Выбрать главу

– Możliwe, że gdybyś więcej ćwiczyła, to nawet mogłabyś startować w tegorocznych mistrzostwach międzyszkolnych!

Aha, niedoczekanie!

– Raczej nie, bo…

– Zajęcia dodatkowe odbywają się zawsze w poniedziałki i środy od siedemnastej, a w soboty od siódmej rano! Masz przyjść! Zapisuję cię! A jak nie przyjdziesz, to będziesz miała ze mną do czynienia! – krzyknęła i zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, odeszła. I to jest ta amerykańska demokracja? Dobre sobie… Wydawało mi się, że w którymś momencie zdążyłam powiedzieć „nie”. Ale jak widzę, nikt mnie nie słucha. Super…

Gdy już się przebrałyśmy, Ivette zapytała:

– Jemy razem lunch?

– Hm – mruknęłam i odwróciwszy się, włączyłam suszarkę do włosów. W tym momencie miałam taką ochotę na rozmowę, jak Sweter na zabawę po corocznych szczepieniach.

W czasie przerwy śniadaniowej ja jadłam, a Ivette wciąż się dziwiła. Szczerze mówiąc, sama nie wiedziałam, że potrafię tak dobrze pływać. Nie mam mięśni jak sportowiec. Jestem raczej drobna i wątła, więc tym bardziej dziwi mnie mój wyczyn. To musiał być skutek uboczny stresu. Taak… Przydałby mi się taki stres na sprawdzianach z historii czy fizyki…

Po lekcjach Ivette zaproponowała, że mnie podwiezie do domu, ale odpowiedziałam jej, że przyjechałam rowerem. Na szczęście żadnym sposobem nie udało się go wepchnąć do bagażnika garbusa Iv (a próbowała! serio!). Naprawdę mam szczęście, że ten jej samochód jest taki mało pojemny.

Rodzice znowu mieli powód do radości, bardzo ucieszyli się z mojego przyjęcia do drużyny:

– Oznacza to, że przystosowałaś się już do nowego środowiska i w pełni je akceptujesz…

Tak, tak tato. Tylko czemu mnie nikt nie zapytał o zdanie, czy ja w ogóle chcę należeć do jakiejś drużyny?!

Wieczorem wzięłam długą, gorącą kąpiel. Czuję, że jutro rano wszystko będzie mnie bolało. No, ale tym będę się przejmować dopiero jutro…

To zbrodnia wstawać tak wcześnie!!! OK, mogę chodzić na basen, rzeczywiście bardzo lubię pływać. Ale czemu muszę wstawać o tak pogańskiej porze?! Żeby zdążyć na siódmą, muszę wstawać o szóstej! W sobotę!!! Litości!!!

Kiedy zadzwonił budzik, miałam ochotę rzucić nim o ścianę. Korciło mnie, żeby zostać w łóżku i olać zajęcia na basenie. Ale poznałam już trochę charakterek Pijawki, więc wolałam nie ryzykować swej powolnej śmierci w męczarniach. A ona z pewnością byłaby zdolna do popełnienia zbrodni. Marudząc pod nosem, zwlekłam się z łóżka i szurając kapciami, podreptałam do łazienki.

Gdy zeszłam na dół, okazało się, że mama i tata już wstali. Obydwoje pracują w soboty. Do niedawna miałam z tego prawdziwą satysfakcję, leżałam sobie w łóżku i słuchałam ich porannej krzątaniny. No właśnie, do niedawna…

Nałożyłam jedzenie do miski Swetera i usiadłam przy stole, spoglądając nieprzytomnie w przestrzeń.

– Może cię podrzucić? – zaproponował tata.

– Dobra, ale wezmę ze sobą rower. Muszę jakoś wrócić – odparłam.

Jakoś mnie nie pociągał sześciokilometrowy spacerek. Już siedziałam w samochodzie, kiedy tata powiedział:

– Mnie i mamę bardzo cieszy, że już znalazłaś sobie w nowej szkole przyjaciół…

Prawdę mówiąc, to mam dopiero jedną koleżankę, ale uznałam, że nie warto mu przerywać.

– …pomyśleliśmy też, że gdybyś chciała zorganizować jakieś przyjęcie, to masz naszą zgodę.

Nie wierzę!!! Czyżby kosmici porwali moich rodziców i na ich miejsce podstawili ulepszone egzemplarze?

– Z chęcią! – odparłam. – Ale może jeszcze nie teraz. Przecież jestem tu dopiero czwarty dzień.

– No, tak – zgodził się tata. – Ale jak będziesz chciała, to śmiało mów.

