Выбрать главу

– Cześć, Max – powiedziałam.

– Mhm – mruknął w odpowiedzi i nawet na mnie nie spojrzał. Eee… no to jeszcze raz.

– Max, mogłabym cię o coś spytać?

– Taak… – mruknął, bazgrząc coś w zeszycie.

– No, więc… – zaczęłam, ale przerwało mi wejście profesora Hawka.

Na jego lekcjach nigdy nie jest cicho, ale jakiś tak głupio mi było teraz rozmawiać z Maksem. Choroba…

Wzięłam kartkę papieru i prawie pięć minut zastanawiałam się, jak napisać to głupie pytanie, które tak mnie dręczy.

Max, czy mógłbyś mi powiedzieć, dlaczego powiedziałeś Peterowi, o co Ci wtedy chodziło? Wiesz, przedwczoraj.

Tak, graficznie to trochę nie za bardzo. Zwłaszcza przez skreślenia. No ale mówi się: trudno. Złożyłam wiadomość i rzuciłam Maksowi na ławkę.

Upadła mu akurat przed samym nosem, na zeszyt, w którym pisał. Spojrzał na mnie zdziwiony, ale ponieważ odwróciłam wzrok, skierował uwagę na kartkę.

Szybko przeczytał wiadomość, jeszcze raz na mnie spojrzał, nabazgrał coś pod spodem i rzucił w moją stronę.

Kiedy przedwczoraj?

Zatkało mnie. To on nawet nie pamięta, co się wtedy stało?!

Wtedy, kiedy Peter chciał mnie uderzyć. O co Ci chodziło?

Parę sekund później odpisał:

O to, żeby się od Ciebie odczepił. Tylko nie mów, ze sama chciałaś mu wy drapać oczy…

No nie, nie da się z nim dogadać…

W zasadzie to chodziło mi o to, co mu wtedy powiedziałeś. Wiesz, jak on powiedział, że… Oj, przypomnij to sobie!

Spojrzał na mnie zaintrygowany i odpisał:

Chodzi Ci o to, kiedy spytał, dlaczego Cię bronię?

Rany, chyba nigdy nie spojrzę mu w oczy. Już teraz jestem czerwona. Mimo to odpisałam krótko:

Tak.

Ponieważ moja kartka już się skończyła, więc wyrwał kawałek ze swojego zeszytu i napisał odpowiedź, którą nie za bardzo potrafię zinterpretować…

Więc chodzi Ci o to, co wtedy powiedziałem… No cóż, w zasadzie to miałem zamiar tylko go uciszyć, a to jakoś tak samo mi się wymknęło.

Co rozumiesz przez „wymknęło”? - odpisałam.

Max siedział teraz przodem do mnie, a bokiem do profesora. Całkowicie go ignorował. Zresztą ja też. Z zapartym tchem czekałam na odpowiedź.

Po prostu wymknęło. A co?

Nie całkiem chodziło mi o coś takiego…

Mc. Tak po prostu pytam.

W następnej chwili odrzucił mi kartkę:

Tak tylko „po prostu”, Margo? O co Ci chodzi?

Przezwyciężyłam samą siebie i spojrzałam mu prosto w oczy. A, co tam. Raz kozie śmierć.

A ty byś się na moim miejscu nie zastanawiał? Gdybym na przykład ja coś takiego powiedziała?

Uśmiechnął się pod nosem i odpisał:

Chyba tak. Ale powiedz, dlaczego pytasz? Musisz mieć jakiś powód. Bo ja bym pytał, chociażby z czystej ciekawości.

Chce grać? To proszę bardzo!

A jakbym powiedziała, że też pytam z ciekawości?

Przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.

To poważnie zastanowiłbym się, czy nie chodzi Ci jeszcze o coś. O coś pomiędzy wierszami.

Spojrzałam na niego, miał teraz na twarzy taki lekki uśmieszek. Trochę kpiący. Ale on zawsze się tak właśnie uśmiecha.

Choroba, on wie, o co mi chodzi! Tylko cały czas się ze mną drażnił! A niech go!

Nie wiem, o czym mówisz - nabazgrałam wściekła.

Wiesz, wiesz - odpisał. – Tak przy okazji, uważaj na Debbie. Coś na Ciebie szykuje.

W następnej chwili zadzwonił dzwonek i wszyscy zerwali się ze swoich miejsc. Max także.

Nawet się nie odwrócił. Nawet na mnie nie spojrzał. Rany… znowu się czerwienię.

