Выбрать главу

Tiili płakała, oparta na jego ramieniu, ale tym razem łkanie raz po raz przechodziło w śmiech.

– Nikt nigdy nie był bardziej szczęśliwy niż ja – szeptała, kiedy wziął ją na ręce, żeby nie musiała stać na zimnej skale.

Zapewnił ją, że i on jest bardzo szczęśliwy. A ona się uśmiechała. Bardzo chciała słyszeć takie słowa!

Marco nie odważył się wyznać, jakie dręczą go ponure przeczucia. Pokonali jedną przeszkodę, to prawda. Ale to nie znaczy, że wszystkie trudności mają za sobą. Niestety, nie!

ROZDZIAŁ VIII

Kiedy Nataniel i Ellen, Tova, Orin oraz towarzyszący im Demon Wichru weszli na powrót do Wielkiej Otchłani, wszyscy usłyszeli jakieś złowieszcze dźwięki.

Pomiędzy skalnymi ścianami rozlegały się grzmoty, w powietrzu unosił się kurz i piasek, a podłoże drżało im pod stopami.

Ale mały Gabriel stał wraz z Ianem na samym skraju skalnego nawisu. Byli zwróceni ku mrocznemu wnętrzu Wielkiej Otchłani, a za ich plecami tłoczyły się inne przestraszone istoty; wszyscy starali się znaleźć jak najbliżej ściany.

Chłopiec wyciągnął ręce ku ciemnej pustce, tak jak widział, że czynili to Marco i Nataniel, po czym zawołał władczym głosem:

– Posłuchajcie mnie, Ludzie z Bagnisk! Wciąż jeszcze tutaj jesteśmy, Ian i ja. Nie macie prawa zniszczyć tego miejsca, które nazywacie Wielką Otchłanią, bo myśmy jeszcze go nie opuścili. Skończcie więc natychmiast z tymi hałasami!

Zakrztusił się pyłem, którego pełno było w powietrzu, i zaniósł gwałtownym kaszlem. Nataniel pospieszył im z pomocą.

– To poskutkowało – rzekł zdumiony Ian. – Kiedy wychodziliśmy z tunelu, było dużo gorzej.

Nataniel skinął głową.

– To dobrze. Dziękuję ci, Gabrielu. Spisałeś się znakomicie. Teraz ja się tym zajmę – dodał, po czym zawołał: – Posłuchajcie mnie, ludzie z czasu przed nami! Mamy przecież umowę. Wiem, że honor skłoni was do jej dotrzymania. My jeszcze nie opuściliśmy Otchłani, żadne z pięciorga, którym złożyliście tę obietnicę. Kiedy ostatnie z nas znajdzie się na zewnątrz, będziecie mogli obrócić w perzynę to dzieło, które stworzyliście u zarania czasu wraz z waszym panem i władcą, złym Tan-ghilem.

Grzmoty ustały, choć było oczywiste, że Ludzie z Bagnisk najchętniej wpakowaliby ich wszystkich gdzieś jak najgłębiej do wnętrza ziemi. Autorytet Nataniela jednak był zbyt duży, by odważyli się go zlekceważyć.

Ponownie do nich przemówił:

– Rozumiem, że mogliście się pomylić, kiedy wszyscy pięcioro zniknęliśmy na chwilę w tunelu. To nasza wina, wy nie ponosicie za to żadnej odpowiedzialności. Ale jeśli teraz pozwolicie nam wypełnić nasze zadanie, to rozstaniemy się jak równi sobie.

Potem w Otchłani zaległa cisza. Gabriel jednak mógłby przysiąc, że doszedł do niego z głębi mroku szyderczy chichot: „Jak równi? Nigdy!”

Obietnica, jaką złożyli, nie pozwoliła Ludziom z Bagnisk rzucić się na zebranych na skalnym występie. Ale gdyby tylko nadarzyła się okazja, zmietliby wszystkich z powierzchni ziemi bez mrugnięcia okiem.

Nataniel przeczuwał tę milczącą groźbę.

– Nie zapominajcie, że nawet wasza pramatka, Lilith, stoi po naszej stronie – przypomniał.

Wtedy ostatnie obłoki kurzu opadły na dno Otchłani, które teraz znajdowało się dużo bliżej, co zgromadzeni na skalnej półce zauważyli.

Nataniel odetchnął i odwrócił się ku swoim towarzyszom. Villemo wystąpiła przed zgromadzonych.

– Tamlin zna drogę do uwięzionego Fecora. Ale ani on, ani Trond, ani Tajfun nie mają nadziei, że uda im się tego nieszczęśnika uwolnić.

– Ellen, pójdziesz ze mną – powiedział Nataniel łagodnie i wyciągnął do niej rękę. – Ty także wiesz, gdzie on jest. Pokażesz mi drogę!

Spokojnie i bez wahania ruszyła za nim. Wkrótce błękitne światełko zniknęło w mroku.

