Выбрать главу

Tu Laintal Ay z Dathką wdali się w spór. Dathka twierdził, że należy trzymać zwierzęta bez wody, aż osłabną i pogodzą się z niewolą. Laintal Ay drogę do sukcesu upatrywał w dokarmianiu i wiadrach wody. Ostatecznie jego metoda zwyciężyła jako pewniejsza. Wciąż jednak daleko im było do ujeżdżenia dzikich rumaków. Przez dziesięć dni pracowali ręka w rękę, sypiając nocami na ziemi w zagrodzie, a noce stawały się coraz krótsze.

Pojmanie mustangów wzbudziło sensację; przez most na Voralu tłumnie waliła cała ludność, zwabiona niezwykłym wydarzeniem. Aoz Roon z namiestnikami przychodził dzień w dzień. Oyre przyglądała się z początku, ale przestało ją to interesować, mustangi bowiem dzielnie broniły się przed zakusami kandydatów na jeźdźców. Często zaglądała Vry, przeważnie w towarzystwie Amin Lim z nowo narodzonym niemowlęciem na ręku.

Bitwa o oswojenie została wygrana dopiero po tym, jak młodzi łowcy wpadli na pomysł, aby podzielić zagrodę nowym płotem na cztery kojce. Rozłączone zwierzaki zaraz straciły ducha, osowiałe zwiesiły łby i przestały skubać trawę. Laintal Ay karmił je chlebem jęczmiennym. Do tej diety dodał bełtel. Zapasy bełtelu stale rosły w Wieży Prasta. Sami mężczyźni woleli teraz słodszy trutniok bądź jęczmienne wino i tradycyjny napój embruddocki wychodził z mody. Dla kobiet skutek tego był taki, że z brassimipowego zagonu przeszły do pracy na nowych polach. Nie brakło bełtelu dla czwórki mustangów.

Niewielka jego ilość z pokruszonym chlebem wystarczyła, aby pojmane zwierzęta wesoło brykały, tarzając się co krok. a później robiły się niemrawe i ospałe. Wykorzystując ich stan ospałości Laintal Ay zarzucił rzemień na szyję klaczy, którą nazwali Złotą. Dosiadł Złotej. Stawała dęba i wierzgała. Utrzymał się przez jakąś minutę. Za drugim razem wytrwał dłużej. Zwyciężył. Wkrótce Dathka siedział na Iskrze.

— Na łon boską, to jest lepsze od wygrzewania tyłka na płonących kołatkach — zawołał Laintal Ay, gdy kłusowali wokół zagrody. — Możemy jechać dokądkolwiek: do Pannowalu, do kresu lądów, do granicy mórz!

Wreszcie zsiedli, by wśród śmiechów i wzajemnych kuksańców nacieszyć się swoim wyczynem.

— Zaczekaj, niech no tylko Oyre zobaczy, jak wjeżdżam do Oldorando. Już mi się nie oprze.

— Dziwne, jak wielu rzeczom potrafią się oprzeć kobiety — powiedział Dathka.

Gdy mieli już dostateczne zaufanie do swych rumaków, przekłusowali po moście i ramię przy ramieniu wjechali do miasta. Mieszkańcy wylegli wiwatując, jakby świadomi nadejścia wielkiego społecznego przełomu. Od owego dnia wszystko miało ulec zmianie. Aoz Roon przybył z Elinem Talem i Faralinem Ferdem i wziął sobie jednego z dwóch wolnych mustangów, nazwanego przez nich Siwka. Namiestnicy wszczęli kłótnię o ostatnie zwierzę.

— Przykro mi, koledzy, ostatni jest dla Oyre — rzekł Laintal Ay.

— Oyre nie będzie jeździła na mustangu — powiedział Aoz Roon. — Daj sobie z tym spokój, Laintalu Ayu. Mustangi są dla mężczyzn… To nasza olbrzymia szansa. Dosiadając mustangów jesteśmy na równej stopie z fagorami, Chalceńczykami, Pannowalczykami i kim tam jeszcze.

Siedział okrakiem na Siwce, wzrok miał utkwiony w ziemi. Widział już dzień, kiedy powiedzie nie paru łowców, lecz całą armię… setkę. nawet dwie setki jezdnych, budzących grozę w sercach wrogów. Widział Oldorando bogatsze i bezpieczniejsze z każdym nowym podbojem. Oldorandzkie sztandary powiewające na bezkresnych równinach. Spojrzał na Laintala Aya i Dathkę, którzy stali pośrodku uliczki, z cuglami w dłoniach. Szeroki uśmiech ozdobił zmarszczkami jego ogorzałą twarz.

