Sandy lekceważąco machnął ręką.
– Coś jeszcze? – zapytał Murray, uśmiechając się chytrze.
– Nie, to wszystko. Rozwód doszedł do skutku. Miło mi się załatwiało z tobą sprawy.
Uścisnęli sobie dłonie na pożegnanie i Riddleton wyszedł, już znacznie energiczniejszym krokiem. Zjeżdżając windą do holu, rozmyślał gorączkowo, jak najlepiej przedstawić klientce swą zaciętą walkę o jej prawa, skutkiem której będzie mogła zachować posiadany majątek. Rozważał wszelkie możliwe groźby wystąpień sądowych, do jakich musiał się uciec w zażartej kłótni, by ostatecznie odnieść zwycięstwo. W końcu prowadził wiele tego typu spraw, był wziętym specjalistą od rozwodów.
Przestały się liczyć sprawozdania prywatnych detektywów i wykonane potajemnie zdjęcia nagiej pary przy basenie. Jego klientka postąpiła lekkomyślnie, lecz miała przecież prawo do godnego traktowania. A w dodatku trzeba było pomyśleć o przyszłości niewinnego dziecka!
Zamierzał jej więc opowiedzieć, jak to przymuszeni jego argumentami oponenci wycofali swoje żądania. Domagał się ustanowienia funduszu powierniczego na rzecz córki, a Patrick, przytłoczony ciężarem winy, ostatecznie zgodził się na takie rozwiązanie. Tak oto zarezerwowana została niebagatelna suma dwustu pięćdziesięciu tysięcy dolarów, mająca służyć wyłącznie dobru dziecka.
On zaś musiał walczyć jak lew o ochronę majątku swojej klientki, która nie popełniła wszak żadnego przestępstwa, przyjmując odszkodowanie w wysokości dwóch i pół miliona dolarów. I tak umiejętnie nastraszył stronę przeciwną, że zdołał ocalić wszystkie dobra Trudy. Szczegóły w tym momencie nie miały większego znaczenia, można je było ustalić w trakcie godzinnej podróży do biura.
Nic więc dziwnego, że zanim Riddleton dotarł do swego gabinetu, dysponował gotową bajeczką opisującą jego błyskotliwe zwycięstwo.
W punkcie odpraw na lotnisku powitały ją zdumione spojrzenia, gdyż nie miała ze sobą żadnego bagażu. Urzędniczka wezwała nawet kierownika zmiany, ten jednak szybko załatwił sprawę. Ale Eva z trudem trzymała nerwy na wodzy. Nie zniosłaby powtórnego aresztowania. Kochała Patricka, lecz tego rodzaju nieprzyjemności wykraczały poza granice jej oddania. W końcu jeszcze nie tak dawno, zanim w jej życiu pojawił się Lanigan, była znanym prawnikiem i miała przed sobą obiecującą karierę w ukochanym mieście.
Na szczęście kłopoty się skończyły i w poczekalni Eva natrafiła jedynie na uprzejme uśmiechy angielskich stewardes. Kupiła sobie filiżankę kawy i z automatu zadzwoniła pod numer tymczasowego gabinetu Sandy’ego w Biloxi.
– Wszystko w porządku? – zapytał szybko, rozpoznawszy jej głos.
– Tak, w porządku. Jestem na lotnisku Kennedy’ego, przed wejściem na pokład concorde’a odlatującego do Londynu. Jak się czuje Patrick?
– Doskonale. Zawarliśmy ugody z przedstawicielami instytucji federalnych.
– Ile trzeba zwrócić?
– Sto trzynaście milionów.
Przez chwilę McDermott w milczeniu czekał na jej reakcję. Patrick przyjął wielkość tej sumy z całkowitym spokojem i powagą, jakby niewiele go to obchodziło. Eva zareagowała podobnie.
– Kiedy? – spytała rzeczowo.
