Выбрать главу

Po chwili wylądowało na skale jeszcze pięć obcych istot, a były to duchy dawno zmarłych ludzi. Niektórych Tengel spotkał podczas swoich wędrówek na południu Europy, inni stanęli na jego drodze, kiedy wyszedł na krótko ze swojej kryjówki tuż przed pierwszą wojną światową. Przeszkadzali mu, więc ich zamordował, a dusze zesłał tutaj. Teraz mogli nareszcie odetchnąć z ulgą.

– A w takim razie on musiał zsyłać żyjących ludzi do Otchłani od bardzo dawna – szepnęła Tova zaszokowana. – Myślę, że są tu jakieś istoty, które krążą w pustej przestrzeni od setek lat!

– Żyjący ludzie prawdopodobnie bardzo szybko opadali na dno – wtrąciła dyskretnie Villemo. I kiedy to mówiła, nie patrzyła na Nataniela.

Nagle w tłumie ktoś głośno zawołał.

Do skały zbliżyły się dwa wielkie, budzące grozę monstra, podobne do zwierząt, o rozpalonych oczach, wilczych paszczach, porośnięte gęstą, długą sierścią. Szczerzyły zęby i warczały na zebranych.

Wszyscy uskoczyli w bok, tylko Marco podszedł do potworów.

– Poznaję was – powiedział spokojnym głosem. – Jesteście piekielnymi psami, wilki czarnych aniołów weszły kiedyś w konflikt z takimi jak wy, ale trudno było z wami wygrać. Natanielu, chodź, pomóż mi je poskromić!

Nataniel podbiegł natychmiast. Wszyscy widzieli, jak w półmroku lśnią korony z Czarnych Sal.

Potwory skuliły się i nadal cicho warczały.

– Witajcie, psy królestwa, którego nie znamy! – zawołał Marco. – Domyślam się, że jesteście tu od dawna i że wycierpiałyście wiele. Dlaczego Tan-ghil ukarał was tak bardzo i w taki głupi sposób, nie wiem, ale wiem, że my wszyscy, którzyśmy się tutaj zebrali, możemy go chyba pokonać i złamać jego władzę. Prosimy was zatem, nie atakujcie stworzeń, które się tutaj znajdują, lecz stańcie po naszej stronie. Tylko w ten sposób będziemy mogli się stąd wszyscy wydostać. Wy także.

Obietnica wyjścia na zewnątrz nie była niczym poparta, ale co innego mógł Marco powiedzieć?

Bestie leżały przyczajone, gotowe do skoku, co najmniej na trzy metry długie, szczerząc okropne kły i pazury wielkie jak cała ludzka ręka.

Gabriel był zielonoblady, kiedy szepnął cichutko do Tovy:

– A ja myślałem, że piekło nie istnieje!

– Bo też i nie istnieje. One się tylko tak nazywają. Ale jest tak, jak Marco powiedział: My nie znamy ich królestwa i Bóg jeden wie, gdzie się ono może znajdować.

– W jakimś okropnym miejscu, możesz być pewna – powiedział Gabriel. – Zobacz, Nataniel się do nich zbliża! On chyba nie ma dobrze w głowie!

– Nataniel ma swoje zdolności – mruknęła Tova. – Myślę, że byłby w stanie je zmusić, by jadły mu z ręki.

To akurat była chyba przesada, bo potwory warczały i szczerzyły kły. Mimo to nie atakowały. Nataniel przemawiał do nich długo, wszyscy słyszeli jego łagodny, ciepły głos, ale słowa do nich nie docierały.

Po chwili zwrócił się do zebranej na skale gromadki i powiedział:

– Teraz one są usposobione neutralnie, uważają, że możemy im się przydać, wiedzą, że to dzięki nam tutaj się znalazły i mogą odpocząć po tym wiecznym kręceniu się w kółko. Pojęcia nie mamy, kiedy ani w jakich okolicznościach spotkał je Tengel Zły. Zresztą równie dobrze mogła to być jedynie jego duchowa siła z jakiegoś powodu na nie zirytowana. Bądźcie jednak ostrożni, one nie należą do naszych najserdeczniejszych przyjaciół. To dumne zwierzęta, prawie tak dumne jak tygrysy. I równie niebezpieczne!

– Ja bym raczej powiedziała: potwory – mruknęła Tova do Gabriela, a on, przerażony, skinął głową.

Tymczasem dołączali do nich coraz to nowi przybysze, ale nie było wśród nich nieznajomych, wszystkich spotkali w Górze Demonów.

W końcu jednak potok ustał i Nataniel zaczął liczyć zebranych.