Zgromadzeni na skale stali teraz bez słowa. Wszyscy, których obdarzali zaufaniem, odeszli. Marco znajdował się w czerwonym tunelu. Nataniel, Tajfun i Tamlin zniknęli w mroku Otchłani.

Jedynym źródłem światła był reflektor Iana. I choć baterie mogły się w każdej chwili wyczerpać, nie mieli odwagi go zgasić.

Nawet Tova czuła się opuszczona, choć przecież ona miała swego Iana. Jak wobec tego musieli się czuć inni?

Pozostawało im tylko czekać na tej otoczonej ciemnością skalnej półce i mieć nadzieję, że zdarzy się cud.

Fecor był całkiem zwyczajnym demonem i gdyby oceniać go według kryteriów demonów, nie miał w sobie nic szczególnego. On i dwaj inni, Anaraziel i Gaziel, strzegli kiedyś podziemnych skarbów, ale wszyscy trzej potrafili też wywoływać burze oraz nakłaniać duchy, by się ukazywały w powietrzu. Fecor uświadamiał sobie teraz, że jest stracony na zawsze, że tak już pozostanie, przykuty magicznymi kajdanami do skalnej ściany Wielkiej Otchłani. Czy można się znaleźć w gorszym położeniu?

Grzmoty i tumany piachu krążące w powietrzu przerażały go coraz bardziej. Oznaczać to mogło, że wkrótce zostanie żywcem pogrzebany. A demon przecież nie może umrzeć. Zatem na wieki pozostanie przysypany ziemią, zapomniany przez wszystkich.

Tych dwoje, którzy obiecali powrócić… Ziemska kobieta i potężny Tamlin. Zresztą, cóż by mogli zdziałać przeciwko magii Tan-ghila? A poza tym oni całkiem po prostu nie mogą wrócić! Dlaczego mieliby to uczynić? Kto by się przejmował jakimś nic nie znaczącym Demonem Wichru?

Nagle dotarły do niego dalekie głosy. Męskie głosy raz po raz wołające jego imię.

Był tak zdumiony, że najpierw nie mógł się pozbierać na tyle, by odpowiedzieć. Minęło kilka sekund, zanim zdołał odkrzyknąć coś ochrypłym głosem, pełnym rozpaczy, śmiertelnie przerażony, że być może przegrał swoją jedyną szansę. Wiedział, że tamci nie potrafią go uwolnić, ale oznaczali bliskość innych stworzeń.

Odpowiedzieli! Usłyszeli go! Dygocząc z przejęcia, z ciałem wciąż odrętwiałym po potężnym zderzeniu ze skałą, czekał, aż tamci się zbliżą, i starał się ocenić sytuację, w której się znalazł.

Wszystkie Demony Wichru przeraziły się groźbami Tan-ghila, jakie miotał w dniu, kiedy dotarł do Źródła Zła. Były jednak istotami dumnymi, toteż umiały się trzymać z daleka, kiedy on starał się przeciągnąć cały ród demonów na swoją stronę i podporządkować je swojej władzy.

To z tego powodu Fecor początkowo nie rozumiał, dlaczego ich najwyższy wódz oraz wielki Tajfun opowiedzieli się po stronie tego nędznego ludzkiego drobiazgu przeciwko Tan-ghilowi. Nie pojmował tego, dopóki nie usłyszał całej prawdy. Że wśród ludzi istnieje pewien wyjątkowy ród, noszący miano Ludzi Lodu. Są oni potomkami Tan-ghila, ale wymówili mu posłuszeństwo. Normalnie Demony Wichru nie przejmowałyby się takimi sprawami, ale gdyby Tan-ghil nie został powstrzymany, mógłby objąć panowanie nad światem. A poza tym rodzony syn Tajfuna, Tamlin, związał się z klanem Ludzi Lodu. Kiedy Tamlin popadł w kłopoty u niewolników Tan-ghila, Demonów Nocy, Tajfun i wódz Demonów Wichru zdecydowali się interweniować. I wtedy dowiedzieli się jeszcze więcej.

Dowiedzieli się mianowicie, że sam Lucyfer stoi po stronie Ludzi Lodu!

Jego czarne anioły i wnuczka Lucyfera, pochodząca z Ludzi Lodu Vanja, którą Tamlin od dawna kochał, wspólnymi siłami doprowadzili do tego, że Demony Nocy odwróciły się od Tan-ghila.

Gdy więc nadeszło wezwanie z Góry Demonów, stawiły się zgodnie i Demony Wichru, i Demony Nocy. I opowiedziały się po stronie ludzkiego drobiazgu.

Fecor i jego sojusznicy byli zadziwieni tym, jak wiele może osiągnąć człowiek. Do tej pory demony spoglądały z góry na zwyczajnych śmiertelników. Mimo woli jednak Fecor zaczął odczuwać z nimi wspólnotę.