Выбрать главу

Aoz Roon, Laintal Ay i Oyre byli już na nogach; zabijali ręce i przytupywali, żeby pobudzić krążenie krwi. Milczeli, pokasłując tylko od czasu do czasu. Spojrzawszy po sobie bez słowa ruszyli w drogę. Aoz Roon pierwszy wszedł na zamarzniętą taflę jeziora, która zadzwoniła mu pod stopami. We troje podeszli do jakby żywego, zaklętego w lodzie obrazu. Patrzyli nie dowierzając własnym oczom. Mieli przed sobą monumentalne dzieło rzeźbiarskie, prawdziwe w najdrobniejszym szczególe, szalone, jeśli chodzi o wizję. Prawie pod kopytami dwóch kaidawów leżał trzeci, większą częścią tułowia pod szklanymi falami, zadarłszy w trwodze łeb o rozdętych chrapach. Jeździec, ledwo uczepiony jego grzbietu, przerażający w swej martwocie, usiłował opanować wierzchowca. Wszystkie postacie zostały uchwycone w pełnym ruchu, z uniesioną bronią, z oczami utkwionymi prosto w przeciwległy brzeg, do którego nie miały nigdy dotrzeć. Wszystkie otulił szron. Stały jako pomnik brutalnej siły. Wreszcie Aoz Roon kiwnął głową i przemówił. Głos miał przytłumiony.

— To się zdarzyło naprawdę. Teraz uwierzyłem. Wracajmy.

Cud z roku 24 został potwierdzony. Poprzedniego wieczoru Aoz Roon odesłał swoją wyprawę pod dowództwem Dathki z powrotem do Oldorando. Dopiero po przespanej nocy zdołał do końca uwierzyć, że to nie był sen. Jego towarzysze milczeli. Uratował ich cud; myśl o tym mąciła im w głowach, zawiązywała języki. Odeszli od przerażającej rzeźby bez słowa.

Natychmiast po przybyciu do Oldorando kazał Aoz Roon parze łowców zaprowadzić jednego ze swoich niewolników nad Rybie Jezioro, na miejsce cudu. Kiedy niewolnik na własne oczy obejrzał ów żywy obraz, zawiązano mu ręce na plecach, ustawiono twarzą na południe i poczęstowano kopniakiem na drogę. Po powrocie do Borlien miał opowiedzieć swoim ziomkom o potężnej czarodziejce, która stoi na straży Oldorando.

VIII. OBSYDIANIADA

Shay Tal stała wyprostowana w komnacie starszej nad wszelkie oldorandzkie rachuby czasu. Urządziła ją jak mogła: na ścianie antyczna tkanina, ongiś własność Loily Bry, potem Loilanun — znakomitego rodu zmarłych kobiet; w kącie jej nędzne wyrko plecione ze sprowadzanej z Borlien orlicy (orlica odstraszała szczury); mały kamienny stolik z przyborami do pisania; kilka skór na podłodze, gdzie przysiadło teraz bądź przykucnęło trzynaście kobiet. Odbywało się zebranie akademii.

Żółtobiały porost okrywał ściany komnaty liszajem, który od wąskiego okna począwszy w ciągu nieprzeliczonych lat zajął cały wolny mur. Pajęcze sieci po kątach w większości nie miały gospodarzy; pomarli z głodu dawno temu.

Za plecami trzynastu kobiet siedział Laintal Ay z podwiniętymi pod siebie nogami; brodę wsparł na pięści, łokieć na kolanie. Patrzył w podłogę. Większość kobiet gapiła się bezmyślnie na Shay Tal. Vry i Amin Lim — te dwie słuchały; co do reszty nie miała pewności.

— Skutki są w naszym świecie sprawą złożoną. Możemy się oszukiwać, że wszech-przyczyną jest wola Wutry odwiecznie wojującego w niebiosach, bo tak nam najłatwiej. Najlepiej uczynimy same odnajdując sens rzeczy. Potrzebny nam jest inny klucz do rozumienia. Czy Wutra odpowiada za wszystko? A może za własne czyny odpowiadamy my same…

Przestała słuchać tego, co mówi. Postawiła odwieczne pytanie. Chyba każda kiedykolwiek żyjąca istota ludzka musiała sobie postawić to pytanie i znaleźć na nie własną odpowiedź: czy sami odpowiadamy za swoje czyny? Nie potrafiła znaleźć odpowiedzi. Poczuła, że nie nadaje się do nauczania innych.

