Выбрать главу

– Jesteście tacy piękni, panie – powiedziała zdumiona. – Prawie tak samo jak mój brat. On też był taki ciemny i przystojny, ale niepodobny do was.

– Ja znam Targenora – szepnął Marco drżącym głosem. – Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi.

Oczy Tuli zrobiły się jeszcze większe.

– Później ci to wytłumaczę – rzekł pospiesznie, żałując, że jeszcze bardziej wytrąca ją z równowagi. – Tiili… to cię będzie trochę bolało. Wierz mi, ja nie chciałbym robić ci krzywdy, ale muszę. Bo chyba lepiej, żebym ja spróbował, niż żeby on… ten zły człowiek.

Tiili potakiwała szczerze. Raz po raz przełykała ślinę, w jej oczach malował się lęk, ale nie spuszczała z niego wzroku.

Ona nie wie, że Tengel Zły jest jej ojcem. I niech Bóg da, żeby się tego nigdy nie dowiedziała!

Żebym tak miał choć troszkę więcej czasu, żebym mógł ją przygotować, wzbudzić w niej pragnienie… A tak wszystko wydaje się takie brutalne, takie… odarte z uczuć!

Tiili była bardzo drobna i szczuplutka. Będzie odczuwać ból, żebym nie wiem jak był ostrożny, myślał Marco zmartwiony. Przytulił twarz do jej policzka, jedną ręką obejmował jej plecy, a drugą nieskończenie delikatnie pieścił skórę. Powoli, powoli odnajdywał drogę do niej. Nie miał żadnych problemów, choć nigdy przedtem nie zbliżył się tak bardzo do żadnej kobiety. Ale Tiili była niezwykle pociągająca…

Przylgnęła do niego tak naturalnie, że aż go to zdziwiło, nagle jej drobne ciało przeniknął dreszcz, z gardła wydobył się zdławiony jęk i… było po wszystkim.

Pieczęć została złamana.

Marco z całych sił zagryzał wargi. Musiał wykazać wielkie opanowanie, by nie dążyć do spełnienia. Pragnienie zapłonęło w nim niczym dzika, trudna do opanowania tęsknota. Ale zdołał się powstrzymać, wciągnął głęboko powietrze, co najmniej przez minutę nie oddychał…

Tiili ukryła twarz na jego piersi. Chciał okazać jej całą czułość, jaka przepełniała mu serce, szeptał słowa pociechy, całował jej ucho, prosił, by mu wybaczyła.

W końcu przeniósł wzrok na jej ręce.

Wciąż trwały przy skale jak przyklejone. Stopy również.

Tiili skierowała wzrok w tę samą stronę. Oboje w największym napięciu przyglądali się jej rękom.

– Czy to wszystko było na próżno? – szepnął zrozpaczony Marco.

– Nie – odparła z wielkim smutkiem, lecz spokojnie. – Nawet gdybym miała tu pozostać na wieki, czy też do czasu, gdy przyjdzie ten znienawidzony, to i tak daliście mi, panie, coś bardzo ważnego: bliskość drugiego człowieka. Czułość. Troskliwość.

– Ale musiałem zrobić ci krzywdę, to mi sprawia ból.

– Krzywdę? Nic podobnego. Jestem wam wdzięczna, panie, że przyszliście do mnie. Nikt nie byłby od was lepszy.

Pospiesznie pogładził jej policzek.

– Dzięki ci, maleńka Tiili! Ale najwyraźniej on jest jedynym kluczem. To takie… takie rozpaczliwie tragiczne! Mógłbym go… Nie, nie można go zabić, jest przecież niepokonany, Tiili. A teraz zjawi się tu już wkrótce po to, by zwyciężyć.

– Gdybym mogła, to bym go zamordowała, kiedy przyjdzie.

– Jest nieśmiertelny. Ale nie myślisz chyba, że ja cię opuszczę? Zostanę teraz przy tobie, możesz mi wierzyć. Zostanę, cokolwiek by się stało!

Nie chciał jej wyjaśniać, do jakiego stopnia rozpaczliwa stała się teraz ich sytuacja. Jak się stąd wydostaną ci wszyscy zebrani na skalnym występie? I jak on kiedykolwiek zdobędzie się na to, żeby opuścić Tiili? Nigdy do tego nie dojdzie. Nigdy, bo czyż mógłby żyć dalej ze świadomością jej niepojętej tragedii, wiedząc, jak bardzo jest samotna?

Zalała go fala goryczy. Rozczarowanie, że im się nie udało. A przy tym ogromna czułość dla tej drobnej istoty, której nie znał, a do której żywił tyle szczerej sympatii.

