Spoglądał ponuro na bolące nogi. Były takie chude, że spod przeciętej skóry sterczały piszczele, a kamienne kajdany kaleczyły jeszcze bardziej.
– Do diabła! – wysyczał. – Do diabła! Do diabła! DO DIABŁA!
I wtedy zobaczył trzy rosłe postaci całe ubrane na czarno, które pospiesznie szły w jego stronę po hali.
– Hej! Wy cholerni czarni ludzie! – zawołał. – Chodźcie tu i pomóżcie mi!
Trzej zdumiewająco piękni Ludzie z Bagnisk przyskoczyli do niego. Widząc, w jakim położeniu znalazł się Tengel Zły, zatroskani potrząsali głowami.
To nie był odpowiedni moment do demonstrowania godności. Tym razem Tengel był naprawdę wściekły!
– Uwolnijcie mnie spod tego gruzu – skrzeczał. – Natychmiast! A tak między nami mówiąc, to dlaczego tutaj przyszliście?
Jeden z przybyłych patrzył na niego oczami jak lśniące kamienne węgle.
– Nie jesteśmy zadowoleni, wielki władco. Nie jesteśmy pewni, czy chcemy wam pomagać, dopóki wy nam nie dostarczycie więcej prawdziwych ludzi z krwi i kości.
– Dostaliście ich już dość! Pospieszcie się teraz z tym…
– Nie otrzymaliśmy tej ludzkiej krwi, którą nam, panie, obiecaliście – odparł Człowiek z Bagnisk z godnością. – Oprócz tych przestępców, których wzięliśmy na samym początku, pojawiła się tylko jedna kobieta, i ona została nam odebrana w ostatniej chwili, kiedy już byliśmy gotowi rozpruć jej żyły.
W przeciwieństwie do Ludzi Lodu Tengel Zły potrafił rozmawiać z Ludźmi z Bagnisk. Musiał się tego nauczyć w czasie, kiedy razem tworzyli Wielką Otchłań.
– Ale przecież Lynx przez cały czas dostarcza wam ludzi!
– Tylko duchy i demony – sprostował Człowiek z Bagnisk. – Pozbawione krwi istoty, które nas zupełnie nie interesują. A poza tym Lynxa już nie ma, został unicestwiony.
Tengel gapił się na niego, niczego nie pojmując.
– Lynx nie mógł zostać unicestwiony!
– Oni są w posiadaniu wielkich i niebezpiecznych mocy. Zarówno oni sami, jak i ich pomocnicy.
Gniew o mało nie zadławił Tengela Złego.
– Czy naprawdę unicestwili Lynxa? Lynxa! Ale przecież on jadł ziemię z miejsca, w którym stoi moje naczynie! Był nieśmiertelny!
– Działanie zatrutej ziemi jest krótkotrwałe – przypomnieli mu Ludzie z Bagnisk. – Oni trzymali go z daleka od nas i od tej ziemi. Jak widzę, panie, bolą was wasze wielce szanowne nogi. Postaramy się naprawić tę szkodę, uzdrowić, jeśli wy, wielki władco, dacie nam tę kobietę, która wiruje w przestrzeni ponad naszymi głowami.
– Nie umiecie ściągnąć jej na dół? – zapytał Tengel złośliwie. – A co ją trzyma tam w górze?
– Jeden z demonów, które wysoko ceniony współpracownik waszej wysokości, Lynx, nam przysłał. Życzymy sobie unicestwienia demonów.
– No dobrze – zgodził się Tengel po krótkim zastanowieniu. – Zrobię, jak chcecie. Unieszkodliwię tego przeklętego demona i dam wam tę kobietę. Ale za to wy musicie mi pomóc. No? Na co czekacie? Do dzieła!
– Życzymy sobie najpierw zapewnienia, że kobieta spadnie na dół.
– O, do cholery, nie bądźcie tacy podejrzliwi! W porządku, kieruję moją psychiczną siłę do Wielkiej Otchłani. Jesteście teraz zadowoleni?
Tengel Zły skoncentrował wszystkie swoje siły, żeby jego duchowe odbicie znalazło się w obrębie Wielkiej Otchłani. Trochę się lękał, bo Marco raz go już śmiertelnie wystraszył kilkoma kroplami jasnej wody, ale Tengel w najśmielszych przypuszczeniach nie pomyślał, że ktoś z tych najbardziej niebezpiecznych mógł się znaleźć w Otchłani.
Starał się pozostawać tam jak najkrócej. Szukał Ellen i demona, znalazł ich też prawie natychmiast. Jednym prostym zaklęciem wcisnął demona w skalną ścianę niedaleko wejścia, które odkrył Nataniel i jego towarzysze. Siła psychiczna Tengela Złego była tak wielka, że Fecor został dosłownie wbity w skałę i tam już został.
