Niebezpieczne słowa! Dotknęły Tengela ponad wszelką miarę. Zionął też w Nataniela kolejnym zielonkawym, żrącym obłokiem, ale teraz znajdowali się na świeżym powietrzu. I choć Nataniel nie umiałby powiedzieć, czy jeszcze raz otrzymał pomoc od duchów z Taran-gai, to faktem jest, że jakiś podmuch wiatru rozegnał trująco opary we wszystkich innych kierunkach, tylko nie tam, gdzie Tan-ghil sobie życzył.
Kiedy jednak Nataniel ponownie spojrzał na swojego wroga, ten zdołał już się przyodziać w nową pelerynę. Może to tylko iluzja, mimo to zaimponował Natanielowi. Jako czarownik znał się na rzeczy!
W tym momencie Nataniel się przekonał, że popełnia błąd. Niemal demonstracyjnie spojrzał staremu w oczy, by mu pokazać, że ani trochę się go nie boi, ale Tan-ghil natychmiast to wykorzystał. Wbił hipnotyczne spojrzenie w Nataniela, a ten poczuł, że całe jego ciało lodowacieje.
Tengel Zły chyba do tego zmierzał, chciał Nataniela zamrozić, może nawet przemienić go w bryłę lodu. Tym razem jednak się przeliczył. To prawda, że Natanielowi pociemniało w oczach, ale miał w sobie zbyt wiele. siły, by ulec tego rodzaju podstępowi. Nawet nie musiał szukać pomocy jasnej wody.
Dla powstrzymania chłodu Nataniel posłużył się czym innym. Ciepłem swego serca. Uśmiechnął się, tak, naprawdę się uśmiechnął do złego Tan-ghila, który stał zdumiony i wściekły, że iluzjonistyczne sztuczki się nie powiodły.
Wrócił tedy do swojej amfory i znowu podjął próbę jej otwarcia, tym razem chciał siłą rozkruszyć otaczającą ją skorupę.
– Do tego przydałoby ci się moje ciepło! – zawołał Nataniel krótko. – Tobie po prostu brak ciepła, wiesz. Chłód rodzi chłód, obojętność rodzi obojętność. Jesteś więźniem własnej stwardniałej na kamień złości.
Tengel gapił się na niego przez chwilę gniewnie i gorączkowo starał się wymyślić jakieś posunięcie, którym by mógł przeciwnika zaszachować. W jego rozbieganych oczkach płonęła nienawiść.
Właściwie to wcale nie tak trudno było go przejrzeć…
– O, nie, niech ci się nie wydaje, że uda ci się stąd wymknąć. Twój sobowtór, stworzony z siły twoich myśli, może się oczywiście swobodnie poruszać, lecz nie twoje ciało. Ono jest tak samo rozpaczliwie przywiązane do miejsca jak ciała innych normalnych ludzi.
Nazywać Tan-ghila normalnym, to była śmiertelna obraza.
– Kiedy napiję się mojej wody, będę niewidzialny, ty mała, nędzna wszo! – syknął.
– Z pewnością będziesz, ale na razie jeszcze się niczego nie napiłeś.
Gniew o mało nie rozerwał Tengela na strzępy. Jego oczka zrobiły się jeszcze węższe, a to był zawsze zły znak, ostrzeżenie, że trzeba się mieć na baczności. Nieopisanie złowieszczy uśmiech pojawił się na jego budzącej grozę gębie.
I teraz… Nataniel uświadomił sobie, co Tengel miał na myśli. Zapomniał o ważnym opowiadaniu z kronik Ludzi Lodu. Nie doceniał siły swego złego przodka.
Istota – bo chyba trudno było mówić dalej o człowieku – skuliła się i z naczyniem w objęciach ustawiła się jak do biegu. Do biegu, który Tengel z pewnością zamierzał skończyć daleko stąd.
Skąd Nataniel wziął siły, nie umiałby powiedzieć, ale prawdopodobnie dała mu ją świeżo nabyta pewność siebie. Wyciągnął rękę w stronę Tan-ghila, wołając:
– Stój!
I wtedy zauważył, że stopy Tengela Złego tkwią w podłożu i nie pozwalają mu się ruszyć z miejsca.
Było tak, jakby samo powietrze eksplodowało oślepiającym światłem. Psy piekielne uniosły się lekko i w pozycji siedzącej wyły z triumfem, że ów młody człowiek z rodu Ludzi Lodu nareszcie odkrył, co naprawdę potrafi.
Sam Nataniel czuł w sobie radosne podniecenie i wielką siłę. Jest Wybranym, i to nie jest tylko informacja, którą wszyscy chcą mu przekazać, a w którą on nigdy tak naprawdę nie wierzył.
Posiada wielką moc! Ledwie Tengel Zły zdołał się podnieść do pozycji stojącej, by zbiec po zboczu, został z całą siłą cofnięty, jakby jego podeszwy przywarły do podłoża.