Popatrzył na ręce Tuli i rozważał pomysł, by oderwać ją od skały siłą. Natychmiast jednak uświadomił sobie, że to by przyczyniło jej niepotrzebnych cierpień. Magiczne kajdany nie dadzą się rozerwać za pomocą noża. Natomiast miecz Targenora leżał na samym dnie Otchłani, teraz już prawdopodobnie pogrzebany pod zwałami gruzu i kamieni.

– Panie – szepnęła Tuli.

– Mam na imię Marco – powiedział. – I jestem twoim najlepszym przyjacielem. Nikt nie zwraca się per panie do swego najlepszego przyjaciela. Ale co chciałaś mi powiedzieć?

Och, jego uczucia do Tiili wzrastały z każdą chwilą. Nigdy przedtem nie widział tak wzruszającej istoty. Ani tak nieszczęśliwej.

– Marco, nie wiem, czy się nie mylę, ale mam wrażenie, że jakoś łatwiej mi poruszać stopami.

Uklęknął przy niej natychmiast i starał się sprawdzić, czy rzeczywiście tak jest.

– Nie wiem, Tiili – powiedział. – Ale to możliwe.

– A może my… może nie… może trwało to za krótko? – wyszeptała skrępowana.

– Ale…

Co ona mogła wiedzieć o sprawach pomiędzy kobietą i mężczyzną? Na ile orientowała się, skąd się biorą dzieci? On się starał opanować, bo sądził, że najważniejsze jest pozbawienie jej dziewictwa, że to właśnie otwiera dalszą drogę.

Ale przecież mógł się mylić.

Ten diabeł Tan-ghil! Ile bólu zamierzał zadać nieszczęsnemu dziecku? Miała potem, kiedy będzie po wszystkim, zostać zabita. Owszem, to całkiem prawdopodobne. Potwór mógł więc liczyć na trochę przyjemności przy okazji…

– Czy zniosłabyś jeszcze jedną próbę, Tiili?

– Jeśli ty nie masz nic przeciwko temu.

– Jeśli ja nie mam nic przeciwko? Dziecko najdroższe gdybyś wiedziała, jak musiałem nad sobą panować, żeby nie posunąć się dalej!

Po raz pierwszy dostrzegł cień nieśmiałego uśmiechu, nie wyraźniejszy niż drgnienie skrzydełka motyla, na jej udręczonej buzi.

– A więc… lubisz mnie trochę?

– Tiili, mówiłem ci o mojej długiej samotności. Nikt nigdy nie był mi bliższy niż ty, choć znamy się tak krótko. Więc pozwolisz mi?

Przełknęła ślinę i skinęła głową.

– To wcale tak bardzo nie bolało.

Tym razem Marcowi nie było łatwo. Musiał jej szeptem wyjaśnić, dlaczego. Musiał opowiedzieć, jak bezradność i rozpacz odebrały mu na jakiś czas siły. Tuli powiedziała, że rozumie.

Ale czy rzeczywiście? Owszem, mogła rozumieć, przecież wtedy, gdy zniknęła, miała dziewiętnaście lat. Musiała coś wiedzieć o życiu. W tamtych czasach ludzie nie byli tacy powściągliwi, jeśli chodzi o sprawy miłości, mówili o nich dużo bardziej otwarcie.

Tiili nikt by nie dał dziewiętnastu lat. Jej wschodnia uroda sprawiała, że była drobniejsza i wyglądała bardziej dziecinnie niż jej norweskie rówieśnice.

Kiedy wziął ją po raz drugi, nie spuściła wzroku jak poprzednio. Patrzyła na niego przez cały czas i po krótkim grymasie bólu na jej twarzy pojawiło się jakieś wewnętrzne światło. Marco uśmiechał się do niej czule, a ona odpowiadała mu tak samo. I właśnie wtedy odczuwali ogromną wspólnotę. Zostali do tego zbliżenia zmuszeni przez okoliczności, ale teraz oboje mu ulegli, stali się jednością. I była to ich tajemnica. Nikt oprócz nich o tym nie wiedział.

Marco stwierdził, że będzie to bardzo krótki akt. Wciągnął głęboko powietrze, oczy mu pociemniały, oplótł ją ramionami i przytulił mocno do siebie, jakby wciąż jeszcze znajdowała się zbyt daleko. Jej ręce były przykute do skały, lecz oparła czoło o jego ramię, by okazać mu oddanie, i wtedy ciałem Marca wstrząsnął dreszcz najgłębszej rozkoszy.

Kiedy znowu mógł oddychać normalnie, poczuł ręce Tiili na szyi; jej stopy opierały się o skalisty grunt. Stała na czubkach palców, ale stała.

Tuli była wolna!

Całował ją czule, żeby jej podziękować i by prosić o przebaczenie, potem wziął z ziemi swój pulower i naciągnął jej przez głowę. Tuli mogła marznąć, kiedy odejdzie od strumienia ciepłego powietrza wypływającego ze szczeliny. Pulower sięgał jej do kolan, a rękawy trzeba było zawinąć.