Natomiast Ellen zaczęła opadać w dół. Nią Tengel się nie przejmował, była przeznaczona dla Ludzi z Bagnisk.
– No, załatwione! – oświadczył z paskudnym grymasem trzem czekającym czarnym postaciom. – A teraz ruszcie się, do diabła, i pomóżcie mi!
Ellen rozpaczliwie wzywała Fecora. Nie pojmowała, co się mogło stać. W jednym momencie jego ręka została wyrwana z jej dłoni, demon przekoziołkował w powietrzu, machał bezradnie rękami i nogami, ale nieustannie i nieodwołalnie się od niej oddalał. Słyszała jego wołanie o pomoc, ale nie była w stanie nic zrobić.
Po chwili w ogromnej czarnej przestrzeni ponownie zaległa cisza. Czas płynął jak dawniej.
Ellen znowu opadała w dół. Wiedziała, że zajmie jej to wiele czasu, nawet bardzo wiele, ale prędzej czy później znajdzie się ponownie w pobliżu tych spragnionych krwi, potwornych Ludzi z Bagnisk.
Zaczęła wołać o ratunek. W skrajnej rozpaczy zapaliła latarkę, ale kto mógł dostrzec jej światło?
Teraz jednak się myliła. W Wielkiej Otchłani znajdowało się wielu cierpiących. Jeden z nich usłyszał jej wołania i zobaczył nikłe światełko latarki. A był to ktoś, kto bez trudu mógł się przemieszczać w przestrzeni, mógł spływać w dół, lekceważąc powietrzne prądy.
Ellen słyszała, gdy się zbliżał. Wydawał się dużo większy niż Demon Wichru i miał ludzką postać, choć przecież człowiekiem nie był.
To Tamlin! Demon Nocy, który najpierw wychowywał się wśród ludzi, a następnie przebywał w Czarnych Salach Lucyfera. Wyniósł stamtąd wiele umiejętności i wiedzy czarnych aniołów. Tam też wyćwiczył zdolność kontrolowania własnych ruchów nawet w takim środowisku, jak Wielka Otchłań.
Do tej pory jednak nie na wiele mu się to przydało. Tamlin był jednym z ostatnich, którzy zostali pojmani tamtego fatalnego dnia, i nie zdążył się jeszcze zaaklimatyzować w nowym miejscu. Był wciąż zrozpaczony i rozgniewany, nie spotykał nikogo, nikogo nawet z daleka nie widział, choć już tyle razy okrążył pustą grotę.
Nie uświadamiał sobie, z jaką łatwością mógłby się przemieszczać, dopóki przypadkiem nie spojrzał w dół i nie zobaczył nikłego światełka latarki Ellen. Co prawda wcześniej już kilkakrotnie dostrzegał jakiś czerwony blask, zawsze jednak potężny wicher spychał go daleko stamtąd.
Teraz, nie zastanawiając się nad tym, co robi, ruszył w dół ku temu słabemu blaskowi. Docierały też do niego czyjeś niewyraźne wołania i taki był zajęty tym, żeby odnaleźć współstraceńca w ciemnej pustce, że minęło sporo czasu, nim dotarło do niego, iż w pełni panuje nad swoimi ruchami.
Domyślił się zaraz, że to z pewnością magiczna sztuka, której się nauczył w Czarnych Salach.
Ellen rzuciła mu się na szyję, szlochając ze strachu i radości. Trudno było wydobyć z niej coś rozsądnego, w końcu jednak opowiedziała mu jako tako składnie całą historię. O potwornych Ludziach z Bagnisk czających się w dole. O Fecorze, Demonie Wichru, który uratował jej życie. No a teraz Tamlin zrobił to samo.
– Nie rozumiem, co się stało, Tamlinie – szlochała Ellen. – Nigdy jeszcze nie widziałam, żeby ktoś ruszał z miejsca w takim tempie, jak odpalona rakieta! Musimy go odnaleźć! On uratował mi życie, teraz kolej na mnie. Pomożesz mi?
– Oczywiście! W którą stronę on się oddalił?
Chciała mu pokazać, ale jej uniesiona w górę ręka zamarła.
– Nie wiem! Tu przecież wszędzie jest tylko pustka pogrążona w ciemnościach.
– Tak, rzeczywiście. Ale on się oddalał w górę, czy w dół?
– Powiedziałabym raczej: na zewnątrz. Jak strzała. Och, Tamlinie, to było straszne! Słyszałam jego wołanie o pomoc, ale nic nie mogłam zrobić!
– Rozumiem cię.
Ellen uspokoiła się.
– Ile ja jednak mam szczęścia – powiedziała w zamyśleniu. – Dwa razy znajdowałam się już o włos od okrutnej śmierci. I dwukrotnie zostałam uratowana… Ale, zaczekaj! Przed chwileczką minęliśmy to czerwone światło i ten bardzo silny prąd powietrza. Widziałeś światło?