O Boże, myślał Nataniel, zdjęty zgrozą, ale i rozbawiony. Mój Boże, kto wie, jakie okropne trucizny to psisko może wprowadzić do mojego organizmu!
Ale dotyk ciężkiego jęzora nie był niemiły. Oczy Nataniela wypełniły się łzami i musiał wielokrotnie przełykać ślinę, by pokonać bolesny ucisk w gardle.
– Dzięki ci – szepnął. – Dzięki, mój przyjacielu! Nawet nie wiesz, ile twój gest znaczy dla takiego samotnego człowieczego dziecka jak ja!
Tengel Zły nie szczędził szyderczych, pełnych złości komentarzy, których akurat teraz Nataniel nie był w stanie odparować. Ogarnęło go nieprzeparte pragnienie, by przytulić się do kosmatego psiego futra i ogrzać w jego cieple.
Jeśli to stworzenie mogło mu dać jakieś ciepło. Język, który wciąż lizał ranę, był lodowato zimny. A mimo to nic nie ogrzałoby Nataniela bardziej.
ROZDZIAŁ XIII
Nataniel od dawna już słyszał stłumione dudnienie i jakieś jakby drgania czy wibracje ziemi. Dokładnie te, dzięki którym Heike zawsze wyczuwał śmierć. Opowiadał o tym kiedyś Natanielowi.
Ja wiem, że ty tutaj jesteś, Śmierci, pomyślał Wybrany z Ludzi Lodu. I że to po mnie przychodzisz. Ale pozwól mi żyć jeszcze przez kilka minut! Pozwól mi wypełnić zadanie, do którego zostałem przeznaczony, daj mi tylko tyle czasu, ile człowiek potrzebuje, żeby przeciwstawić się takiemu potworowi. A potem możesz zrobić ze mną, co będziesz chciała.
Ellen! Bolesny skurcz ścisnął mu serce. Ogarnęła go nieznośna tęsknota, by jak najszybciej opuścić to straszne miejsce i wrócić do Ellen, móc jej dotykać, powiedzieć jej co wszystko, czego dotychczas powiedzieć nie zdążył.
Ale to nie było możliwe. Bo żeby ona i wszyscy inni ludzie mogli żyć na pięknym i bezpiecznym świecie, on musiał walczyć z tą bestią do ostatniej kropli krwi.
Siły opuszczały go bardzo szybko. Pies piekielny wrócił już na swoje miejsce, a on rzeczywiście poczuł, że skaleczona ręka boli go mniej. Ale potężne ciosy, jakich Tengel Zły mu nie szczędził, a także trujące opary, wyczerpały jego organizm.
Jedynie duch Nataniela pozostawał niezłomny I to właśnie jego duch musi przeprowadzić ostatni bój
Trzeba powrócić do Teinosuke… Do opowiadania Tovy.
W jednej ze swoich inkarnacji Tova była małą Japoneczką. Siostrą matki Teinosuke. Jego matka opowiadała z płaczem, że wyrodek opuścił wyspy i uciekł na kontynent, na wielkie stepy, ponieważ jedna z dziewcząt na cesarskim dworze była za jego sprawą w ciąży.
Żaden z tych faktów nie wskazywał na jakąś słabość Teinosuke. Nigdzie nawet cienia dobroci. Matka płakała nad jego losem, ale jednocześnie przeklinała go. „Ale mimo wszystko to mój syn”, powtarzała. Brzmiało to jak obowiązkowa deklaracja miłości wobec własnego dziecka, bo tak się należy zachowywać. Matka powinna kochać swego syna, niezależnie od tego jak bardzo go w rzeczywistości nie znosi.
Nie, w tym nie można się doszukać żadnej słabości.
To już koniec wspomnień Tovy.
Teraz czas na własne doświadczenia Nataniela.
Jego myśli prześledziły przecież kiedyś całą wędrówkę Teinosuke po stepach Mandżurii.
Podobnie jak w przypadku wspomnień Tovy wybierał tylko najważniejsze, rzec można przełomowe fragmenty.
W jakiejś jurcie, daleko na stepach, trafił na wielką ceremonię. Miało zostać poczęte dziecko, dziecko przeznaczone wyłącznie dla zła. Rodzicami byli znający się na czarach Japończyk, Teinosuke, oraz szamanka o mongolskich rysach.
Nataniel nie obserwował samego aktu poczęcia, nie chciał tego widzieć. Pamiętał jednak uśmiechy rodziców tuż przed tym doniosłym wydarzeniem.
Czy mógł to być uśmiech miłości?
