Выбрать главу

Nataniel wyciągnął rękę do swoich przyjaciół.

– Marco, Ian i Tova, myślę, że najlepiej będzie, jeśli teraz ja wezmę wasze butelki.

W zamyśleniu odpinali powoli paski, do których mieli przytroczone naczyńka. Marco niósł nie tylko swoją butelkę, lecz także Nataniela. Oddali mu teraz wszystkie, a on odbierał je bardzo ostrożnie.

– No to tu się pożegnamy – oznajmił z westchnieniem. – Ja będę musiał przejść przez czerwony tunel. A wy, wybrani, którzyście pomagali mi tak wspaniale przez cały czas, zawróćcie teraz i idźcie z tamtymi.

Troszczył się przede wszystkim o bezpieczeństwo Ellen, ale ona była pierwszą, która zaprotestowała. Nataniel uśmiechnął się do niej ze smutkiem i z wielką miłością.

– Ian, skoro Ellen wróciła, to ty nie musisz się już narażać – powiedział.

Tamten jednak się sprzeciwił:

– Skoro zaszedłem tak daleko, to chcę iść z tobą do końca. A poza tym nie puszczę Tovy samej! Idę z wami.

– Ja także! – zawołał Gabriel pospiesznie, zanim Nataniel zdążył na niego spojrzeć.

– No cóż! Tovy i Marca nie muszę pytać, bo i tak wiem, co odpowiedzą.

Potem Nataniel zwrócił się do reszty zebranych.

– Dziękuję wam wszystkim – powiedział ciepło. – Dziękuję Demonom Wichru, duchom przodków i Demonom Nocy, demonom Silje i Ingrid, Tajfunowi i Tamlinowi… Nikt nie mógłby mieć lepszych, silniejszych i rozumniejszych współpracowników i przyjaciół! Ogarnia mnie głębokie wzruszenie, kiedy myślę, na co się wszyscy narażaliście.

Wyprostował się i uniósł głowę. Wyglądał teraz jak młody książę.

– Ludzie Lodu i wszyscy nasi przyjaciele – podjął cicho. – Czekaliśmy przez wiele wieków, setki lat. I oto czas się dopełnił!

Wybrani poszli za nim. Jeszcze tylko Marco się odwrócił.

– Opiekujcie się Tiili – poprosił. – Do zobaczenia!

Rozłączyli się.

W tym samym momencie, gdy wybrani zniknęli w czerwonym tunelu, rozległ się głuchy łoskot spadającej ziemi i wielkie ciemnobrązowe chmury pyłu uniosły się z dna Otchłani. Liczna gromada zebranych na skalnej półce pospiesznie ruszyła ku wejściu w ziemnej ścianie.

Marco jeszcze raz spojrzał w ciemność Wielkiej Otchłani.

– Nie tracicie czasu, Ludzie z Bagnisk – powiedział gniewnie.

ROZDZIAŁ IX

Na hali trzej Ludzie z Bagnisk patrzyli na połamane nogi Tengela Złego z udawanym współczuciem.

– Ach, ach – wzdychał jeden z nich. – Jak to musi naszego szanownego władcę i pana boleć! Moglibyśmy z łatwością uleczyć te szanowne rany, bo mamy bardzo dobre remedia na takie rzeczy, ale łańcuchy, z łańcuchami nie możemy zrobić nic, choć nas to naprawdę bardzo martwi!

Wcale jednak na zmartwionych nie wyglądali. Wyjmowali jakieś medykamenty z woreczków i glinianych naczyniek. Przeważnie te ich leki przypominały nawóz i z pewnością zawierały mnóstwo minerałów, mieli też różnego rodzaju suszone zioła.

– Piekło, szatani! – syczał co chwila Tengel Zły, a w końcu wrzasnął na cały głos: – Shama! To ty panujesz nad śmiercią, przeklęty grabarzu! Przyjdź tu natychmiast i przerwij te cholerne spektakle nad moimi nogami. Przyjdź, przyjdź do mnie, a dostaniesz mnóstwo pokrytych smakowitym mięsem kości!

Shama jednak dość miał już walki z Ludźmi Lodu. Zdobyli sobie zbyt potężnych sprzymierzeńców. Nie podobało mu się zwłaszcza, że duchy czterech żywiołów z Taran-gai tak im pomagają.

Więc Shama udawał, że nie słyszy wołania. Wolał wrócić do Taran-gai i ułożyć się z powrotem do snu.

Gdy nikt nie przychodził, by mu pomóc, Tengel Zły popatrzył przebiegle na Ludzi z Bagnisk.

– Nie mogę się poruszać na tych połamanych giczołach, nie zrobię nawet kroku do przodu, a właśnie teraz okropnie mi się spieszy… – Nie chciał głośno powiedzieć, że gra toczy się o jego egzystencję. Nie mógł tracić twarzy wobec tych gadów! – Powiadacie, że moglibyście wyleczyć moje rany?

