy? Czyżby Max przed chwilą powiedział, że jestem jego dziewczyną? Zaraz, czemu ja o niczym nie wiem?! Może ktoś by mi to wyjaśnił?! Co tu się dzieje, do diaska?!

– To niewiarygodne! – wyrwał mnie z zadumy pisk Ivette, – Jesteś dziewczyną Maksa?

– Eee, nie – mruknęłam. – A w każdym razie nic mi o tym nie wiadomo…

– Świetnie! – krzyknęła Iv, gdy dzwonek zadzwonił nad naszymi głowami, dając wszystkim znak, że lekcja już się zaczęła.

– Spóźnimy się na biologię i Bakteria nas zabije.

Co miałyśmy zrobić? Pobiegłyśmy szybko na lekcję.

Do końca dnia nie zdołałam już złapać Maksa, mimo że, na wszystkich przerwach przeszukiwałam korytarze jak pies gończy. Nigdzie nie mogłam go znaleźć. Nie było go ani w sali, w której powinien mieć lekcję, ani na korytarzu przed salą, ani nawet w męskiej ubikacji, do której wtargnęłam zdesperowana – tak, wiem, że to obciach. Niestety, zostałam wygwizdana przez znajdujących się wewnątrz chłopców i niczego nie zyskałam. Max zapadł się pod ziemię.

Gdy zabrzmiał ostatni dzwonek, szybko wybiegłam na parking, ale zobaczyłam już tylko tuman kurzu wzniesiony przez koła oddalającego się w pośpiechu motocykla. Spóźniłam się i znowu mi uciekł. Teraz będę musiała czekać aż do jutra, żeby się dowiedzieć tego, co mnie męczy.

– To jak, jedziemy? – spytała Iv, podchodząc do mnie.

– Jedziemy, jedziemy – odparłam wściekła.

Już w samochodzie Ivette spytała:

– To o co chodzi z tobą i Maksem?

– Nie mam zielonego pojęcia – odparłam.

– Ale on przecież po coś to powiedział – nie dawała za wygraną.

– Pewnie chodziło mu tylko o to, żeby Peter się odczepił.

– Aaa… – mruknęła zawiedziona Iv, widocznie tak jak ja wyobrażała sobie nie wiadomo co. – Szkoda. Hej! A może on w ten sposób dał ci do zrozumienia, że chce z tobą chodzić?

Aha, nadzieja matką głupich.

– Nawet jeśli, to i tak bym się nie zgodziła – stwierdziłam.

– Dlaczego?

– Bo według mnie to było bardzo nieromantyczne i mi się nie podobało – powiedziałam cierpko. – Zresztą nie ma o czym mówić.

– Tak, ale może…

– Iv, daj spokój!

– Dobrze, już dobrze – powiedziała i więcej już nie rozmawiałyśmy.

No proszę, gdy wchodziłam do domu, przypomniałam sobie, że nie spytałam Iv o tego jej tajemniczego Akiego. Obejrzałam się szybko, ale już odjechała. Szkoda. No cóż, zrobię to jutro, przecież ten Aki nie zniknie…

Cały czas słyszałam słowa Maksa. Na dodatek nie mogłam się przez to na niczym skupić. Usiłowałam odrabiać lekcje, ale skończyło się na tym, że siedziałam w swoim pokoju, gapiąc się bezmyślnie w okno.

Co on chciał przez to powiedzieć???

Czy zrobił to tylko po to, żeby ten durny Peter mnie zostawił?

Może skrycie coś do mnie czuje, tylko boi się to okazać? Może miał nieszczęśliwe dzieciństwo?

No bo przecież Max jest i przystojny, a do tego tajemniczy, trochę „mroczny”. I jeździ na motorze, i nosi skórzaną kurtkę, i słucha metalu. Może to dość dziwny ideał, ale jak dla mnie – w sam raz.

Koniecznie muszę dorwać Maksa jutro na basenie. Chociaż z drugiej strony, jeśli rodzice nie wrócą, to chyba wcale nie pójdę na te zajęcia. W takim razie muszę go złapać na jakiejś przerwie, a ostatecznie dopiero na historii sztuki pojutrze.

Włączyłam na full ostrego rocka i tym spróbowałam odwrócić swoją uwagę od tego drażliwego tematu.

Taak… jutro rano Ivette pewnie znowu po mnie wpadnie.

Tylko w co ja się ubiorę? Muszę ładnie wyglądać. Nie, to wcale nie dla Maksa.

Och, dobrze, dla niego.

