Выбрать главу

Tengel Zły niewłaściwie oceniał czas, wszystko mu się pomieszało, bo przecież Jolin opuścił Dolinę Ludzi Lodu na długo przedtem, zanim Tengel wpadł na pomysł, by stworzyć tę drogę do ukrytego naczynia z wodą zła. Teraz jednak był tak okropnie podniecony myślą, że zbliża się do kresu kłopotów, że nie przejmował się podobnymi drobiazgami.

Kilkoma prostymi gestami, mamrocząc pod nosem zaklęcia, bez wysiłku otworzył bramę w skale, tę, przez którą wybrani przeszli dmąc w rogi jaka.

Znalazł się we wnętrzu dużej krypty.

Znowu przeklinał fakt, że nie zabrał ze sobą naczynia z wodą zła, kiedy udawał się na południe. Ale przecież dobrze wiedział, że nie mógł tego uczynić. Już wtedy naczynie było bardzo niebezpieczne, paliło i niszczyło wszystko w pobliżu. Był zmuszony je ukryć.

A kryjówka wybrana została znakomicie. Przez siedemset lat nikomu nie udało się jej ujawnić.

Na tej podłodze też coś leży?

Tengel kopnął jakiś przedmiot. Aha, to resztki skarbu Ludzi Lodu, tego skarbu, który ukradł Jolin!

Ale jak on zdołał tu wejść?

Co tam, to było tyle setek lat temu, że teraz nie ma już najmniejszego znaczenia.

Naczynie, naczynie, to jego jedyna myśl. Był tak podniecony, że aż dygotał. Jest na miejscu i dotarł tu jako pierwszy. A tamci, ci jego głupi, przeklęci potomkowie zniknęli, wypadli z gry.

Świat należy do Tengela Złego! Za chwilę, za jedną krótką chwilkę napije się wody, po czym odzyska wspaniałą, niezwykłą urodę, odzyska młodość i wszystkie kobiety będą padać przed nim, będzie miał taką moc, że zdobędzie całe bogactwo świata, będzie miał wszystko, czego tylko zapragnie, ludzie będą przed nim pełzać…

Tengel Zły nie miał najmniejszych problemów z otwarciem następnej bramy. Wypowiedział magiczną formułkę Ludzi z Bagnisk i nie musiał ozdabiać swego ciała idiotycznymi malowidłami, to tylko jego potomkowie byli zmuszeni uciekać się do takich sztuczek. Najpierw on sam wybrał Sigleika, ale ten kretyn nie był w stanie opanować najprostszego zaklęcia. Dlatego Tengel Zły musiał spłodzić syna, Targenora, który miał zostać jego prawą ręką. Tylko że on też zdradził Tan-ghila, i to tak okropnie, że trzeba było gada zabić.

W porządku, teraz Tan-ghil znakomicie radzi sobie sam, jego długi sen dobiegł końca. Nieco dalej, w głębi tej groty czeka na niego dziewica…

Brama do Wielkiej Otchłani ustąpiła bez oporu. Tan-ghil wypowiedział odpowiednie zaklęcie, by wyjąca wichura nie wessała go do środka.

Genialny wynalazek, Wielka Otchłań! Rozpościerała się teraz przed nim… Ogromna, mroczna i…

I cicha?

Tu nie powinno być cicho! W każdym razie nie tak blisko wejścia!

Dopiero teraz Tengel Zły zaczął odczuwać coś w rodzaju niepokoju. Zbyt wiele rzeczy się nie zgadzało. Ta tak zdawałoby się pewna i zabezpieczona droga do jego tajemnej wody miałaby zostać przez kogoś odkryta?

To niemożliwe!

Nikt, nikt nie był w stanie złamać wszystkich jego pieczęci!

Skoncentrował całą swoją psychiczną siłę i starał się przejrzeć mrok.

Cisza nie była taka kompletna, jak mu się początkowo zdawało. Kiedy uszy przywykły do tego, co tu zastał, powoli zaczęły do niego docierać jakieś dźwięki. Zdławiony łoskot.

Otchłań wypełniał brunatny pył, który całkiem przesłaniał widok.

Co wyprawiają ci Ludzie z Bagnisk? Do czego oni zmierzają?

Bo przecież tylko oni mogą tu coś robić. Tylko oni i on wiedzieli o istnieniu tego nie-świata.

Siła psychiczna Tan-ghila przenikała wszystko, co przesłaniało widoczność.

Wielka Otchłań drżała w posadach, jakby miała się zawalić!

Dlaczego właśnie teraz? Co ci Ludzie z Bagnisk sobie myślą? Musi się jakoś z nimi porozumieć.

Poprzez obłoki ziemistego pyłu Tengel Zły zszedł na dno Otchłani.