Nataniel głęboko odetchnął. Bóle w piersi już go teraz nie przerażały; potrafi trzymać się z daleka od tych trujących oparów, a tylko tyle potrzeba, by nic mu nie zagrażało.
Tengel jednak nie zamierzał się poddawać. Wydał z siebie wściekły wrzask zawodu i cisnął w Nataniela błyskawice. Ten zatoczył się w tył. Poczuł się, jakby uderzył w niego pociąg jadący z prędkością stu kilometrów na godzinę.
Zwyczajny człowiek umarłby natychmiast. Ale on nie był zwyczajnym człowiekiem. Tengel Zły już wielokrotnie gorzko tego doświadczył.
I jeszcze wiele razy miał się o tym przekonać.
Nataniel tymczasem uświadomił sobie, że nie ma żadnej władzy nad naczyniem z wodą zła. Niebezpiecznie było się do niego zbliżyć. Cóż, dobre i to, że może kierować zachowaniem Tan-ghila, tak jak to się przed chwilą stało.
Nie, nie wolno mu ani przez chwilkę wątpić w swoje nadprzyrodzone zdolności, musi być absolutnie pewny siebie!
– Nie jesteś w stanie utrzymać amfory – powiedział cicho, tak cicho, że Tengel Zły nie mógł tego usłyszeć. – Trzymasz ją coraz słabiej.
Naczynie wypadło z objęć Tengela i potoczyło się do strumienia. Woda wokół niego natychmiast zaczęła się gotować, w górę unosiła się paskudnie cuchnąca para.
Tengel wrzeszczał z całych sił, a jego głos brzmiał jak nie nasmarowane koło młyńskie. Próbował biec za swoim skarbem, lecz moc Nataniela trzymała go w miejscu, stopy nie chciały się ruszyć.
W tej samej chwili, gdy amfora wpadła do wody, Nataniel zdał sobie sprawę z tego, że manewr z naczyniem może być brzemiennym w skutki błędem. Jak zdoła je teraz wydobyć ze strumienia, by Shira mogła pokropić je jasną wodą i unieszkodliwić wodę zła? On sam nie mógł go nawet dotknąć, a Shiry nie należało wzywać zbyt wcześnie.
Myślał tak intensywnie, że aż żyły na skroniach mu nabrzmiały.
To, że amfora została otoczona taką grubą i twardą skorupą, było przeszkodą nie tylko dla Tan-ghila, lecz także dla Wybranego z Ludzi Lodu.
Przez minuty długie niczym godziny Nataniel znajdował się w potrzasku, wyczuwając przy tym, że również myśli Tan-ghila krążą jak szalone w poszukiwaniu jakiegoś wyjścia.
Było cicho, niezwykle cicho w tej kotlinie pomiędzy górą i lodowcem. Słońce przesunęło się kawałek po niebie, nie na tyle jednak daleko, by ich nie oświetlać. Przy krawędzi lodu czekały psy piekielne w majestatycznych pozach.
Tengel Zły na tle bajecznie rozkwieconej łąki stanowił widok tak groteskowy, że Nataniel tracił koncentrację.
A właśnie tego mu nie było wolno. Musiał myśleć, myśleć, musiał znaleźć rozwiązanie, zanim będzie za późno.
ROZDZIAŁ XII
Walka miała zostać rozstrzygnięta tego dnia na pokrytej lodem ziemi w górach otaczających Dolinę Ludzi Lodu.
Nataniel dobrze wiedział, jak się sprawy mają: Tylko jeden z nich mógł stąd wyjść żywy. A ponieważ Tengel Zły był nieśmiertelny, to chyba musi wygrać zło.
Mimo to Nataniel nie przestawał zmagać się o to, by dobro mogło zapanować nad światem. Nie zdawał sobie sprawy, że jest tylko pionkiem w grze, której podmiot jeszcze się na scenie nie pojawił. Gdyby o tym wiedział, z pewnością jego wola walki by zmalała. I chyba lepiej, że było tak, jak było.
Zwrócił uwagę, że jego ciało nieustannie słabnie. Duch jednak zachowywał moc, ba, był teraz znacznie silniejszy niż kiedykolwiek.
Nataniel wiedział, że to Tengel Zły będzie tym, który otworzy amforę, nikt inny nie byłby w stanie zbliżyć się do niej tak bardzo. Nikt z wyjątkiem Shiry, ale jej duch mógłby wpaść we władanie Tengela Złego, gdyby zbyt długo pozostawał w tym miejscu. Co prawda zły przodek nie dysponował już Wielką Otchłanią, do której mógłby zesłać ducha dziewczyny, mógł ją jednak wyrzucić do pustej przestrzeni poza granicami świata, tak jak to kiedyś uczynił z Tamlinem, a ostatnio z bezpańskimi demonami. A to właściwie na jedno wychodzi.