Szalony popłoch i wściekłość Tan-ghila, kiedy to usłyszał…
Na Boga! upomniał sam siebie Nataniel. Nie wymawiaj tego tutaj! Nie wyjawiaj niczego, dopóki nie zdobędziesz pewności, co to i do czego się odnosi!
Rune! Wspomnienie Runego trwało w jego myśli i, był tego pewien, to on miał klucz do zagadki.
Tan-ghil stał się teraz niebywale podejrzliwy. Do jakiego stopnia ten potwór potrafi czytać w myślach?
Pewnie niezbyt jest w tym biegły, Nataniel już dawno się o tym przekonał. Starzec wyczuwał, że coś się dzieje ale o co dokładnie chodzi, nie wiedział.
Rune…? Było w tym wszystkim coś, co koniecznie musiał sobie przypomnieć. Z pewnością chodziło o długie opowiadanie Runego w Górze Demonów. O nocy poczęcia Tan-ghila…
Rune opowiadał wiele akurat o tym okresie. Ale to najważniejsze?
Och, Nataniel miał to już na końcu języka, ale wciąż nie mógł sobie przypomnieć, bo obserwowanie Tan-ghila rozpraszało go. Tymczasem wróciły psy, co Nataniel przyjął z radością.
Ależ tak! To były najważniejsze słowa Runego: „Teinosuke i jego szamanka byli na mnie wściekli, ponieważ nie chciałem z nimi współpracować i w noc, kiedy zamierzali począć dziecko, ukryłem się przed nimi. Ze względu na moją, że tak powiem, nieobecność, w charakterze chłopca zawsze miało czegoś brakować”. „Czego mianowicie?”, zapytał natychmiast Nataniel. „Tego nie wiem”, wymamrotał Rune, ale uczynił to zbyt szybko, by ktokolwiek mógł mu uwierzyć.
Ciekawe! Czego to brakowało w charakterze dziecka?
Trzeba nawiązać kontakt z Runem, to absolutnie konieczne.
Ale jak to zrobić? Czy Rune ma zdolności telepatyczne?
Nataniel nie miał najmniejszego pojęcia, ale…
O Boże! O mój Boże! Jakiż on gapowaty! Już raz zapomniał, że za pomocą telepatii może się porozumiewać z Tovą i Markiem. Przecież oni z pewnością wiedzą co nieco o zdolnościach Runego. Oni mogą…
Och, kochani! Dzięki wymianie myśli może się dowiedzieć, czy zdołali się wydostać z Wielkiej Otchłani! Mógł się dowiedzieć, czy Ellen żyje!
Fakt, że oni nie nawiązywali kontaktu z nim, łatwo wytłumaczyć. Nie chcieli mu przeszkadzać w zmaganiach z Tengelem Złym.
Jak sobie z tym poradzić? Jak wysyłać myśli do tamtych, a jednocześnie nie tracie kontroli nad Tan-ghilem?
To po prostu niemożliwe. Zaniechał więc dalszych wysiłków, zawołał natomiast psy piekielne i po cichu wyjaśnił im, o co chodzi. Mruczeli do siebie nawzajem jakieś słowa, które tylko one i on rozumieli. Bestie natychmiast stanęły po obu stronach Tengela Złego, Nataniel zaś ostrzegł starca, by nie próbował swoich sztuczek. Psy mają rozkaz atakować, gdyby tylko ruszył palcem. To nie żarty!
Tengel wykrzykiwał straszne przekleństwa, ale nie odnosiły one żadnego skutku.
Nataniel podjął próbę koncentracji.
Początkowo był zbyt zmęczony, zbyt świadomy swoich fizycznych i psychicznych ran, które piekły żywym ogniem. Po jakimś czasie jednak z bardzo daleka zaczęły do niego docierać myśli Marca. O, jakież to błogosławieństwo móc nawiązać kontakt z ludzką istotą! Przyjaciel Marco…
– Potrzebuję twojej pomocy, Marco. Ale najpierw powiedz mi, gdzie jesteś?
– My wszyscy siedzimy na zboczu góry w Dolinie Ludzi Lodu. Niedaleko grobu Kolgrima.
– Wszyscy? Czy wszyscy zostali uratowani?
– Absolutnie wszyscy. Ellen też.
– Dzięki ci, dobry Boże!
– Siedzimy tu od brzasku na wypadek, gdybyś potrzebował naszego wsparcia. Jak ci idzie?
– No jakoś, pomaleńku. Psy piekielne bardzo mi pomagają.
Uświadomił sobie, ze Marco przyjął te słowa ze zdumieniem. Mądry przyjaciel powstrzymał się jednak od komentarzy.
– W czym mogę ci pomóc?
– Muszę absolutnie nawiązać kontakt z Runem. Jak mam to zrobić? Czy on ma zdolności telepatyczne?