Ku niezmiernej radości Jahasa pojawiła się też Estrid. Stawiły się wszystkie Demony Nocy, a było ich dziewiętnaście. Tak je cieszyło to spotkanie, że zapomniały, iż mają wyglądać jak uosobienie wszelkich nieszczęść. W komplecie były też demony Silje oraz demony Ingrid. Przybył również Tajfun wraz z innymi Demonami Wichru, włączając tego, który towarzyszył Natanielowi i Marcowi.

Na skalnej półce zrobiło się cicho. Bardzo cicho.

– Nie zjawił się Tamlin – powiedział w końcu Gabriel.

– Brak też jednego z moich – dodał Tajfun.

Nataniel nie odzywał się ani słowem. Twarz miał bladą, ściągniętą, oczy mu wpadły i utraciły tę swoją lśniącą, żółtą barwę.

Można powiedzieć, że przybyli wszyscy.

Wszyscy prócz Ellen.

ROZDZIAŁ VI

Minął już tydzień, odkąd Ellen zniknęła.

Nie miała pojęcia, jakim sposobem znalazła się w Wielkiej Otchłani, podobnie zresztą jak inni, których zesłał tutaj Lynx. W pewnym momencie straciła świadomość, a kiedy się ocknęła, stwierdziła, że w wielkim pędzie spada w głąb jakiegoś wielkiego szybu, że wsysa ją świszczący, ogłuszający prąd powietrza.

A potem nieustannie krążyła w jakiejś pustej przestrzeni, w całkowitej ciszy.

Ciemność. Pustka. Beznadzieja.

Po jakimś czasie pojawiły się myśli i to było okropne. Co ja zrobiłam ze swoim życiem? Roztrwoniłam je zmarnowałam. Boleśnie zraniłam tych, którzy pragnęli mojego szczęścia.

Rodzice chcieli mi dać gruntowne wykształcenie. Ale ja odrzuciłam ich dobrą wolę, bo zdawało mi się, że sama wiem, co dla mnie najlepsze, i chciałam jak najszybciej iść do pracy.

I dokąd mnie to zaprowadziło? Donikąd.

Owszem, dotarłam do tej starej gospody i poznałam Nataniela. A to przecież najwspanialsza sprawa, jaka mnie w życiu spotkała.

Ale ja to zniszczyłam.

Zniszczyłam wszystko i wszystkich wokół siebie.

Ellen nie wiedziała, że każdego, kto znajdzie się w Wielkiej Otchłani, dręczą tego rodzaju ponure myśli. Że gnębią ich i doprowadzają do rozpaczy straszliwe wyrzuty sumienia.

Samotna, pogrążona w depresji, szlochała żałośnie.

Ponieważ była tu jedną z pierwszych, nie spotykała na swej drodze nikogo. Była przekonana, że nikogo prócz niej tu nie ma.

Pojęcia nie miała, że zaledwie w kilka godzin później w Wielkiej Otchłani znalazły się Demony Wichru.

Była taka rozżalona i całkowicie pochłonięta samooskarżeniami, że minęło sporo czasu, nim sobie uświadomiła, iż opada w dół.

Opadała zresztą bardzo wolno, kręciła się nieustannie w tej nie do pojęcia wielkiej i pustej przestrzeni. W jakiejś chwili jednak znalazła się poza wirującym prądem powietrznym i wtedy zrozumiała, że spada.

Zapaliła reflektor i właśnie to ją uratowało. Przynajmniej na jakiś czas.

Światło nie sięgało, rzecz jasna, zbyt wysoko, promienie przedzierały się przez mrok i stawały się coraz bardziej nikłe, aż w końcu niczego już nie rozjaśniały. Coś niecoś zdążyła jednak zobaczyć w mdłym blasku.

Spadam w dół, przemknęło jej przez głowę. Spadam coraz głębiej i nic nie mogę na to poradzić.

Gdzie ja jestem? O Boże, gdzie ja jestem?

W głębi duszy przeczuwała, że znalazła się w Wielkiej Otchłani, tylko nie chciała przyjąć tego do wiadomości.

Nataniel, mój najdroższy przyjacielu, czy dla nas nie ma już żadnej przyszłości? Spróbuj przynajmniej siebie uratować, gdziekolwiek się znajdujesz, jeśli, oczywiście, udało ci się ujść z życiem z tej potwornej eksplozji. Jeśli nie zabił cię granat, który w nas rzucono. Życzę ci wszystkiego najlepszego, życzę ci, byś pokonał Tengela Złego i uratował świat od zagłady, lecz pomóc ci w tym w żaden sposób nie jestem w stanie.

Zresztą może tak jest właśnie najlepiej. Byłam ci z pewnością ciężarem. Teraz będziesz mógł sobie znaleźć jakąś sympatyczną dziewczynę, z którą się ożenisz…