Выбрать главу

Musiał być ostrożny. Tengel Zły mógł go zobaczyć, gdy tymczasem on go nie widział.

Przez moment przeklinał tę swoją niebieską aurę i zastanawiał się, jakby ją zgasić, ale przecież miał też z niej pożytek. Nieprzeniknione ciemności byłyby jeszcze gorsze.

Nic dziwnego, że Tengel Zły otworzył kamienne drzwi, skoro to on sam wszystko pozamykał za pomocą czarów. I on dobrze też wiedział, gdzie dokładnie znajduje się naczynie. Wszystkie atuty miał po swojej stronie.

Przeklęta sytuacja! Nataniel potrzebował czasu. A tymczasem pozostały mu sekundy!

Skamieniał. Doszedł do niego jakiś szum, jakby łopot długiego kawałka furkoczącej na wietrze tkaniny.

Najwyraźniej Tan-ghil uparcie zmierzał naprzód.

Napiętymi do granic możliwości zmysłami Nataniel rejestrował, że Tengel Zły posuwa się czwartym korytarzem. To znaczy, że czwarty prowadzi do naczynia, tymczasem Nataniel znajdował się w trzecim. Prawdopodobnie ostry zakręt tego tunelu sprawił, że Tan-ghil nie dostrzegł blasku jego aury.

Czy Nataniel powinien zawrócić i pójść za nim?

Nie, to by było głupie. Lepiej podążać swoją drogą. Zresztą zdążył się już przekonać, że wszystkie te korytarzyki łączą się ze sobą wąskimi poprzecznymi przejściami.

Zatem należy się tylko wystrzegać, by Tan-ghil go nie spostrzegł.

Nataniel odetchnął głęboko. Czas naglił okropnie, ale zamiast bezzwłocznie ruszać w drogę, stał jeszcze przez kilka sekund bardzo skoncentrowany.

Jestem głównym wybranym, myślał. Wypiłem ochronny napój w Górze Demonów. W moich żyłach płynie krew czarnych aniołów, Demonów Wichru i Demonów Nocy. I jestem siódmym synem siódmego syna.

Czyżby to wszystko nie miało wystarczyć?

Czy już nie czas na to, bym sobie uświadomił, jak wiele jestem w stanie dokonać? W niepamiętnych czasach powiedziano o tym w historii Ludzi Lodu: „A kiedyś, w przyszłości, urodzić się miał ktoś, rozporządzający taką ponadnaturalną siłą, jakiej świat jeszcze nie widział.”

To prawdopodobnie miałem być ja. Tymczasem jednak na scenie pojawił się Marco, a któż jest potężniejszy od niego?

Owszem, jest taki. Tengel Zły, rzecz jasna!

Nataniel rozzłościł się, najbardziej na samego siebie. I na swój zadawniony brak wiary we własne możliwości. Walczył z tym od wielu lat. Teraz był zmuszony uwierzyć w swoje umiejętności, z którymi przecież przyszedł na świat.

Czasami zastanawiał się, czy to nie jego podziw dla Marca i przygniatająca, jak sądził, przewaga przyjaciela pod każdym względem, tak go onieśmielały.

Ale teraz Marco nie mógł mu pomóc.

Tan-ghil znajdował się tuż obok! Nataniel słyszał jego kroki w sąsiednim korytarzyku, słyszał, jak się potyka i przeklina tak blisko, że niewątpliwie poprzeczne przejście musiało się znajdować gdzieś niedaleko i dosłownie w każdym momencie zły przodek może dostrzec promieniujące od Nataniela światło.

Nataniel zapomniał teraz o całym swoim niezdecydowaniu, o tym zastanawianiu się, ile w gruncie rzeczy potrafi, koncentrował się na jednej jedynej sprawie: Żeby niebieska poświata jego aury zniknęła.

Wyciągnął rękę i przyglądał się światłu. I dosłownie na jego oczach aura zgasła.

Potrafię, pomyślał. Moje żądanie zostało spełnione!

Znowu usłyszał tamten lekko przytłumiony tumult w korytarzu obok, tupot kroków, potykanie się, przekleństwa. Dlaczego, u licha, on się zaplątuje w swoje własne ubranie? myślał Nataniel, bo takie to właśnie robiło wrażenie i tamten nieustannie złorzeczył. Wybrany z Ludzi Lodu nie wiedział, że nogi Tan-ghila zostały obcięte i ponownie zestawione, ale stały się po tym zabiegu znacznie krótsze.

Aura zniknęła, myślał znowu Nataniel, ale te nieprzeniknione ciemności całkowicie mnie obezwładniają. Jestem zupełnie bezradny!