Czy to było coś w rodzaju flirtu? Bo ja tego jeszcze nigdy nie robiłam. To znaczy, nie flirtowałam. Chyba że można było zaliczyć tu moje rozmowy z Peterem. No więc, czy to było to?

A co może szykować na mnie tamta jędza? Bez przesady… Już widzę, jak ona wymyśla coś, co by zdołało mnie zaskoczyć.

Bądźmy szczerzy, przecież ona ma absolutną pustkę w miejscu mózgu.

Kiedy już po lekcjach jechałam z Iv do domu, dopadły mnie wątpliwości. Może to jednak wcale nie był flirt? Może on tylko sobie ze mnie żartował?

– O czym myślisz? – spytała Ivette.

Szybko opowiedziałam jej przebieg mojej rozmowy z Maksem. Tak ją to wszystko zdziwiło, że aż oderwała oczy od jezdni, a przecież wiadomo, jakim ona jest wzorowym kierowcą.

– Żartujesz?! – wykrztusiła z siebie tylko.

– Nie – odpowiedziałam.

– Ale numer! – pisnęła.

Taak… strasznie fajnie. Już sobie wyobrażam, co on teraz o mnie myśli. Boże…

– Problem w tym, że strasznie trudno coś od niego wyciągnąć. Jest taki… taki… niedostępny – zakończyłam kulawo.

– Jak góra lodowa – zaśmiała się Ivette. – Tylko że musiałby być jeszcze do tego zimny.

– Chyba jest… – westchnęłam.

– Ale wpadłaś – zaśmiała się Ivette. – Zakochałaś się w nim! Że co?! Że niby ja?! Jeszcze czego! Jak mogłabym się zakochać w kimś takim?! Ja go tylko… lubię.

– Nie zakochałam się w nim! – wycedziłam.

– To co teraz zrobisz? – spytała roześmiana Ivette, udając, że nie słyszy tego, co przed chwilą powiedziałam. – On się z tobą droczy.

– Naprawdę? – ucieszyłam się.

– Tak – odpowiedziała zdegustowana. – I ty twierdzisz, że się w nim nie zakochałaś?

Mieliście kiedyś ochotę udusić najlepszą przyjaciółkę? Bo mnie się czasami ręce same do tego wyciągają. Ivette potrafi być wkurzająca jak nikt inny.

– To co zrobisz? – popędziła mnie.

– Nie wiem – odpowiedziałam niechętnie, a następnie dodałam: – Może jeszcze spróbuję coś z niego wyciągnąć. Skoro, jak twierdzisz, dzisiaj się ze mną droczył.

Taak. Teraz to już widzę. Znowu go pomęczę. Może na basenie w sobotę? Albo może dopiero na następnej historii sztuki…

– Będę Titanikiem, który skruszy górę lodową – zaśmiałam się.

– Taak… – mruknęła Ivette cicho. – Tylko że Titanic przy tym zatonął.

Puściłam jej słowa mimo uszu.

Może Max rzeczywiście chociaż trochę mnie lubi. Super! Już nie mogę się doczekać następnego spotkania!

8.

Tydzień jakoś tak mi przeleciał… Max ciągle trzyma się swoich znajomych, więc nie mam okazji, żeby z nim pogadać. To straszne!

Co prawda zauważa mnie, bo zawsze kiedy przechodzę obok, to kiwa głową albo puszcza do mnie oko. A to oznacza, że musi mnie w jakiś sposób lubić!!!

Miałam nadzieję, że zdołam go złapać na basenie, ale kiedy przyszłam, on był już w wodzie. Choroba! A przy Pijawce wszystkie rozmowy są, niestety, zabronione…

Wybrałam pas obok niego i wsunęłam się do wody. Nawet ta despotka mnie nie powstrzyma! Przepłynęłam delfinem całą długość basenu, żeby znaleźć się obok Maksa. Taak… kiedy tam dopłynęłam, on był gdzieś tak w połowie długości. Tylko że w drugą stronę. Przez cały trening się z nim mijałam. Już naprawdę zastanawiam się, czy on to robił specjalnie, czy był to tylko przypadek. Bo nawet usiłowałam poczekać, żeby mnie dogonił, ale wtedy z kolei Pijawka na mnie krzyczała.

Po jakichś dwóch godzinach usłyszałam gwizdek Pijawki oznajmiający koniec zajęć. Zerknęłam szybko w stronę Maksa. Kiedy wchodził po drabince, woda spływała strumyczkami po jego plecach. Jednym ruchem zerwał z głowy czepek i wilgotne włosy rozsypały mu się po twarzy. Dokładnie widziałam ruch jego mięśni, kiedy przeczesywał włosy dłonią…