Выбрать главу

Nawet teraz przebywający w górach wschodniego Paragwaju Guy składał mu telefoniczne meldunki, korzystając z aparatu komórkowego. W żadnym wypadku ich rozmowy nie mogły zostać przez nikogo przechwycone.

– Jest pan tu jeszcze? – zapytał drugi agent, siląc się na dowcip.

– Owszem – rzekł odruchowo Stephano, w rzeczywistości błądząc myślami bardzo daleko.

– No to gdzie jest Patrick? – rzucił pierwszy intruz.

– Możliwe, że w Brazylii.

– A dokładnie gdzie?

Stephano zdobył się na lekceważące wzruszenie ramionami.

– Nie mam pojęcia. To wielki kraj.

– Lanigan jest poszukiwany listem gończym. Należy do nas.

Detektyw po raz drugi wzruszył ramionami, czując powracający spokój.

– Też coś.

– Chcemy go dostać – rzekł ostro drugi agent. – I to jak najszybciej.

– Niestety, nie mogę wam pomóc.

– Kłamiesz! – warknął pierwszy.

Podeszli nieco bliżej, stanęli ramię przy ramieniu i złowrogo popatrzyli na Stephano z góry. Po chwili odezwał się drugi agent:

– Rozstawiliśmy ludzi w holu na dole, przed budynkiem, przy najbliższym skrzyżowaniu i przed twoim domem w Falls Church. Będziemy obserwować każdy twój krok, dopóki nie złapiemy Lanigana.

– Świetnie. Więc teraz możecie już sobie iść.

– Tylko nie zrób mu krzywdy, jasne? Z przyjemnością dobierzemy ci się do tyłka, jeśli cokolwiek mu się stanie.

Wyszli pospiesznie i Stephano zaniknął za nimi drzwi gabinetu. W pokoju nie było okna. Stanął przed mapą świata i popatrzył na trzy czerwone diody znajdujące się w granicach Brazylii. Niewiele znaczyły dla kogoś postronnego. Wreszcie, nadal zdumiony, pokręcił głową do swoich myśli.

Wydawał kupę forsy na staranne zacieranie śladów.

W określonych kręgach jego agencja cieszyła się sławą firmy, która szybko załatwia sprawy, inkasuje pieniądze i zapomina o wszystkim. Nigdy dotąd nie został na niczym przyłapany. Nikt z zewnątrz nie mógł się nawet domyślać, jakie zlecenia wykonują jego ludzie.

ROZDZIAŁ 3

Kolejny zastrzyk wyrwał go ze snu. Następny błyskawicznie pobudził.

Trzasnęły zamykane drzwi, w pokoju niespodziewanie zapaliło się górne światło. Wokół niego wszczął się ruch, ludzie szurali nogami, tupali, porozumiewali się półgłosem. Guy wydawał rozkazy, ktoś tłumaczył je na portugalski.

Patrick otworzył oczy, lecz szybko je zamknął. Po chwili, gdy środek zaczął działać, zamrugał energicznie. Mężczyźni tłoczyli się wokół niego, wyciągali ręce. Bez ceregieli rozcięto mu spodenki i je zerwano. Leżał teraz nagi, wystawiony na ich spojrzenia. Zabrzęczała elektryczna maszynka do golenia. Poczuł jej dotknięcia w pewnych miejscach na piersi, udach, łydkach i w kroczu. Przygryzł wargi i skrzywił się boleśnie, chociaż nie odczuwał jeszcze żadnego cierpienia.

Guy wszystko nadzorował. Stał nad nim z rękoma założonymi na piersi, obserwując uważnie każdą czynność.

