Выбрать главу

Helikoński dramat męki pokoleń rozgrywał się pod dyktando i w scenerii określonej przez kilka dominujących czynników. Rok planety na orbicie wokół Bataliksy — gwiazdy B dla uczonych głów z „Avernusa” — trwał 480 dni (mały rok). Ale Helikonią miała również Wielki Rok, o którym w obecnej sytuacji nic nie wiedzieli mieszkańcy Embruddocku. Wielki Rok był to czas potrzebny gwieździe B razem z jej planetami na przebycie orbity wokół Freyra. Ów wielki rok trwał 1825 heli końskich małych lat. Ponieważ jeden helikoński mały rok liczył sobie l, 42 roku ziemskiego, stanowiło to 2592 ziemskie lata w wielkim roku — okres na rozkwit i zejście wielu pokoleń ze sceny życia.

Wielki rok odpowiadał ogromnej eliptycznej drodze. Z masą równą 1,28 masy Ziemi była Helikonią nieco większą, lecz pod wieloma względami siostrzaną planetą Ziemi. Atoli w swej eliptycznej podróży przez tysiące lat stawała się jak gdyby dwiema różnymi planetami — jedną wyziębioną w apastronie, największym oddaleniu od Freyra, drugą przegrzaną w periastronie, najbliżej Freyra.

Z każdym małym rokiem Helikonią coraz bardziej zbliżała się właśnie do Freyra. Niebawem wiosna miała w spektakularny sposób zaznaczyć swe przybycie.

W pół drogi pomiędzy gwiezdnymi szlakami na wysokości a mamunami z wolna opadającymi do prakamienia dwie kobiety przysiadły na piętach po dwóch stronach posłania z orlicy. Przez zamknięte okiennice wpadała do izby nikła poświata, w której kobiety wyglądały jak dwie bezimienne płaczki siedzące po bokach wyciągniętej na posłaniu sylwetki. Dawało się jedynie zauważyć, że jedna jest pulchna i nie pierwszej młodości, a drugą dosięgnął już proces starczego usychania. Rol Sakil Den pokręciła siwą głową i spojrzała z żałobnym współczuciem na leżącą postać.

— Kochane biedactwo, taka była z niej śliczna dziewczyna, nie ma prawa zamęczać się w ten sposób.

— Pilnowałaby swoich chlebów i już — odparła druga kobieta dla świętego spokoju.

— Pomacaj tylko, jaka ona chuda. Pomacaj jej biodra. I jak tu miała nie zdziwaczeć.

Rol Sakil sama miała ciało wyschnięte jak mumia, kości przeżarte artretyzmem. Była położną w osadzie, zanim na stare lata nie podupadła na siłach. Nadal doglądała wszystkich w pauk. Wyprawiwszy z domu Dol kręciła się teraz przy akademii, zawsze skora do krytyki, nieskora do przemyśleń.

— Takie to teraz wąskie, że patyka nie wydałaby z tego swojego łona, nie mówiąc już o dziecku. A o łono trzeba dbać, to najważniejsza część kobiety.

— Nie dzieci jej w głowie — powiedziała Amin Lim.

— Och, mam tyle samo szacunku dla wiedzy co każdy inny, ale kiedy wiedza odbiera ci wrodzony dryg do kopulacji, to winna iść w kąt.

— Jeśli o to chodzi — z pewną opryskliwością odparła Amin Lim z drugiej strony posłania — ten wrodzony dryg odebrała jej twoja Dol, gdy wlazła Aozowi Roonowi do łóżka. Ona żywi do niego głębokie uczucie, zresztą nie ona jedna. Przystojny chłop z Aoza Roona, i lord Embruddocku na dodatek.

Rol Sakil prychnęła.

— To nie powód, by od razu żadnemu nie dawać. Zawsze mogłaby wypełnić sobie czas kimś innym, żeby nie wyjść z wprawy. Poza tym o n nie przyjdzie więcej pukać do jej drzwi, zważ moje słowa. Ma pełne ręce roboty z naszą Dol. — Stara kiwnęła palcem na Amin Lim, aby powiedzieć jej coś w zaufaniu, więc zetknęły się głowami ponad nieruchomym ciałem Shay Tal.

— Dol nie daje mu odsapnąć — i z czystej ochoty, i z wyrachowania. I to bym zaleciła każdej kobiecie, nie wyłączając ciebie. Amin Lim. Założę się, że folgujesz sobie co i rusz — nie bałabyś kobietą nie folgując sobie w tym wieku. Trzeba wymagać od chłopa.

— Och, z pewnością nie ma kobiety, która nie leciałaby na Aoza Roona, mimo jego humorów.

Shay Tal westchnęła w swoim pauk. Rol Sakil ujęła jej dłoń w swoje wyschnięte palce i wciąż poufnym tonem szeptała:

— Dol mówi, że on strasznie mamrocze przez sen. Powiadam jej, że to oznacza wyrzuty sumienia.

— A skąd u niego wyrzuty sumienia? — spytała Amin Lim.