Zaraz jednak pojawiła się ta nowa pewność: Potrafisz! Dasz sobie z tym radę! Nie wahaj się!

Zamknął oczy, a potem powoli je otworzył. Korytarz ciągnął się przed nim znacznie wyraźniejszy, niż gdy oświetlała go niebieska poświata.

Widzę w ciemnościach, stwierdził podniecony. Zapragnąłem widzieć w ciemnościach i tak się stało. Nie, to nie może być prawda!

W tym samym momencie, gdy ogarnęło go zwątpienie; przestał widzieć. Przygnębiony i zły sam na siebie starał się ponownie odzyskać spokój, powoli otoczenie znowu ukazywało się wyraźnie, niemal tak wyraźnie jak w dzień.

To była zdolność, której Tan-ghil z pewnością nie brał pod uwagę.

Ale czy on w ogóle wie, że ja się tu znajduję? pomyślał Nataniel.

Chyba nie, a więc jeszcze jeden punkt dla mnie!

Pytanie tylko, czy Tengel Zły również widzi w ciemnościach.

Z pewnością tak.

No cóż, czeka go trudna walka. Bo teraz nareszcie Nataniel odkrył, co naprawdę potrafi.

Nataniel doszedł do poprzecznego przejścia łączącego korytarze. Rozpoznawał to zresztą po wydobywającym się stamtąd odorze, który stawał się coraz bardziej intensywny, wprost trudny do zniesienia. To poważnie martwiło Nataniela. Smród bywał przecież tak wielki, że już dawniej się zdarzało, iż ludzie od tego umierali. A gdyby Tan-ghil podszedł dostatecznie blisko, otworzył tę swoją wstrętną gębę i zionął w Nataniela obrzydliwym odorem, tą chmurą, która zabiła niewiarygodnie silnego Heikego i wielu innych, to byłoby źle. Nie wolno do tego dopuścić.

Nataniel zdołał przemknąć nie zauważony przez poprzeczne przejście. W tym momencie było mu bardzo przykro, że znajduje się zamknięty we wnętrzu góry, wszystko jedno, czy widział w ciemnościach, czy nie. Tęsknił do świeżego powietrza, do otwartego nieba, do możliwości swobodnego poruszania się.

Jeszcze raz się zatrzymał i nastawił uszu. Tym razem nie słyszał nic.

Tracił czas, mimo to stał bez ruchu.

Mój słuch powinien się wyostrzyć, myślał. Wiedział teraz, w jaki sposób należy postępować, by życzenia zostały spełnione. Decydowała tu ta wyjątkowa koncentracja połączona z bezgraniczną pewnością, spokojem i pewnością siebie nie mającą równych.

Pewnością, że jest się wybranym. Szczególnie Wybranym!

Dotarł do niego jakiś szmer. Dźwięk, którego normalnie nie mógłby słyszeć. Ciche człapanie Tan-ghila w korytarzu obok. Przeciwnik znajdował się teraz daleko przed nim.

To niedobrze. Nataniel przyspieszył. Szedł bezgłośnie i uśmiechał się triumfująco, bo słyszał teraz znacznie więcej niż jakikolwiek człowiek. Jego słuch cudownie się wyostrzył!

Dlaczego nigdy przedtem sobie tego nie uświadamiał? Prawdopodobnie z powodu tej nieuzasadnionej nieśmiałości, skrępowania wobec wspaniałych zdolności Marca, a także z powodu własnego niezdecydowania.

A może tak właśnie miało być? Może nie powinien był uświadamiać sobie własnej siły, dopóki właściwy czas nie nadejdzie?

Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Teraz wiedział jedynie, że jest silny ponad wszelkie wyobrażenie i że przepełnia go święty gniew na to, co Tengel Zły zrobił jemu, jego ukochanej i całemu jego rodowi, oraz na to, co mogłoby się stać z ludzkością i w ogóle z całą naturą, gdyby ten szaleniec zdołał dotrzeć do swojej strasznej wody.

Nagle stanął jak rażony piorunem.

Kroków nie było słychać.

Czy Tengel Zły doszedł już do kryjówki?

Nie, cisza po tamtej stronie zwiastowała co innego. Była, jeśli tak można powiedzieć, czujna, wyczekująca.

Gdzie on się podział, gdzie jest ten stary potwór?

Słuchaj, Natanielu! Wytężaj ten swój świeżo wyostrzony słuch!

Oddech? To na pewno był wstrzymywany, przerywany oddech.

Bardzo blisko.

Nieco dalej w korytarzu, po lewej stronie, widniał kolejny otwór. Jeszcze jedno poprzeczne przejście.