Patrick nawet nie jęknął, ale chyba na wszelki wypadek ktoś zakleił mu usta kawałkiem szerokiej, połyskującej srebrzyście taśmy. W ogolonych miejscach poczuł uszczypnięcia, kiedy do skóry przyczepiono mu elektrody zakończone krokodylkowymi uchwytami. Ktoś w kącie pokoju powiedział coś głośniej, wyraźnie dotarło do niego słowo „prąd”. Elektrody zabezpieczono taśmą samoprzylepną. Wydawało mu się, że zostały podłączone aż w ośmiu miejscach na jego ciele, może nawet dziewięciu. Nerwy miał napięte jak postronki. Mimo oszołomienia bardzo wyraźnie czuł dotyk szykujących go na tortury ludzi. Taśma silnie ściągała skórę wokół elektrod.

Dwaj lub trzej mężczyźni w rogu pokoju szykowali jakąś aparaturę, której Patrick nie mógł dostrzec. Po kilku minutach czuł, że przewody elektryczne oplatają go niczym choinkę ustrojoną na Boże Narodzenie.

Powtarzał sobie w duchu, iż tamci wcale nie zamierzają go zabić, chociaż podejrzewał, że już za kilka godzin będzie gorąco pragnął śmierci. W ciągu ostatnich czterech lat wielokrotnie przeżywał podobne chwile w sennych koszmarach. Modlił się, aby nigdy do tego nie doszło, ale w głębi ducha przeczuwał, że to nieuniknione. Domyślał się, że płatni agenci wciąż węszą jego trop, sprawdzają wszelkie kryjówki, niemal zaglądają pod kamienie.

Był przekonany, że do tego dojdzie. Tylko Eva nie wierzyła.

Zamknął oczy i zaczął głębiej oddychać, próbując powstrzymać paniczne myśli oraz przygotować swe ciało na zbliżające się katusze. Ale środki farmakologiczne podtrzymywały szybsze bicie serca i powodowały mimowolne napięcie mięśniowe.

Nie wiem, gdzie są pieniądze! Nie wiem, gdzie są pieniądze!

Omal nie wykrzyknął tego na głos. Dzięki Bogu, że mam usta zaklejone taśmą – pomyślał. Nie wiem, gdzie są pieniądze.

Dzwonił do Evy codziennie między czwartą a szóstą po południu. Czynił to zawsze, w dni powszednie i święta, bez wyjątków, chyba że wcześniej zaplanowali inaczej. W głębi ducha miał pewność, że Miranda zdążyła do tej pory przelać pieniądze na inne konta, ukryte bezpiecznie w którymś z tysięcy banków na całym świecie. A on rzeczywiście nie miał pojęcia, dokąd zostały przesłane.

Obawiał się jednak, że tamci mu nie uwierzą.

Drzwi otworzyły się ponownie, kilka osób wyszło. Stopniowo krzątanina wokół jego drewnianego leża zamierała. Wreszcie zapadła cisza. Patrick otworzył oczy i spostrzegł, że zniknął stojak z zawieszonym plastikowym woreczkiem.

Guy popatrzył mu w twarz. Ostrożnie chwycił za róg połyskliwej taśmy klejącej i szarpnięciem zerwał ją z ust więźnia, aby ten mógł swobodnie mówić.

– Dzięki – mruknął Lanigan.

Znowu po jego lewej stronie zjawił się brazylijski lekarz i wbił mu igłę w przedramię. Tym razem zrobił duży zastrzyk z lekko zabarwionej wody, ale pojmany nie mógł się tego domyślić.

– Gdzie są pieniądze, Patricku? – spytał Guy.

– Nie mam żadnych pieniędzy.

Odczuwał narastający ból z tyłu głowy przyciśniętej więzami do sztywnego podłoża. Miał wrażenie, że elastyczna taśma biegnąca przez czoło pali mu skórę prawdziwym żarem. Leżał bez ruchu już od paru godzin.

– Powiesz mi prawdę, Patricku. Obiecuję ci to. Równie dobrze możesz mi wyznać wszystko teraz, jak i za dziesięć godzin, kiedy będziesz już w stanie agonalnym. Pomyśl, czy nie warto sobie ułatwić życia.