— A właśnie… tutaj mogłabym ci opowiedzieć pewną historię… Owego ranka po tej wielkiej popijawie i awanturach byłam wcześnie na nogach, jak to stara. Wychodzę na dwór, grubo opatulona od porannego chłodu, w mroku potykam się o kogoś i mówię sobie: No i mamy głupka. śpi na ziemi pijany jak kozioł. U podnóża Wielkiej Wieży.

Urwała patrząc, jakie wrażenie wywarły jej słowa na Amin Lim, która z braku lepszego zajęcia słuchała z zapartym tchem. Zmrużywszy swoje małe oczka Rol Sakil podjęła opowieść.

— Tyle by mnie to obchodziło, co zeszłoroczny śnieg, bo i sama lubię sobie golnąć świńskiego rozumu. Ale z drugiej strony za wieżą na co się nadziewam, jak nie na drugiego gagatka. To razem już dwa głupki śpią na ziemi, pijane jak kozły — powiadam sobie. I tyle by mnie to obchodziło, co zeszłoroczny śnieg, gdyby się nie rozeszło, że znaleziono trupy młodego Klilsa i jego brata Nahkriego, jeden przy drugim u stóp wieży — a to już inna para butów… — Prychnęła.

— Wszyscy mówili, że tam właśnie ich znaleziono.

— Aha, ale to ja pierwsza ich znalazłam i oni wcale nie leżeli razem. A więc nie pobili się ze sobą, tak czy nie? To podejrzana historia. Nie sądzisz. Amin Lim? Więc tak sobie myślę, że ktoś wziął i zepchnął obu braci ze szczytu wieży. Kto to był, kto najlepiej wyszedł na ich śmierci? No tak, dziewczyno, takie sprawy zostawiam innym do rozstrzygnięcia. Jedno powiadam, i powiadam to naszej Doclass="underline" Pamiętaj, że masz lęk wysokości, Dol. Nie zbliżaj się, proszę, do żadnych parapetów wież, a włos ci z głowy nie spadnie… Tak właśnie powiadam.

Amin Lim pokręciła głową.

— Shay Tal nie kochałaby Aoza Roona, gdyby zrobił coś takiego. A wiedziałaby. Jest mądra, wiedziałaby na pewno.

Podniósłszy się Rol Sakil pokuśtykała nerwowo po kamiennej izbie, z powątpiewaniem potrząsając głową.

— Gdy chodzi o chłopów, Shay Tal jest taka sama, jak my wszystkie. Nie zawsze myśli w swoich szlejach, czasami zamiast nich posługuje się tym, co ma między nogami.

— Och, dajże spokój.

Amin Lim ze smutkiem popatrzyła na swą przyjaciółkę i nauczycielkę. Po cichu życzyła Shay Tal, aby jej życie układało się bardziej według recepty Rol Sakiclass="underline" wówczas pewnie byłaby szczęśliwsza. Leżała w pozycji pauk: sztywna, wyciągnięta na lewym boku. Oczy jakby lekko nie domknięte. Oddech prawie nieuchwytny, z przeciągłym westchnieniem co jakiś czas. Zapatrzonej w surowe rysy tej drogiej twarzy Amin Lim zdawało się, że ogląda kogoś, kto z zimną krwią stawia czoło śmierci. Jedynie zaciśnięte chwilami wargi świadczyły o niemożliwej do opanowania trwodze przed mieszkańcami świata dolnego. Amin Lim weszła wprawdzie kiedyś w pauk za czyjąś namową, lecz ponowny widok ojca napełnił ją takim przerażeniem, że starczyło jej na całe życie. Dodatkowy wymiar był już przed nil} zamknięty, nigdy więcej nie odwiedzi tamtego świata. dopóki nie otrzyma ostatecznego wezwania.

— Biedactwo, małe biedactwo — szepnęła i pogłaskała przyjaciółkę po głowie, patrząc na siwe włosy z czułością i z nadzieją, że ulży jej w drodze przez czarne królestwo pod powierzchnią życia.

Mimo że dusza nie ma oczu. to jednak widzi w ośrodku, w którym strach zastępuje widzenie. Zaglądając w dół opadała w przestrzeń rozleglejszą niż nocne niebo. Wutra nigdy nie zaglądał do tej przestrzeni. Tu istniał region, którego istnienia Wutra Nieśmiertelny nie przyjmował do wiadomości. Ze swym błękitnym obliczem, śmiałym spojrzeniem, z wysmukłymi rogami przynależał do wielkiej mroźnej bitwy toczącej się zupełnie gdzie indziej. Nie było tu Wutry, więc było piekło. Każda zapalona tu gwiazda była śmiercią. Każda śmierć miała tu swoje stałe miejsce. Strach zastąpił wszelkie zapachy. Komety nie rozświetlały tego królestwa kresu entropii, ustania zmian, ostatecznej śmierci życia, na którą życie mogło odpowiedzieć tylko strachem. Jak to właśnie czyniła dusza.