– Jesteśmy dosyć biegli w tej dziedzinie i niektórzy wysoko nas cenią.

– Czy umiecie też składać połamane kości?

– To właśnie zamierzamy uczynić, prześwietny panie i władco!

– Znakomicie! A zatem uwolnijcie moje nogi! Zabierzcie te ciężary i ponownie złóżcie kości!

Ludzie z Bagnisk odsunęli się nieco, ale nie za bardzo.

– Wasza Wysokość będzie troszeczkę niższa, bo musimy wyrzucić cały ten fragment, który został zmiażdżony. Odłamki kamieni wbiły się w kość.

– Do dzieła!

Sadystyczna radość rozjaśniła blade twarze. Zakapturzone postacie bezzwłocznie przystąpiły do operacji.

– Au! – wrzasnął Tengel Zły. – Przecież wy mnie rozpiłowujecie na kawałki!

– To absolutna konieczność, o błogosławiony!

Błogosławiony zastanawiał się przez chwilę, w końcu dał za wygraną.

Ludzie z Bagnisk rzeczywiście okazali się biegłymi chirurgami. Po pewnym czasie cokolwiek skrócony Tengel Zły mógł stanąć o własnych siłach i z triumfem we wzroku patrzeć na leżące obok kamienne łańcuchy.

Ten drań Lucyfer powinien to zobaczyć! Tan-ghil pokonał ich wszystkich, upadłego anioła również. Drżyj świecie, bo oto zaraz nadejdzie twój władca! Niech no tylko napiję się mojej wody!

Pomknął przez porośnięte trawą zbocze nie troszcząc się o to, by podziękować uzdrowicielom. Oni patrzyli w ślad za nim z fałszywymi, złośliwymi uśmiechami.

Tengel Zły przeleciał koło miejsca, w którym ziemia została skażona, i w biegu skonstatował, że od ostatniego razu zatrucie się spotęgowało.

– Krzepka woda! – mruknął zadowolony.

Nigdzie nie widział żadnego z wybranych Ludzi Lodu. Prawdopodobnie tak daleko nie doszli, pomyślał z nienawiścią. Albo nie udało im się znaleźć miejsca. A może po prostu zrezygnowali?

Tchórzliwe kreatury! Paskudztwa! Czy oni sobie naprawdę wyobrażali, że mogą mu wypowiedzieć wojnę?

Jeszcze kawałeczek i władza nad światem na zawsze będzie w jego rękach.

Dotarł do tego otwartego niewielkiego placyku pomiędzy skałami, to znaczy do „miejsca Sunnivy”, wysoko pod szczytami, ponad opuszczoną przez wszystkich doliną. Tak bardzo się spieszył, że nie zauważył czegoś bardzo wyraźnego: śladów stóp na śniegu. Tengel Zły patrzył wyłącznie przed siebie, był jak opętany myślą, że oto znajduje się w drodze do swego naczynia i do swojej wody!

Siedemset lat minęło od czasu, kiedy był tu osobiście po raz ostatni.

Wszystko wyglądało dokładnie tak jak wtedy.

Ale nie spodziewał się przecież, że będzie inaczej, siła jego myśli nieprzerwanie trzymała w dolinie straż.

Dopiero kiedy zbliżył się do kamiennej płyty zakrywającej kryptę, zauważył, że ktoś tu przed nim był. I to całkiem niedawno! Wszędzie widać było ślady stóp. Mnóstwo śladów pozostawionych przez wiele stóp, a także odciski rąk, które dotykały kamiennej płyty.

To musieli być Ludzie z Bagnisk.

Ale czy oni pozostawiają ślady?

Głupstwo! Z pewnością zostawiają, nigdy nie miał czasu się nad tym zastanawiać.

Tengel Zły bardzo dobrze wiedział, co trzeba zrobić, żeby odsunąć płytę. W chwilę później znalazł się w przypominającym kryptę pomieszczeniu o nagich ścianach.

Węszył dookoła.

Ktoś tu musiał być, Tengel wyczuwał to wszystkimi zmysłami.

Co, u…? Potknął się o coś leżącego na podłodze i o mało nie upadł. On, na tych swoich obolałych, świeżo poskładanych nogach! Co…?

Rogi! Wielkie, rozłożyste poroże! Rogi jaka, totem Ludzi Lodu, jakim cudem one się tutaj znalazły?

Oczywiście, teraz sobie przypominał. Rogi zniknęły z Doliny Ludzi Lodu wtedy, kiedy Jolin się zbuntował. Ludzie gadali, że Jolin zabrał ze sobą skarb. I rogi także. Więc one tutaj leżały przez cały czas? Nigdy by się nie spodziewał. Zatem Jolin tutaj je ukrył?