Выбрать главу

Oyre także przeszła przez igielne ucho gorączki. Oboje stali nie mogąc się sobie napatrzyć, śmiechem i okrzykami witając swe skóry i kości. Wtem Oyre wybuchnęła płaczem i śmiechem jednocześnie i wtuliła się w jego ramiona. Tak splecionych twarz przy twarzy zastał Aoz Roon, który ujął pulchną rączkę syna i ramieniem opasał Dol. Łzy płynęły mu po wymizerowanych policzkach.

Kobiety pokrótce opowiedziały o ostatnich, tragicznych wydarzeniach w Oldorarido, a Oyre opisała Laintalowi Ayowi zakończoną niepowodzeniem próbę przejęcia władzy przez Dathkę. Dathka nadal przebywał w mieście, podobnie jak wielu innych. Kiedy Raynil Layan przyszedł do Oyre i Dol z propozycją zabrania ich w bezpieczne miejsce, przystały na to. Co prawda podejrzewały, że pragnie wynieść cało własną skórę z miasta, ale z obawy, że Rastii Roon może złapać plagę, zgodziły się bez wahania i wyruszyły z nim w wielkim pośpiechu. Z powodu niedoświadczenia Raynilą Layana już na samym początku rabusie borlieńscy okradli ich z dobytku i wierzchowców.

— A fagory? Zaatakują miasto?

Kobiety nie umiały powiedzieć nic ponad to, że miasto wciąż trwa, pomimo chaosu w obrębie murów. Lecz kiedy się wymykały, pod murami rzeczywiście stanęły nieprzeliczone hordy strasznych fugasów.

— Będę musiał wrócić.

— To ja wracam z tobą… nie opuszczę cię więcej, mój — drogi — powiedziała Oyre. — Raynil Layan może robić, co mu się podoba. Dol i chłopiec zostają z ojcem.

Kiedy tak gawędzili wśród uścisków, dym rozsnuł się od zachodu ponad niziną. Zbyt zajęci, zbyt szczęśliwi, nic nie spostrzegli.

— Widok syna przywraca mi życie — rzekł Ąoz Roon, przygarnąwszy dziecko i otarłszy rękawem oczy. — Dol, jeśli możesz puścić w niepamięć to, co było, od dziś znajdziesz we mnie lepszego — męża.

— Wyrażasz skruchę, ojcze — powiedziała Oyre. — Ja pierwsza winnam to uczynić. Teraz wiem, jak samowolnie zachowywałam się wobec Laintala Aya i w rezultacie omal go nie utraciłam.

Widząc łzy w jej oczach Laintal Ay bezwiednie wspomniał swoją snoktruiksę z królestwa pod radżababami i przyszło mu na myśl, że tylko dzięki temu, że Oyre omal go nie utraciła, mogli się teraz nawzajem odnaleźć. Utulił ją, lecz wyrwała się z jego objęć.

— Wybacz mi, a będę twoja… i nigdy już taka samowolna, przysięgam.

Z uśmiechem przyciągnął ją znów do siebie.

— Zachowaj odrobinę woli. Jest potrzebna. Musimy się jeszcze wiele nauczyć i musimy się zmienić, tak jak zmieniają się czasy. Wdzięczny ci jestem za twą mądrość, za to że zmusiłaś mnie do działania.

Przylgnęli do siebie czule, kurczowo czepiając się swych wychudzonych ciał, całując kruche wargi.

Madis przewodnik wracał do przytomności. Powstał przyzywając Raynila Layana, lecz mistrz menniczy dał nogę. Dymy gęstniały, mieszając swoje popioły z popielatą barwą nieba. Aoz Roon zaczął opowiadać Dol o swych przejściach na wyspie, ale Laintal Ay mu przerwał.

— Jesteśmy znów razem, co zakrawa na cud. Jednak Oyre i ja musimy wracać do Embruddocku. Z pewnością tam nas potrzebują.

Para strażników zniknęła za chmurami. Dął wiatr, niepokojąc porywami nizinę. To właśnie ten wiatr, wiejący od Embruddocku, rozsnuwał wici pożaru. Dym był już gęstszy niż chmury. Jak całun osnuł wszystkie żywe istoty — przyjaciół i wrogów — rozproszone po nizinie. Spowił wszystko. Z dymem napływał swąd spalenizny. Hen w górze leciały na wschód stada gęsi.

Figurki ludzkie, skupione wokół pary rogatych zwierząt, reprezentowały trzy pokolenia. Zaczęły się przesuwać w niknącym z oczu pejzażu. Miały przeżyć, chociaż wszyscy inni zginęli, chociaż kzahhn triumfował, albowiem to się właśnie wydarzyło.

W płomieniach trawiących Embruddock rodziło się nowe. Na Helikonii pod ancipitalną maską Wutry szalał Siwa — bóg śmierci i odrodzenia.

Zaćmienie było teraz całkowite.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
Jeśli wierzysz, że dawniej wszystko już było, ale Ludzie wszyscy zginęli w strasznym słońca upale Albo runęły miasta w nagłym trzęsieniu ziemi, Albo woda, wezbrana deszczami przeciągłymi, Miasta i wsie zalała, granice skradłszy brzegom — Musisz swój umysł skłonić do potwierdzenia tego, Że i ziemia, i niebo zguby swej nie uniknie Bo jeśli świat przenosił tak liczne, tak niezwykłe Wstrząsy i choroby, to już by ze szczętem zginął, Gdyby się zetknął z jeszcze bardziej zgubną przyczyną.
Lukrecjusz O naturze Wszechrzeczy. 55 p. n. e.