Marco zastanawiał się przez chwilę.
– Dawniej miał, ale nawet nie wiem, gdzie teraz jest. Zrobię, co będę mógł. Domyślam się, że czas nagli?
– Bardzo! Odszukaj go najprędzej jak potrafisz!
– Co to? Co się tam dzieje? – wrzasnął Tengel Zły.
Nataniel zakończył seans.
– Nic. Po prostu rozmyślam.
Tengel parskał ze złością.
Podczas gdy Nataniel czekał na bliższe informacje o Runem, próbował przypomnieć sobie całą historię ojca Tan-ghila, Teinosuke, i dzieje matki, syberyjskiej szamanki. Woda w strumieniu niedaleko naczynia zaczynała zmieniać kolor, bulgotała i syczała przez cały czas, a smród był trudny do wytrzymania. Nataniel czuł się podle. Marzł okropnie, mimo że ciało mu płonęło jak w gorączce, a w końcu uświadomił sobie nieoczekiwanie inny bardzo przykry fakt: Był okropnie głodny! Kiedy właściwie jadł po raz ostatni?
Musiało minąć od tej chwili wiele dni! Wykorzystał już chyba wszystkie swoje rezerwy.
Ale Shira też musiała się obywać bez jedzenia podczas całej wędrówki przez groty. Nabierał coraz większego szacunku dla tej dziewczyny; to wprost niewiarygodne, że przeszła przez te wszystkie udręki. Z pewnością było jej dużo gorzej niż teraz jemu.
Nataniel wysłał kolejny komunikat do Marca, lecz ten był zajęty poszukiwaniami Runego, więc zamiast niego odpowiedziała Tova.
– Cześć, Tova! Jak dobrze znowu z tobą porozmawiać!
– Ja też się cieszę! W ogóle my tu wszyscy nie posiadamy się z radości, żeś się odezwał! Ellen to po prostu skacze jak dziecko!
– Pozdrów ją. Tova, czy mogłabyś posłać wiadomość do Shiry? Powiedz jej, żeby była gotowa.
– Czy to się teraz może stać? – zapytała Tova z wielką powagą.
– Mam nadzieję. Poproś ją, żeby była gdzieś w pobliżu. Najbliżej jak się da, byle nie narażać się na niebezpieczeństwo. Powinna też zdawać sobie sprawę, że tu może chodzić o sekundy w ziemskiej rachubie czasu. Niestety, to Tan-ghil musi otworzyć swoje naczynie, bo każdy inny, kto by się do niego zbliżył, zostanie unicestwiony. I Shira powinna być przygotowana na to, by wylać jasną wodę, zanim Tan-ghil zdoła wypić choć kropelkę. Ani jedna kropelka wody zła nie może się wydostać na zewnątrz!
– Rozumiem. Trzymaj się!
Nataniel spostrzegł, że Tengel Zły znowu stał się podejrzliwy, i natychmiast zakończył swoją „rozmowę” z Tovą.
Teinosuke. Japoński ojciec Tan-ghila…
Nataniel starał się podsumować wszystko, co o nim wiedział. Opowiadanie Tovy. Jego własne obserwacje. I opowiadanie Runego.
Później trzeba będzie też zanalizować historię matki, syberyjskiej szamanki.
Słońce całkiem się skryło. Niebieskawy cień spowijał niewielką kotlinkę w pobliżu lodowca. Nastrój stawał się coraz bardziej nieprzyjemny. Nataniel nigdy nie czuł się taki opuszczony.
Ponieważ całe ciało bolało go dotkliwie, nie zwrócił początkowo uwagi na dokuczliwe rwanie w ręce. I nie zauważał go aż do tej chwili. Ale teraz uświadomił sobie, że już jakiś czas siedzi i ściska mięsień tuż ponad łokciem. Podniósł rękę i z przerażeniem stwierdził, jak bardzo spuchła.
Na Boga, co to…?
Tamte robale! Któryś musiał go ugryźć, a on niczego nie zauważył. To ukłucie, które poczuł na samym początku, ale nie miał wtedy czasu się nad tym zastanawiać, nie zrobił nic…
A może teraz jest już za późno? Wyglądało to paskudnie i mogło być niebezpieczne dla życia. Zatrucie! Nikt przecież nie wie, co to za stwór go ukąsił.
Rozpaczliwie zastanawiał się, co robić. Ale co mógł zrobić w tej sytuacji? Nie miał nawet szmatki do przewiązania obolałego miejsca. Nie miał w ogóle nic.
Jeden z psów piekielnych zaczął mu się przyglądać, dostrzegał jego cierpienie i bezradność. Po chwili podszedł cichutko. Usiadł obok Nataniela i zaczął wolno lizać ranę.