Выбрать главу

— Nie odprawiaj jej. Wiem. ze Vry jest twoją starszą terminatorką i ze jej ufasz tak, jak ja chciałbym móc ufać mojemu starszemu terminatorowi. Pozwól jej wysłuchać, z czym przyszedłem — Położył drewnianą szkatułę na podłodze przed sobą. — Przyniosłem Księgę Mistrza naszego cechu, żeby ją wam pokazać.

Shay Tal mało nie zemdlała. Jeśli wypożyczenie księgi wyjdzie na jaw. cechy wyrobników zabiją mistrza bez wahania… Domyślała się, jaką starzec musiał stoczyć ze sobą walkę wewnętrzną, zanim przyniósł księgę Vry podeszła i uklękła przy mm; na jej twarzy malowało się podniecenie.

— Pokaz — sięgnęła ręką zapominając o swej nieśmiałości.

Położył dłoń na jej dłoni, powstrzymując dziewczynę.

— Najpierw rzućcie okiem na drewno, z jakiego wykonano tę szkatułę. To nie radzababa, zbyt piękne ma słoje. Popatrzcie na te rzeźbienia Spójrzcie na delikatny grawerunek metalowych okuć w rogach. Czy cech naszych wyrobników metalu potrafiłby dzisiaj wykonać tak misterną robotę

Kiedy obejrzały wszystko dokładnie, otworzył szkatułę Wydobył dużą księgę oprawioną w grubą skórę, tłoczoną w skomplikowane ornamenty.

— To ja sam wykonałem, matko. Zmieniłem oprawę księgi Środek jest stary.

Stronice były starannie, często ozdobnie, wykaligrafowane przez wiele różnych rąk. Datnil Skar przerzucał pośpiesznie karty księgi, jeszcze teraz ociągając się przed pokazaniem zbyt wiele. Ale kobiety wyraźnie widziały daty, imiona, rejestry, rozmaite nagłówki i ryciny. Zajrzał im w oczy uśmiechając się niewesoło.

— Na swój sposób ta księga opowiada historię Embruddocku na przestrzeni lat. A każdy z ocalałych cechów posiada podobną księgę. tego jestem pewny.

— Co było, to nie jest. My teraz wyglądamy tego, co będzie — rzekła Vry. — Nie chcemy tkwić w przeszłości. Chcemy z niej wyjść… — Niezdecydowanie zawiesiła głos, nie kończąc zdania, żałując, ze w podnieceniu zwróciła na siebie uwagę. Patrząc na ich twarze zrozumiała, ze są starsi i nigdy się z nią nie zgodzą. Mieli wspólne cele, ale szli do nich różnymi drogami.

— Kluczem do przyszłości jest przeszłość — powiedziała Shay Tal pobłażliwie, lecz kategorycznie, gdyż niejeden raz wbijała to Vry do głowy — Mistrzu Datnilu — zwróciła się do starca — chylimy czoło przed wspaniałomyślnym gestem, na jaki się zdobyłeś pozwalając nam zajrzeć do tajnej księgi. Może któregoś dnia pozwolisz nam przestudiować ją dokładniej Czy możesz powiedzieć, ilu było mistrzów w twoim cechu od początków tej kroniki.

Zamknął księgę i zaczął ją pakować do szkatuły. Ze starczych ust pociekła ślina, ręce zaczęły dygotać.

— Syczury znają sekrety Oldorando… Narażam się na niebezpieczeństwo, przynosząc tę księgę tutaj Po prostu zgłupiałem na stare lata. Słuchajcie, moje drogie, dawno, dawno temu żył sobie wielki i potężny król. panujący nad całym Kampannlat, niejaki król Denmss. Przewidział on, ze świat — ten świat, który ancipici zwą Hrrm-Bhhrd Ydohk — utraci swoje ciepło, tak jak wiadra traci wodę, gdy niesiemy je ulicą. Przystąpił Więc do stanowienia naszych cechów i obowiązujących w nich żelaznych reguł Wszystkie cechy wyrobników miały przechowywać mądrość przez mroczne dni, do powrotu ciepła. — Recytował monotonnie, jak gdyby powtarzał z pamięci. — Nasz cech przetrwał od panowania dobrego króla, chociaż zdarzały się okresy, ze nie miał czym garbować skór. Wedle tej tu kromki, nasze szeregi stopniały pewnego razu do mistrza i ucznia, którzy mieszkali pod ziemią, daleko stąd… Straszne to były czasy. Ale przetrwaliśmy.

Otarł usta Shay Tal spytała, o jak długi okres tu chodzi. Datnil Skar zapatrzył się w ciemniejący prostokąt okna. jak gdyby rozważał ucieczkę przed tym pytaniem.