Nikogo nie zastał. Ani jednego Człowieka z Bagnisk, chociaż powinni byli tam być. Tam mieli czekać na ofiary, które on sam i Lynx im posyłali.

I dlaczego żadne przeklęte dusze nie wirują w pustce?

Twarz Tan-ghila przybrała twardy, napięty wyraz, jakby została odlana z żelaza.

Tengel Zły mógł być śmieszny w tym swoim zadufaniu i swojej głupocie, ale był też bardzo niebezpieczny. Teraz okazało się, jaki naprawdę jest niebezpieczny. Tak jak istoty pozbawione poczucia humoru i zawsze ponure bywają niebezpieczne, kiedy poczują się urażone, a ich wielkość ośmieszona.

Z szybkością myśli zawrócił do głównej części Wielkiej Otchłani. Pomknął w stronę czerwonego światła.

Wciągał powietrze wolno i bardzo głęboko, rozwścieczony i zarazem zdumiony. Cały skalny taras tuż obok wejścia do czerwonego tunelu pełen był jakichś istot, ludzi, duchów, demonów i sam nie wiedział kogo jeszcze. Większość z nich zesłał do Otchłani Lynx. A poza tym… Poza tym… Tengel Zły omal się nie udławił własnym oddechem. Ci przeklęci wybrani! Oni są tutaj! To niebezpieczne! To piekielnie niebezpieczne!

I… O, nie! Tym razem posunęli się za daleko! Tan-ghilowi czerwone płatki zaczęły latać przed oczyma. W gromadzie znajdowała się też jego dziewica! Jego tajemny, absolutnie nieotwieralny zamek, strzegący dojścia do naczynia z wodą. Jakiś idiotycznie przystojny mężczyzna trzymał ją na rękach. Tengel Zły domyślał się, kim jest ten mężczyzna. To musiał być ów osławiony Marco, syn Lucyfera.

To jest… To jest… O zgrozo!

Tan-ghil o mało nie spłonął z gniewu i wściekłości. O, teraz dostaną za swoje! Już on im pokaże! Zetrze na pył wszystkich po kolei!

W środku całego zgromadzenia ktoś otoczony niebieskim światłem. A cóż to znowu za maskarada?

Nie zdając sobie z tego sprawy, ruszył przez Wielką Otchłań ku zebranym na skalnej półce. Nie unosił go żaden prąd powietrza, lecz mimo to Tengel Zły nie miał problemów z przemieszczaniem się. Od dawna umiał w pozycji wyprostowanej przesuwać się swobodnie w powietrzu. Teraz musiał pokonać znaczną odległość, lecz siła jego myśli znajdowała się daleko przed nim i kontrolowała wszystko, co się działo.

Ów przystojny mężczyzna oddał dziewicę innemu, a przed zebranymi pojawił się jeden z Ludzi z Bagnisk i dyskutował z nimi. O, dostanie mu się za to!

Nagle Człowiek z Bagnisk zniknął i cała ta zbieranina została znowu sama. Zaczęli kogoś wzywać, po czym w ścianie otworzył się jakiś długi korytarz. Co by to wszystko mogło oznaczać? Tengel Zły słyszał, co prawda, jacy potężni są ci Ludzie Lodu i ich pomocnicy, ale nigdy w to nie wierzył. Nigdy, aż do tej chwili.

Po raz pierwszy w życiu poczuł drżenie w piersi. A jeśli oni dotarli do celu przed nim, to co będzie?

Wciąż jeszcze miał do przebycia ogromną przestrzeń, lecz jego siła psychiczna sprawiała, że widział wszystko przed sobą.

Podzielili się na dwie grupy. Większa ruszyła w kierunku nowo otwartego tunelu, mieli zatem zamiar opuścić Wielką Otchłań? O, nie, nic z tego nie będzie, myślał. Pozostali, jeden, dwa, trzy, razem było ich sześcioro, poszli do…

Weszli do czerwonego tunelu!

I w tym momencie włączyli się Ludzie z Bagnisk. Ze straszliwym łoskotem zawaliły się dolne partie Wielkiej Otchłani. Sprasowane ściany zatrzęsły się, a osypująca się z nich ziemia wypełniła grotę.

Znakomicie, Ludzie z Bagnisk, pomyślał Tan-ghil. Tylko tak dalej, weźcie się za nich!

Tamtych sześcioro zniknęło, reszta chroniła się w tunelu. Kiedy ziemia się zatrzęsła, zaczęli uciekać w popłochu.

Tengel dygotał. Nad czym on się jeszcze zastanawia? Przecież tamta szóstka zmierza w kierunku czerwonego światła. A pieczęć została złamana!

Targały nim przerażenie i wściekłość. Jego siła psychiczna niczym strzała pomknęła w stronę czerwonego tunelu.