Выбрать главу

Z wielkim trudem Fecor odpowiedział:

– To był Tengel Zły. Słyszałem jego skrzekliwy głos. Był na coś potwornie wściekły.

Ellen rozejrzała się lękliwe wokół.

– Mam nadzieję, że teraz go tu nie ma?

– Nie. Wtedy zresztą też była to tylko jego siła psychiczna.

– O, chyba to nie takie „tylko”. Nie, to się nie uda! Żebyśmy tak mieli tu Nataniela, on by sobie z tym poradził. On albo Marco. Ale nie życzę im, żeby się znaleźli w tej dziurze!

Tamlin wypróbowywał wszystkie zaklęcia i błogosławieństwa, których się nauczył w Czarnych Salach, ale nic nie pomagało. Fecor tkwił w skale jak zamurowany.

– Nie opuścimy cię – zapewniała Ellen, ale w jej głosie brzmiała teraz nutka rezygnacji. – Możesz na nas polegać!

I właśnie wtedy coś się wydarzyło.

Jakiś wirujący poryw wichru o sile orkanu szarpnął Ellen i Tamlinem i starał się oderwać ich od skały. Ellen krzyknęła, ściskając z całych sił rękę Fecora. Tamlin wołał do niej, by w żadnym razie nie rozluźniała uchwytu, i z nowymi siłami próbowali wyrwać uwięzionego demona.

– Co to się dzieje? – pytała Ellen, starając się przekrzyczeć wichurę. Wiatr targał jej włosy, miała wrażenie, że za chwilę zerwie z niej ubranie.

– Prawdopodobnie jakiś jego nowy, diabelski pomysł – odparł Tamlin. – W takim razie on tu mimo wszystko jest. A przynajmniej jego siła psychiczna. Nie, chwyć tutaj, Ellen…

Momentalnie zrobiła, co kazał. Tamlin też chciał przytrzymać się w innym miejscu i wtedy kolejny poryw wichru porwał go i uniósł w pustkę.

– Tamlin! – krzyczała Ellen rozpaczliwie.

On jednak był już daleko, całkowicie niewidoczny, porwany przez wściekłą siłę.

– Co my teraz zrobimy? – wołała w panice do Fecora, który był równie przerażony jak ona.

W następnej sekundzie kolejny poryw sztormu porwał Ellen i ją także poniósł w mrok. Wrzeszczała jak oszalała, wirowała wokół własnej osi i nieubłaganie oddalała się od nieszczęsnego demona, coraz dalej i dalej w pustkę.

ROZDZIAŁ VII

Zgromadzeni na skalnej półce czekali jak długo było można.

Wiedzieli, że ci, którzy dotychczas nie przyszli, nie przyjdą już nigdy.

Trzy osoby przepadły bez śladu.

W końcu Marco powiedział niepewnie:

– Powinniśmy chyba działać dalej, Natanielu.

Nataniel zwrócił ku niemu zmartwiałą twarz. Gdy odpowiadał, jego głos brzmiał głucho.

– Wiem. Nie wolno dopuścić, by Tengel Zły nas wyprzedził. To ważne! I przecież na tym polega moje zadanie.

– Nataniel – rzekł Marco błagalnie. – Czy ty myślisz, że ja cię nie rozumiem? Mogę tu zostać i poczekać, czy…

Nagle ktoś krzyknął:

– Patrzcie! Tam! Ktoś się zbliża!

Wszyscy wpatrywali się w mrok. W przygnębione dotychczas zgromadzenie wstąpiło nowe życie. Usuwali się pod ściany, żeby zrobić miejsce tym, którzy z szumem wyłaniali się z ciemności.

Lekko niczym kot na skalnej półce wylądował Tamlin.

Nataniel bardzo się starał ukryć rozczarowanie. Wszyscy obok niego cieszyli się głośno, on zresztą również z ulgą przyjął do wiadomości, że Tamlin się odnalazł. To przecież budziło nowe nadzieje, że nie wszystko stracone, skoro Tamlin przybywa tak późno, ale…

Nadzieja wzrosła gwałtownie, kiedy ten zielonoskóry demon zwrócił się do niego, do Nataniela!

– Ellen jest tu niedaleko – oświadczył. – Ona i jeden z Demonów Wichru. Potrzebują pomocy.

Nataniel z przejęcia nie mógł słowa wykrztusić.

– E-e-ellen? To pierwszy znak życia od czasu, gdy… Musimy ją ratować, chodźcie jak najszybciej! Idziemy!

Był jak naelektryzowany. Jąkał się, wyłamywał palce, język mu się plątał.