Jednak jej słuchali. Wiedziała, dlaczego jej słuchają, nawet jeśli nic z tego nie rozumieją. Słuchają dlatego, że została uznana za wielką czarodziejkę. Od cudu na Rybim Jeziorze wszyscy odgrodzili się od niej murem powszechnego szacunku. Sam Aoz Roon traktował ją z jeszcze większą rezerwą. Wyjrzała przez zrujnowane okno na ruinę starego porządku, na świat, otrząsający się z ostatnich chłodów, na jego błota i śniegi upstrzone już zielenią, na rzekę w smugach mułu niesionego z dalekich miejsc, których ona nigdy nie odwiedzi. Miejsc pełnych cudów. Cuda zaczynały się za jej oknem. A ona… czy dokonała cudu, jak powszechnie uważano? Shay Tal przerwała wykład w połowie zdania. Uprzytomniła sobie, że istnieje sposób sprawdzenia własnej nadprzyrodzonej mocy. Fagory szarżujące przez Rybie Jezioro obróciły się w lód. Za sprawą czegoś w niej… czy czegoś w nich? Wspomniała opowieści o ich strachu przed wodą, być może dlatego, że woda zamienia je w lód. To było do sprawdzenia: Oldorando miało w niewoli ze dwa stare fagory. Spławi na próbę jednego w Voralu i zobaczy, co się stanie. Tak czy inaczej, dowie się prawdy.

Trzynaście par oczu wlepiało się w nią czekając na dalszy ciąg. Laintal Ay miał niewyraźną minę. Zapomniała, o czym mówiła. Uświadomiła sobie, że musi przeprowadzić eksperyment dla spokoju ducha.

— My musimy robić, co nam każą… — głosem tępej i speszonej uczennicy stwierdziła któraś z siedzących na podłodze kobiet.

Shay Tal nasłuchiwała stąpania ciężkich kroków na schodach. W żaden sposób nie mogła uprzejmie odpowiedzieć na stwierdzenie, któremu zaprzeczała od ostatniego sygnału Świstka Czasu; wszelka przerwa była w tym momencie wybawieniem. Niektóre kobiety są beznadziejnie głupie.

Odskoczyła klapa włazu. Niby czarny niedźwiedź wyłonił się najpierw Aoz Roon, potem jego pies. Za psem wyszedł Dathka; z kamienną twarzą pozostał przy włazie, nie zerknąwszy nawet na Laintala Aya. Laintal Ay podniósł się dość zakłopotany i oparty plecami o zimny mur czekał na rozwój wydarzeń. Kobiety spoglądały na intruzów z otwartymi ustami; niektóre zaczęły chichotać nerwowo. Aoz Roon niemal wypełnił niską komnatę. Nie zwracając uwagi na kobiety płochliwie wyciągające ku niemu szyje, zmierzał ku Shay Tal. Cofnęła się pod okno i z czołem podniesionym stała na tle panoramy pogrążonej w błocie osady, fumaroli i dropiatych nizin ciągnących się po horyzont.

— Czego tu chcesz? — spytała.

Widok Aoza Roona przyprawił ją o bicie serca. Przeklinała swoją nową sławę nade wszystko za to, że skończył z zaczepkami, braniem jej za rękę, a nawet chodzeniem za nią. Całe jego zachowanie zapowiadało wizytę oficjalną i nieprzyjemną.

— Chcę, abyś pani wróciła za osłonę palisady — rzekł. — Nie jesteś bezpieczna w tej ruinie. W razie jakiejś napaści nie mogę cię bronić.

— Vry i ja wolimy mieszkać tutaj.

— Mimo całej twojej sławy sprawuję tu władzę nad tobą i Vry także, i muszę was bronić ze wszystkich sił. I wy, pozostałe kobiety… nie powinnyście tu przebywać. Za palisadami jest zbyt niebezpiecznie. Gdyby nastąpił niespodziewany atak… no cóż, możecie się domyślić, co by z wami było. Shay Tal, jako nasza potężna czarodziejka, musi słuchać siebie. Reszta musi słuchać mnie. Zabraniam wam tu przychodzić. To zbyt ryzykowne. Rozumiecie?

Unikały jego spojrzenia, oprócz starej położnej Rol Sakil.

— Wszystko to nonsens, Aozie Roonie. Ta wieża jest całkiem bezpieczna. Shay Tal przepłoszyła fugasów, wszyscy o tym wiemy. Przecież nawet ty bywałeś tu czasami, czyżbyś przestał?

Ostatnie słowa wypowiedziała Rol Sakil z drwiącym uśmieszkiem. Aoz Roon puścił to mimo uszu.

— Mówię o dniu dzisiejszym. Teraz nic nie jest bezpieczne, kiedy pogoda się zmienia. Czyja noga tu choć raz jeszcze postanie, ten będzie miał kłopoty.

Zawrócił do wyjścia, kiwnąwszy palcem na Laintala Aya.

— Ty idziesz ze mną.

Bez pożegnania zszedł na dół, a za nim Laintal Ay i Dathka. Na dworze przystanął, szarpiąc brodę. Spojrzał w górę na okno Shay Tal.