Godzinę wcześniej.

Obudziłam się godzinę wcześniej. Dlaczego?

Bo dotarło do mnie, że nie wiem, w co mam się ubrać… Naprawdę jest ze mną coraz gorzej. Nie mogę spać przez chłopaka, który w zasadzie nic nie powiedział. A może jednak powiedział?

Matko, znowu zaczynam…

W końcu jednak się przygotowałam i w jakiś nadprzyrodzony sposób zdołałam nawet coś zjeść. A przecież na myśl, że muszę się spotkać z Maksem, żołądek zawiązuje mi się w supeł.

Tak, tak, wiem, wcale nie muszę go o nic pytać, jeśli aż tak bardzo tego nie chcę. W tym jednak problem, że ja bardzo chcę. I jeśli tego nie zrobię, to do końca życia będę żałować. No, bo kto wie, co Max mi odpowie?

Ubrana jak na wystawę, wyjątkowo nie całkiem w czerń, siedziałam na ganku, czekając na Ivette. Bogu dzięki przyjechała punktualnie, bo sama nie wiem, czybym nie stchórzyła i nie została w domu.

– Co masz jakąś taką niewyraźną minę? – spytała, kiedy siadałam obok niej.

– Iv, sama nie wiem – zaczęłam. – Mam pytać Maksa, dlaczego wczoraj tak powiedział, czy udać, że nic się nie stało?

– A chcesz się od niego dowiedzieć?

– No… chcę.

– To spytaj – odparła lekko.

Tak, łatwo jej mówić. Ja chyba jednak nie dam rady. Czuję się zupełnie tak jak wtedy, w lesie. Po prostu nie wiem, jak się zachować.

Jakoś przeżyłam ten bardzo nerwowy dzień, bo nie było okazji, żeby w ogóle podejść do Maksa. Cały czas łaził z jakimiś ciemnymi typkami. O, przepraszam, ze swoimi przyjaciółmi. W każdym razie prędzej dałabym się pokrajać, niżbym do nich podeszła i spytała, czy może ze mną chwilę porozmawiać.

Dlaczego chłopcy to zwierzęta stadne?! Czy Max nie może chociaż przez chwilę być sam?! Wystarczyłoby mi jakieś pięć minut. Pięć minut. Czy proszę o dużo?

Ale nie, on przez cały dzień łaził ze swoimi kumplami.

Poza tym znowu przyczepiła się do mnie ta cheerleaderka. Chyba już zapomniała o gumie do żucia i staniku na basenie. Albo chce się na mnie zemścić…

– Jaka ty jesteś głupia – powiedziała do mnie kpiąco na przerwie. – Przecież oczywiste było, że tylko o to chodziło Peterowi. A ty myślałaś, że on się w tobie zakochał? Naiwniaczka.

– Odwal się, albo wepchnę ci te twoje pompony do gardła – warknęłam swoją ulubioną groźbę.

– Uważaj, bo to raczej ja mogę coś zrobić tobie – powiedziała, jak jej się wydawało, złowieszczo. – Mam wielu znajomych, możemy cię tak urządzić, że już się nie pozbierasz.

– Naprawdę? – spytałam i spojrzałam na nią jak na robaka.

– Chciałabym to zobaczyć.

Wiem, że to było prawie tak głupie, jak machanie bykowi czerwoną płachtą przed oczami. Ale cóż… nigdy nie grzeszyłam rozwagą. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że mogę to popamiętać…

Maksa postanowiłam zaatakować następnego dnia, podczas historii sztuki. Dokładnie to sobie obmyśliłam. Prawie. Mój plan przewidywał głównie, że usiądę obok niego i wezmę go w krzyżowy ogień pytań.

I… prawie się udało.

Weszłam do sali tuż po dzwonku, bo musiałam się do tego spotkania trochę przygotować. Przesiedziałam całą przerwę w toalecie, zastanawiając się, czy to jest na pewno dobry pomysł…

Otworzyłam drzwi i zaczęłam przechodzić pomiędzy stolikami. Kiedy mijałam ławkę Debbie (to ta moja ulubiona cheerleaderka), ona przejechała sobie po szyi palcem, w geście starym jak świat. Że niby: zginiesz, albo coś w tym rodzaju. Zaczyna się robić ciekawie…

Na wszelki wypadek ominęłam ją więc szerokim łukiem. Przeszłam nad nogami Maksa, które jak zwykle ułożył na podłodze, i usiadłam na swoim miejscu. Max nawet mnie nie zauważył, pisał coś w zeszycie.