– Poczekaj, to nie takie proste! – mitygował go Tamlin. – Demon Wichru jest przykuty do skały magicznymi kajdanami i szczerze mówiąc, nie wiem, jak go stamtąd wydostać! Nie wiem, jak go rozkuć. Ellen jest przy nim, a mnie porwał podmuch wichru i cisnął tutaj. I właściwie nie bardzo rozumiem, jak to się stało. A wy stoicie tu wszyscy? Co się dzieje?

– Ciii! – szepnęła Estrid. – Słyszę głos kobiecy. To chyba musi być Ellen.

Bardzo, bardzo daleko zaczynało coś słabiutko majaczyć. Gabriel, który interesował się astronomią, odkrył w tym jakieś podobieństwo z gwiazdą Arcturus, która z oszałamiającą prędkością stu trzydziestu pięciu kilometrów na sekundę przybliża się do Ziemi, ale która od dwóch tysięcy lat nie sprawia wrażenia, że choćby ruszyła się z miejsca.

Podobnie było teraz z Ellen. Pędziła ku nim w szalonym tempie, a mimo to potrzeba było nieskończenie długiego czasu, by mogli ją wyraźnie zobaczyć.

Nataniel, jak niebieska błyskawica, ruszył jej na spotkanie. Rozradowany, ze łzami w oczach pomagał jej wejść „na pokład”.

Padli oboje na kolana, obejmowali się i ściskali. Co mówili czy też co próbowali sobie powiedzieć, było dla pozostałych całkowicie niezrozumiałe. Słowa płynęły strumieniem, oboje mówili jednocześnie, bez ładu i składu.

– Powinienem się przywitać jak należy… – zdołał w końcu wykrztusić Nataniel.

– Myślę, że starczy już tych serdeczności – powiedziała Tova cierpko. – Jeśli już skończyliście, to może inni też mogliby uściskać Ellen.

– Oczywiście – rzekł Nataniel zawstydzony i oboje z Ellen wstali.

Czas, czas, nieustannie musieli się ścigać z czasem! A tymczasem wiele cennych minut upłynęło, nim Ellen zdołała jakoś dojść do siebie po nadzwyczajnym przyjęciu, jakie zgotowali jej przyjaciele. Ocierała oczy i mówiła, na przemian to śmiejąc się, to płacząc:

– Musimy uwolnić Fecora, Demona Wichru. Został uwięziony w skale, a przecież uratował mi życie i…

– Wiemy – przerwał jej Marco. – Nikt nie będzie tu zostawiony własnemu losowi. Nikt!

Ciche westchnienia wyrażające wdzięczność rozległy się w tłumie. Nikt jednak nie zadał pytania: Czy ktoś stąd wyjdzie? Nikt też nie pytał, kiedy.

Wielka Otchłań znana była właśnie z tego, że kto raz się tutaj znalazł, był stracony na wieki.

Ale tak odległą przyszłością nikt nie chciał się na razie zajmować. Teraz najważniejszy był Fecor.

– Ian! – polecił Marco. – Daj mi miecz Targenora! On otwiera magiczne kajdany. Mieliśmy już okazję się o tym przekonać.

Ian spoglądał na niego zakłopotany.

– Ależ ja oddałem miecz Natanielowi!

Ten zaś stał jak skamieniały, wciąż ściskając rękę Ellen.

– O Boże – wyszeptał zbielałymi wargami. – Odstawiłem miecz na bok wtedy na dnie, kiedy uwolniliśmy Orina, Halkatlę i pozostałych. On… on musi tam jeszcze stać!

– Ale my nie mamy czasu, żeby po niego wracać – oświadczył Marco cierpkim tonem. – W czasie, który nam został, możemy próbować zrobić tylko trzy rzeczy: uwolnić Fecora, postarać się wyjaśnić zagadkę czerwonego światła i wyprowadzić wszystkich z tego miejsca. Tajfun, Trond i Tamlin! Waszym zadaniem będzie uwolnić Fecora. Wymyślcie coś! My zaś, pięcioro wybranych, musimy się dostać do czerwonego tunelu, zanim pojawi się Tan-ghil! Orin, ty pójdziesz z nami! I Demony Wichru także.

– Sześcioro wybranych – sprostował Gabriel. – Teraz jest nas sześcioro, bo są z nami i Ian, i Ellen.

Nataniel chciał powiedzieć: Ellen powinna odpocząć, zarazem jednak nie był w stanie ponownie się z nią rozstać. Ich spojrzenia się spotkały, a dłonie dotykały się po kryjomu. Byli razem i nic nie zdoła ich rozdzielić!

Ellen rzuciła ostatnie, spłoszone spojrzenie w tył.

– Pomóżcie Fecorowi – szepnęła. – W przeciwnym razie nigdy już nie zaznam radości!

Obiecali jej, że znajdą jakiś sposób. Sami jednak też czuli się porzuceni, kiedy szóstka wybranych wraz z Orinem i drugim Demonem Wichru opuściła skalną półkę i zniknęła.