— Nie rozumiem wszystkich zapisków w mojej księdze. Znasz bałagan z kalendarzem Jak uczy nas dzień dzisiejszy, nowe kalendarze wprowadzają sporo zamieszania… Embruddock — darujcie, ze boję się powiedzieć za dużo — otóż Embruddock nie zawsze należał do ludzi naszego pokroju.

Potrząsnął głową, obrzucając izbę spłoszonym wzrokiem. Pośród wiekowych, mrocznych murów kobiety wyczekiwały w bezruchu, niczym fagory Wreszcie Datnil Skar podjął.

— Wielu ludzi umarło Był wielki pomór. Tłusta Śmierć. Najazdy… Siedem Ślepot… pasma nieszczęść. Mamy nadzieję, ze nasz obecny lord — ponownie rozejrzał się po izbie — okaże się równie mądry jak król Denniss Dobry król założył nasz cech w roku nazwanym 249 przed Nadirem Nie wiemy, kim był Nadir Wiemy tylko tyle, ze ja — pomijając lukę w zapisie — jestem sześćdziesiątym ósmym mistrzem cechu garbarzy i białoskórników. Sześćdziesiątym ósmym… — wlepił w Shay Tal krótkowzroczne spojrzenie.

— Sześćdziesiąty ósmy… — Starając się pokryć lęk i zdumienie Shay Tal charakterystycznym ruchem zebrała na sobie fałdy futra. — To wiele pokoleń, sięgających wstecz aż do starożytności.

— Tak, tak, daleko wstecz. — Mistrz Datnil przytaknął z lubością, jakby był za pan brat z tymi bezmiarami czasu. — Blisko siedem stuleci minęło od założenia naszego cechu. Siedem stuleci, a noce wciąż są zimne.

Embruddock tkwił wśród pustkowi jak statek na mieliźnie, który wciąż daje załodze schronienie, ale nigdy więcej nigdzie nie pożegluje. Czas doszczętnie ogołocił świetną ongiś metropolię i obecni jej mieszkańcy nie zdawali sobie sprawy, że to, co uważają za miasto jest zaledwie ruiną pałacu stojącego niegdyś w kolebce cywilizacji startej z powierzchni ziemi przez klimat, szaleństwo i wieki.

Trwała poprawa pogody zmusiła łowców do coraz dalszych wędrówek w poszukiwaniu zwierzyny. Niewolnicy pielęgnowali poletka i śnili o niedostępnej wolności. Kobiety przesiadywały po domach, hodując nerwice.

Podczas gdy Shay Tal pościła i żyła w coraz większej samotności, tłumiona energia rozpierała Vry, żyjącą w coraz większej przyjaźni z Oyre. Gadała z nią o tym wszystkim, co powiedział mistrz Datnil, znajdując w przyjaciółce wdzięczną słuchaczkę. Zgadzały się, że historia kryje zagadkowe tajemnice, choć Oyre trochę w to powątpiewała.

— Datnil Skar jest zramolały i odrobinę stuknięty, ojciec zawsze to powtarza — rzekła i naśladując kroczki mistrza zaczęła kuśtykać po izbie, wykrzykując piskliwym głosikiem: — Nasz cech jest tak ekskluzywny, że nie przyjęliśmy — samego króla Dennissa…

Vry parsknęła śmiechem, a Oyre rzekła już poważniej:

— Mistrz Datnil mógłby dać głowę za pokazywanie ludziom cechowej Księgi Mistrza, to dowód, że jest stuknięty.

— Ale nawet nie dał nam obejrzeć jej dokładnie. — Vry umilkła, by po chwili wybuchnąć: — Gdybyśmy tak powiązały te wszystkie fakty. Shay Tal zbiera je tylko, zapisuje. Musi być jakiś klucz do złożenia ich w jakąś… jakąś całość. Ileż tego zaginęło. … Mistrz Datnil ma tutaj rację. Zimno było tak dotkliwe, że niemal wszystko, co daje się palić, zostało dawno, dawno temu spalone: drewno, papier, wszystkie kroniki. Zdajesz sobie sprawę, że my nawet nie wiemy, który mamy rok? A przecież gwiazdy mogłyby nam powiedzieć. Kalendarz Loily Bry jest idiotyczny, kalendarze winny opierać się na latach, nie na ludziach. Ludzie są jakże omylni… i ja też. Och, zwariuję, słowo daję!

— Nie znam osoby przy zdrowszych zmysłach, ty wariatko — powiedziała Oyre zaśmiewając się i obściskując Vry.

Przysiadłszy obok siebie na gołej podłodze znów pogrążyły się w rozmowie o gwiazdach. Oyre opowiedziała o fresku w starej świątyni, który oglądała z Laintalem Ayem.

— Strażnicy wymalowani są wyraźnie, Bataliksa z Freyrem jak zwykle, tyle że prawie się stykają ponad głową Wutry.