Выбрать главу

– Nie! – zawył Tengel Zły. – To nieprawda! Ona była moją niewolnicą!

Nataniel jednak zauważył, że stan jego przodka się pogarsza, że głos mu wyraźnie drży.

Dalej się chyba nie posunę, myślał. Teraz on bliski jest wyczerpania, a ja nie mam właściwie nic, czym mógłbym go jeszcze bardziej zdenerwować. Nie doszukam się ani odrobiny dobra, które ktokolwiek okazał temu potworowi! W sobie też nie znajdę najmniejszego wzruszenia. Dobro bowiem to nie jest uczucie, które można w sobie wywołać, z tym nasi przodkowie powinni byli się liczyć.

Na sekundę przymknął oczy. Shira, bądź gotowa, pomyślał. Musimy to zrobić, teraz albo nigdy.

Nataniel postąpił kilka kroków w stronę Tan-ghila i natychmiast trafił go prosto w twarz bardzo osłabiony ładunek szarozielonej trującej pary.

Zatrzymał się oszołomiony, walcząc z narastającymi mdłościami. Ale nie był już w stanie dłużej ciągnąć tego okropnego pojedynku. Teraz musi zwyciężyć lub polegnie.

Tan-ghil posłał mu kolejną porcję żrącego dymu, ciskał weń błyskawicami, lecz nie trafiał.

– Nigdy nie piłeś wody zła – rzekł Nataniel spokojnie.

Stary szarpnął się gwałtownie do przodu.

– Oczywiście, że piłem wodę! Czyś ty oszalał?

– Nie, nie piłeś. A wiesz dlaczego? Nie byłeś w stanie. Tych kilka kropel, które spadły na ciebie w grocie, sprawiło ci tak potworny ból, że zrezygnowałeś z wypicia choćby odrobiny. Potem alrauna przekonała cię, że powinieneś czekać, i ty jej posłuchałeś z wielką chęcią. Bo bałeś się bólu.

– Wcale się nie boję – wysyczał przerażony Tan-ghil swoim obrzydłym głosem.

– Nie, teraz nie, bo minęło od tamtej pory tyle czasu, że zapomniałeś, jak to jest. Teraz płoniesz, spala cię pragnienie zdobycia władzy, tylko o tym myślisz. Ale już wkrótce będzie za późno. Wiesz, powinieneś był jednak napić się wody zła wtedy. Bo twoja władza nie jest taka wielka, jak sobie wmawiasz. Współczucie Ellen osłabiło ją jeszcze bardziej. Po spotkaniu z nią w tamtym bloku twoje magiczne sztuczki stały się zbyt banalne i nie masz ich w zapasie wcale tak wiele. Teraz jest jeszcze gorzej, bo ja też okazałem współczucie temu małemu dziecku, którym niegdyś byłeś.

– Zamknij pysk! Jestem nieśmiertelny i ty dobrze o tym wiesz!

– Owszem, jesteś nieśmiertelny. Ale spójrz na siebie. Jesteś tylko paskudnym, śmierdzącym starcem, który do niczego się nie nadaje. Wszyscy się tobą brzydzą.

– Wspaniale! Po prostu znakomicie!

– Wątpię, czy naprawdę tak uważasz. Gdybyś wtedy spróbował wody, to byś przynajmniej potrafił zachować młodość, tak jak przodkowie Ludzi Lodu.

– Oni są tylko duchami, a ja żyję! I kiedy teraz się napiję wody, znowu odzyskam młodość.

Nataniel stał bardzo blisko bestii. Tak blisko Tengela nigdy przedtem się nie znajdował i dygotał na całym ciele z obrzydzenia. Nocne światło było teraz na tyle silne, że widział wyraźnie wszystkie jego rysy, widział obrzydliwe zanieczyszczenia skóry i muchy plujki, które nieustannie krążyły wokół płaskiej czaszki tej przerażającej figury.

Nataniel potrząsał głową, wolno, z największą niechęcią.

– Wiesz, że niczego bardziej nie pragnę, jak żywić dla ciebie współczucie, właśnie dlatego, że tak źle to znosisz. Ale nie potrafię. Jesteś jedynym stworzeniem na ziemi, którego nie jestem w stanie otoczyć moją dobrocią. Wobec tego teraz musimy rozstrzygnąć walkę. Puśćcie go wolno, wy dumne, wspaniałe psy, któreście mi tak skutecznie dzisiejszej nocy pomogły. Pozwólcie, by spróbował podnieść to przeklęte naczynie!

Nic innego nie można już było zrobić. W myślach błagał Shirę, by czekała, gotowa, na wezwanie. Sam był w najwyższym stopniu napięty, ale gotowy jej pomóc i trzymać potwora z daleka, gdy naczynie zostanie uwolnione od skamieniałej skorupy i otwarte.