Nie był pewien. Ci dwoje rozumieli się nawzajem, mieli ten sam cel, być może nawet dobrze im było ze sobą. Ale miłość…? Nie. Tych dwoje ludzi radowało się jedynie z powodu swojego potwornego eksperymentu. Bawili się zamiarem stworzenia dziecka za pomocą wszelkiej czarnej magii, jaka tylko istniała na świecie, i w obecności złych duchów.
Nie. Między nimi nie było prawdziwej miłości. Żadnej czułości, żadnej słabości.
Nataniel przeniósł się teraz o kilka lat w przyszłość. Był świadkiem, jak Teinosuke kopnął swego syna, Tan-ghila, i jak wówczas ledwie dwuletni chłopiec zamordował własnego ojca, wbijając mu nóż w gardło.
Coś takiego trudno by było nazwać rodzinną sceną przesyconą miłością.
Matka krzyczała i płakała głośno, ale czy użalała się nad losem swojego męża? Nataniel nie umiałby na to pytanie odpowiedzieć.
Zatem Teinosuke nie był tym słabym ogniwem. W takim razie pozostawała jedynie matka, ale Nataniel wiedział tylko tyle, że Tan-ghil zamordował również ją, kiedy przestała mu być potrzebna.
Nataniel miał bardzo mało informacji. Za mało!
Musiał przejść do opowiadania Runego.
To właśnie w tym momencie ocknął się z odrętwienia i zauważył, że Tengel Zły znowu próbuje jakichś podstępnych chwytów.
Nędznik nie miał prawa nawet drgnąć, bo wtedy psy piekielne natychmiast by się na niego rzuciły. Ale mógł przecież sięgnąć po inne sposoby…
Ku swemu przerażeniu Nataniel spostrzegł, że ten drań jest na najlepszej drodze, by unicestwić bestie. Ich kontury już się mocno rozmazały, zwierzęta stały się przezroczyste, można było widzieć przez nie na wylot.
O Boże! Nataniel za nic na świecie nie chciał ich stracić. Znaczyły dla niego towarzystwo. I znaczyły bezpieczeństwo.
Sednem wszystkiego będzie tu próba sił w dziedzinie magii, to nie ulega wątpliwości.
A Nataniel czuł się tak strasznie zmęczony!
Kilkakrotnie głęboko wciągnął powietrze, by oczyścić umysł z wszelkich zbędnych myśli i móc skoncentrować się tylko nad tym jednym: Przeciwdziałać i unieszkodliwić czary Tan-ghila.
Tengel Zły to zauważył. Zauważył, że jakieś obce zaklęcia przenikają do jego mózgu. I chociaż starał się jak mógł, nie potrafił sprawić, by psy zniknęły z tego świata. Wprost przeciwnie, z każdą chwilą stawały się coraz wyraźniejsze. A Nataniel zdecydowanie nie zamierzał ustępować.
Próba sił trwała.
Lecz Tan-ghil też był silny. Raz po raz zdobywał przewagę, a wtedy kontury psów znowu się zamazywały. I trwało tak, dopóki Nataniel nie domyślił się, jaką drogą należy podążać.
Jeśli chodzi o magię i czary, Tengel Zły go przewyższał, w każdym razie w odniesieniu do czarnej magii. A niestety, właśnie w tej sferze Nataniel musiał zwyciężyć.
– On chce waszej krzywdy – przemawiał do psów w myśli. – Z wyglądu jesteście straszne, bestie z piekielnych otchłani, ale ja mimo to was lubię. Żywię dla was wiele ciepła i jestem waszym przyjacielem.
Jeszcze raz uzyskał dowód na to, jak wiele znaczy jego życzliwość i serdeczne uczucia. Tan-ghil miał bestiom do ofiarowania jedynie wrogość. Ale jego zimne zło nie było w stanie zwyciężyć w starciu z łagodnym usposobieniem Nataniela. I mimo że Tan-ghil wrzeszczał i wściekał się, że miotał wyzwiska i zaklęcia, zwierzęta stawały się coraz wyraźniejsze, były silne i pełne gniewu na tego podstępnego gada.
Tengel Zły tak się rozzłościł na Nataniela za swoją porażkę, że wymierzył mu kolejny błyskawiczny cios, który przypominał uderzenie pioruna. Cios był dotkliwy. Nataniel myślał, że zaraz umrze, z trudem wciągał powietrze i wił się z bólu, który rozsadzał mu piersi.
Wibracje śmierci dosłownie bębniły mu w uszach.
Jeszcze tylko chwilkę, prosił. Tylko jedną króciutką chwilkę!
Ale potężne ciosy musiały też wyczerpać Tan-ghila, ponieważ rzadko się z nich cieszył. I nie był w stanie uderzać raz za razem.
Z największym wysiłkiem Nataniel się wyprostował. Rune… Miałem właśnie prześledzić pewne etapy jego wędrówki z Teinosuke.