— Zuchy z was. Zostawmy dzień wczorajszy wczorajszym śniegom. Jako lord Embruddocku mianuję was obu lordami Zachodniego Stepu. — Pochyliwszy się uścisnął dłoń Laintalowi. — Przyjmij nową godność. Ty i twój milczący przyjaciel jesteście od dzisiaj panami wszystkich mustangów. Są wasze — ode mnie w darze. Dam wam też pomocników. Będziecie mieli obowiązki i przywileje. Jestem sprawiedliwym człowiekiem, wiesz o tym. Chcę jak najszybciej posadzić wszystkich łowców na ujeżdżonych mustangach.

— Ja chcę twoją córkę za żonę, Aozie Roonie.

Aoz Roon podrapał się w głowę.

— Weź się za mustangi. Ja wezmę się za moją córkę.

Coś zatajonego w spojrzeniu mówiło, że Aoz Roon nie zamierza popierać tej miłości; jeśli miał rywala do władzy, to nie był nim żaden z trzech usłużnych namiestników, tylko młody Laintal Ay. Połączyć go z Oyre to zwiększyć owo ciche zagrożenie. Jednak Aoz Roon był nazbyt przebiegły, aby czynnie występować przeciwko uczuciu swej nieślubnej córki. Chciał mieć zadowolonego Laintala Aya i armię jeźdźców — wojowników. Wprawdzie jego wizja w swej wspaniałości była nierealna, ale miała nadejść epoka, w której to wszystko, o dokonaniu czego marzył, zostanie dokonane przez innych, i to po stokroć. A początki tej epoki rodziły się w chwili, kiedy on i Dathka, i Laintal Ay po raz pierwszy siedli okrakiem na wełnistych grzbietach klaczy mustangów.

Ożywiany tym marzeniem Aoz Roon otrząsnął się z apatii, jaka ogarnęła go wraz z poprawą pogody, i znowu był człowiekiem czynu. On to pchnął swoich ziomków do budowy mostu — teraz przyszła kolej na stajnie, zagrody i manufakturę, gdzie wyrabiano uprząż i siodła. Za wzór dla wszystkich siodeł oldorandzkich posłużyło siodło zabitej gildy, ze strzemionami o regulowanej długości. Oswojone mustangi, podobnie jak trzymane w niewoli jelenie posłużyły na wabia i z ich pomocą nałapano więcej dzikich rumaków. Wbrew protestom łowców wszyscy musieli opanować sztukę jeździecką; wkrótce każdy miał własnego mustanga. Przeminął wiek pieszych łowów.

Pojawił się wielki problem paszy. Zapędzono kobiety do obsiewania nowych pól owsem. Nawet starym ludziom przydzielono robotę na miarę ich sił. Pola otoczono płotami, żeby nie dopuścić do nich mustangów i innych szkodników. Gdy tylko przekonano się, że mustangi jedzą brassimipową mączkę — paszę z roślin, które dawały schronienie ich mumikom w mroczniejszych czasach, ruszyły wyprawy na poszukiwanie nowych zagonów brassimipy. Wszystkie te nowe procesy rozwojowe wymagały energii. Najważniejszym wynalazkiem okazał się kierat: jeden mustang chodząc mozolnie w kółko mełł całe potrzebne ziarno i kobiety zostały uwolnione od swojej odwiecznej porannej harówki. W ciągu kilku tygodni, a nawet dni, musłangowa rewolucja ruszyła pełną parą.

Oldorando stało się innym miastem. Liczba mieszkańców się podwoiła — na każdego człowieka przypadał jeden mustang. W każdej wieży na dole oprócz świń i kóz stały mustangi. W każdej uliczce szczypały trawę spętane mustangi. Na brzegach Voralu mustangi pojono i mustangami handlowano. Za bramami miasta urządzano prymitywne rodea i pokazy cyrkowe z mustangami w rolach głównych. Mustangi byty wszechobecne — w wieżach, w rozmowach, w snach.

Podczas gdy rozkwitały pomocnicze rzemiosła dla zaspokojenia nowej pasji, Aoz Roon nie zaniedbywał planów stworzenia ze swoich łowców lekkiej kawalerii. Musztrowali się bez przerwy. Dawne cele poszły w zapomnienie. Mięso stało się rzadkością, nadzieje na obfitość mięsa wzrosły. Aby uciszyć skargi, Aoz Roon zorganizował swoją pierwszą kawaleryjską wyprawę łupieską. Lord i jego namiestnicy jako cel wybrali niewielką osadę Waniian na południowym wschodzie, w prowincji Borlien. Waniian leżało w dolinie, nad szeroko rozlanym w tym miejscu Voraiem. Od wschodu broniły go wysokie zwietrzałe urwiska skalne, podziurawione jaskiniami. Mieszkańcy przegrodzili rzekę tamą, zakładając szereg płytkich stawów, w których hodowali ryby, podstawę swego pożywienia. Niekiedy kupcy dostarczali suszone ryby do Oldorando. Licząca ponad dwie setki ludności Waniian była większa od Oldorando, ale nie miała fortec równych wieżom z kamienia. Można ją było zdobyć przez zaskoczenie.