Psy puściły, Nataniel odczynił zaklęcie i w tej samej sekundzie Tengel rzucił się na ziemię, by szukać amfory. Ale nie był w stanie nic zrobić. Żadne kajdany nie przykuwały go już do kamiennego podłoża, on jednak zdołał wykonać tylko nieduży i bardzo ludzki, a przy tym śmieszny podskok; potem jak długi runął na ziemię.

– Aż tak nędzne są te twoje magiczne zdolności? – zapytał Nataniel, sam tym zdumiony. – No dobrze, w takim razie bierz to swoje paskudztwo!

Tan-ghil posłał mu podejrzliwe spojrzenie i pomknął w dół po zboczu jak toczący się śmierdzący tobołek. Schwycił naczynie, jakby to było jego koło ratunkowe, i poczłapał z powrotem na swoje dawne miejsce. Ostrożnie, unikając trawy, usiadł na skale i wziął ostry kamień. Jego oczy lśniły fanatycznie żółtym ogniem w mroku wiosennej nocy.

Podczas gdy Tan-ghil był zajęty stukaniem w skorupę otaczającą naczynie, Nataniel odwiązał wszystkie trzy buteleczki z jasną wodą. Prawdę powiedziawszy, wodę zawierały już tylko dwie. W trzeciej pozostało jedynie trochę na dnie, nie było się czym specjalnie przejmować, więc zostawił ją przy sobie.

Poczuł dotknięcie czyjejś delikatnej dłoni.

Shira! Jest przy nim! Nie mogła jednak się ukazać, jeszcze nie teraz. Nataniel podał jej butelki, jedną, a potem drugą. Butelki zniknęły. Ale zaraz potem zobaczył je znowu, obie puste, w trawie koło Tengela Złego.

Shira przelała jasną wodę do innej butelki, którą ze sobą przyniosła. Shira była przygotowana.

Nataniel również. W kotlince panowała cisza. Psy piekielne cofnęły się w mrok, rozlegał się jedynie delikatny plusk strumienia i gorączkowe stukanie Tan-ghila w amforę.

To taki z ciebie czarownik? myślał Nataniel. Nawet tego nie potrafisz. Gdybyś dysponował pełną czarodziejską siłą, to po prostu nakazałbyś skorupie, by odpadła, i byłoby po wszystkim. Zauważyłbyś też obecność Shiry!

Pojawiły się pierwsze płatki śniegu. Niech to licho porwie, pomyślał Nataniel. Nie mamy na to czasu! Nic nie może przesłonić widoczności Shirze i mnie! Podziękował bardzo uprzejmie piekielnym psom za wszystko, co zrobiły, i poprosił, by odeszły ze względu na ich własne bezpieczeństwo. Pokłoniły mu się i zniknęły.

Spory kawałek skorupy odpadł od amfory. Tan-ghil wydał okrzyk triumfu, Shira i Nataniel zaś wytężyli uwagę.

Tengel Zły uniósł swoją ptasią głowę.

– Ktoś jest w pobliżu. Nie podoba mi się to. Kto to jest?

– Nikt – odpowiedział Nataniel. – Nikogo tu nie ma. Po prostu zaczął padać śnieg.

Tan-ghil kręcił głową w różne strony, nasłuchiwał, szukał.

Gdyby dysponował pełnią swoich sił, pomyślał znowu Nataniel, to już dawno by odkrył obecność Shiry. Po prostu by ją widział. Ale jako czarownik właściwie już się nie liczył. Może jednak uda nam się tego dokonać? Może, może…

Odpadł jeszcze jeden kawałek skorupy. Nataniel był napięty jak struna.

Zdawało się, że świat tłumi krzyk przerażenia. Strumień ucichł, płatki śniegu jakby zawisły w powietrzu, wszystko wstrzymało oddech. Takie wrażenie odnosił Nataniel, ale może to tylko jego udręczona wyobraźnia?

Kamień wciąż stukał w mineralną otoczkę amfory. Wiatr niósł ponad górami echo, przeciągłe, żałosne jęki, które rozwiewały się i zanikały w oddali.

Oto wybiła godzina, myślał Nataniel. Teraz wypełni się przeznaczenie ludzkości. Nie był pewien, czy jeszcze oddycha, trwał nieporuszony na swoim miejscu, gotowy do skoku, gotowy pomagać Shirze. To on miał się rzucić na Tengela Złego po to, by Shira miała czas wylać swoją wodę do naczynia, zanim choćby jedna kropelka wody zła zdoła się z niego wydostać.

Jak cicho…

Słychać było tylko niecierpliwe mamrotanie Tengela Złego.