To niesamowite! Ciekawe, co jeszcze się dzisiaj wydarzy? Może The Calling da koncert w Wolftown? No, teraz to już trochę przesadziłam, ale bardzo chciałabym zobaczyć ich na żywo. Chociaż przez chwilę…

Przed szkołą wysiadłam z samochodu, wyjęłam z bagażnika rower i przypięłam go do barierki. Wciąż myślałam nad słowami taty, nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Może mama dorwała jakiś poradnik z rodzaju: „Jak wychować nastolatka”? Bo innego wyjaśnienia nie widzę. Taka zmiana!

Właśnie zarzucałam plecak na ramię, gdy na parking wjechał czarny motocykl. Ten wspaniały model Suzuki, ze srebrnymi strzałami po bokach. Motor, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia i o którym nawet zdążyłam już pomarzyć jakieś… sto dwadzieścia razy.

Przyznaję, specjalnie się grzebałam, żeby tylko zobaczyć, kto z niego zsiądzie.

Przedmiot moich marzeń stanął parę metrów ode mnie. Ha! Zaraz się wszystkiego dowiem! Z motoru zszedł wysoki chłopak w czarnej skórzanej kurtce. Oho, jeszcze chwila i zobaczę, kim on jest. Powoli sięgnął ręką do góry, do czarnego błyszczącego kasku. Kiedy przechodziłam obok niego, specjalnie zwolniłam, tak… niby przypadkiem, i wtedy on zdjął kask i potrząsnął lekko czupryną jasnych włosów.

Max! Więc to on jeździ na tym ósmym cudzie świata? Ależ mu zazdroszczę! Wydaje się, że musi też nieźle pływać, skoro Pijawka zwerbowała go na dodatkowe zajęcia.

– Cześć – rzuciłam od niechcenia, mijając go.

W odpowiedzi spojrzał na mnie i tylko kiwnął głową. Czy on się nigdy nie odzywa? A może ja jestem namolna? Ale czy normalne „cześć” jest namolne? No, chyba nie. To z nim jest coś nie tak. Ale jedno trzeba mu przyznać, motor ma wspaniały…

W szatni dla dziewczyn przebrałam się w ten sam kostium, co poprzednio (już raz przyniósł mi szczęście). A potem w korytarzu prowadzącym na pływalnię wpadłam na… Petera!

I to dosłownie! Otwierając z rozmachem drzwi (to taki mój zwyczaj – wszystkie ściany w naszym domu są zawsze poobijane), uderzyłam go nimi w twarz. O, kurczę, aż coś chrupnęło.

Ale cóż, sam się prosił, po co szedł tak blisko ściany.

– Cześć – powiedziałam przestraszona i szybko do niego podeszłam. – O, matko! Nic ci się nie stało?

– A, to ty… Cześć – odpowiedział i zaczął masować sobie nos. Na szczęście nie leciała mu krew, więc może nie było tak źle.

– Chyba nie złamałam ci nosa? – O rany, ale numer. Po raz pierwszy zrobiłam komuś krzywdę, i to w dodatku zupełnie nieświadomie!

– Nie, spokojnie – odpowiedział i nawet się uśmiechnął. – Już prawie w ogóle nie boli.

Hm, może go nie bolał, ale był cały czerwony.

– Przepraszam – przeprosiłam.

– Nie szkodzi – odpowiedział i razem ruszyliśmy korytarzem.

– Co ty tu robisz? – spytałam. – Jesteś w drużynie?

– Nie – odpowiedział i roześmiał się. Nadal delikatnie masował swój biedny nos. – Przychodzę tu tylko, żeby poćwiczyć.

No proszę, to ktoś wstaje o świcie z własnej, nieprzymuszonej woli? Ja cię kręcę… Tylko pogratulować samozaparcia, mnie go zawsze brakowało.

– Należę do drużyny koszykarskiej – dodał. To akurat wiedziałam, mruknęłam więc tylko:

– Aha.

– Wiesz co? Byłaś wczoraj niesamowita! – powiedział z uznaniem.

– Eee, dzięki.

– Nic dziwnego, że Pijawka przyjęła cię do drużyny. Byłaś szybsza od niejednego chłopaka. Jak Pijawka podała czas, to aż mnie zatkało!

Komplementy to miła rzecz, no nie?

W tym momencie przeszliśmy przez wielkie, oszklone drzwi i stanęliśmy nad basenem. Poza nami w hali było jeszcze pięciu chłopców. No właśnie – chłopców. Byłam tu jedyną dziewczyną, oczywiście nie licząc Pijawki. Po prostu ekstra…

– No, nareszcie przyszłaś! – wrzasnęła nauczycielka, gdy tylko mnie zauważyła. – Peter na ławkę! Musisz poczekać! Margo do wody! Rozgrzej się!

Przepłynęłam sobie spokojnie środkowym pasem dwie długości basenu. Och, kocham pływanie, bo to zupełnie jakby się latało.