– Nie chcę umierać, jasne? – wycedził Patrick, a jego źrenice rozszerzyły się pod wpływem przerażenia.

Przecież nie możecie mnie zabić – dodał w myślach.

Guy uniósł ze stołu i podetknął mu pod nos odrapane metalowe pudełko z wystającą chromowaną dźwigienką zakończoną czarną gumową gałką. Wychodziły z niego dwa grube przewody i ginęły gdzieś poza zasięgiem wzroku.

– Przyjrzyj się dobrze – powiedział, jak gdyby skrępowany Patrick mógł robić cokolwiek innego. – Kiedy ta dźwignia znajduje się w górze, obwód jest przerwany. – Guy delikatnie ujął gałkę dwoma palcami i zaczął ją powoli przesuwać w dół. – Ale kiedy opadnie do tej czarnej kreski, zewrą się styki i przewodami do elektrod zamocowanych na twoim ciele popłynie prąd.

Zatrzymał dźwignię parę milimetrów przed kreską namalowaną na obudowie. Patrick wstrzymał oddech. W pokoju zapanowała martwa cisza.

– Chcesz zobaczyć, co się stanie, kiedy zamknę obwód?

– Nie.

– Gdzie są pieniądze?

– Nie wiem. Przysięgam.

Dwadzieścia centymetrów przed jego twarzą Guy przesunął dźwigienkę do kreski. Wstrząs okazał się paraliżujący. W miejscach przymocowania elektrod jak gdyby rozżarzone ostrza wbiły się głęboko w jego ciało. Patrick szarpnął się w więzach, mimowolnie zamknął oczy i zacisnął zęby, usiłując powstrzymać okrzyk bólu, ale już po sekundzie nie wytrzymał i zawył, aż jego głos odbił się echem od ścian pokoju.

Guy wyłączył prąd, odczekał chwilę, dając więźniowi czas na złapanie oddechu, wreszcie oznajmił:

– To był zaledwie pierwszy stopień, najsłabszy prąd. Mam do dyspozycji pięć poziomów, które wykorzystam bez wahania, jeśli mnie do tego zmusisz. Osiem sekund pełnej mocy generatora na pewno cię zabije, więc zostawiam sobie tę ewentualność na koniec. Słyszysz mnie, Patricku?

Całe ciało, od szyi po kostki nóg, wciąż piekło go niemiłosiernie. Serce łomotało jak oszalałe. W piersiach brakowało tchu.

– Słyszysz? – powtórzył głośniej Guy.

– Tak.

– Twoja sytuacja jest dosyć klarowna. Jeśli powiesz mi, gdzie są pieniądze, wyjdziesz z tego pokoju żywy. Odwieziemy cię z powrotem do Ponta Porã i będziesz mógł dalej żyć tak, jak ci się podoba. Nie zamierzamy powiadamiać FBI. – Teatralnie zawiesił głos, muskając palcami chromowaną dźwigienkę. – Lecz jeśli odmówisz wyznania prawdy, nie ujrzysz już więcej światła dziennego. Rozumiemy się, Patricku?

– Tak.

– Doskonale. Więc gdzie są pieniądze?

– Przysięgam, że nie wiem. Powiedziałbym, gdybym wiedział.

Guy bez słowa przesunął dźwignię w dół. Ukłucia prądu ponownie wgryzły się w ciało więźnia niczym żrący kwas.

– Nie wiem! – krzyknął rozpaczliwie Lanigan. – Przysięgam! Nie wiem!

Guy wyłączył urządzenie i odczekał kilka sekund, aż więzień złapie oddech. Wreszcie powtórzył pytanie:

– Gdzie są pieniądze?

– Przysięgam, że nie wiem.

Po raz kolejny dziki wrzask torturowanego wypełnił niewielki pokój, wydostał się przez otwarte okna budynku i wypełnił echem górską kotlinę, dopóki ostatecznie nie zamilkł w gąszczu tropikalnej dżungli.