– Przekażę ci instrukcje, gdy znajdziesz się w Londynie. W tamtejszym hotelu „Four Seasons” zarezerwowałem pokój na nazwisko Pires.
– Czyli dla mnie?
– Oczywiście. Zadzwoń, kiedy dotrzesz na miejsce.
– Przekaż Patrickowi, że nadal go kocham, nawet jeśli będzie musiał pójść do więzienia.
– Zobaczę się z nim dziś wieczorem. Uważaj na siebie.
– Cześć.
W mieście przebywali znamienici goście, toteż Mast nie mógł przepuścić okazji, żeby nie zrobić na nich wrażenia. Poprzedniego wieczoru, kiedy tylko przejęli od McDermotta obciążające materiały, nakazał swoim podwładnym indywidualnie powiadomić każdego członka federalnej komisji przysięgłych o posiedzeniu zwoływanym w pilnym trybie. Wraz z pięcioma asystującymi mu prokuratorami oraz specjalistami z FBI przystąpił niezwłocznie do katalogowania i porządkowania dokumentów oraz nagrań. Wyszedł ze swego biura dopiero o trzeciej nad ranem i wrócił już po pięciu godzinach.
Posiedzenie komisji zostało wyznaczone na dwunastą, lunch miał być im dostarczony na salę obrad. Hamilton Jaynes zdecydował się zostać i śledzić przebieg dyskusji, podobnie uczynił też Sprawling. Jako jedynego świadka do wystąpienia przed komisją powołano Patricka Lanigana.
Zgodnie z wcześniejszym porozumieniem był bez kajdanek na rękach. Został przywieziony nie oznakowanym samochodem służbowym FBI i wprowadzony bocznym wejściem do gmachu służb federalnych w Biloxi. Sandy nie odstępował go ani na krok. Patrick miał na sobie ubranie, w które zaopatrzył go adwokat: luźne jasne spodnie, sandały i bawełnianą koszulkę. Wyglądał źle, był blady i wychudzony, ale szedł pewnie o własnych siłach. Nie dawał po sobie poznać, że jest w wyśmienitym nastroju.
Szesnastu przysięgłych ze składu komisji zajmowało miejsca przy jednym końcu wielkiego stołu konferencyjnego. Mniej więcej połowa z nich siedziała tyłem do wejścia, kiedy otwarto drzwi i do środka wkroczył śmiertelnie poważny więzień. Ci właśnie jak na komendę odwrócili głowy. Jaynes i Sprawling także z ciekawością popatrzyli z przeciwległego krańca sali na człowieka, którego jeszcze nie mieli okazji poznać.
Patrick usiadł przy stole, na wskazanym mu krześle dla świadków. Po krótkim wprowadzeniu Masta zaczął relacjonować zdarzenia spokojnym, łagodnym tonem. Był całkowicie rozluźniony i pewny siebie, gdyż owo surowe gremium nie mogło mu już nic zrobić. Wszak w ramach zawartej ugody został uwolniony od wszelkich zarzutów służb federalnych.
Zaczął od przybliżenia zebranym swej dawnej kancelarii adwokackiej, krótko scharakteryzował poszczególnych wspólników, omówił najważniejszych klientów, typ rozpatrywanych spraw, aż wreszcie doszedł do umowy z Aricią.
W tym momencie prokurator mu przerwał i pokazał kopię dokumentu, który Patrick błyskawicznie zidentyfikował jako umowę zawartą między właścicielami kancelarii adwokackiej a Bennym Aricią. Liczyła aż cztery strony wydrukowane drobnym maczkiem, lecz w największym skrócie dotyczyła prawnej reprezentacji klienta w sprawie jego wystąpienia przeciwko spółce Platt & Rockland, za co kancelaria miała otrzymać honorarium w wysokości jednej trzeciej sumy wywalczonego odszkodowania.
– Jak pan wszedł w posiadanie tego dokumentu? – zapytał Mast.
– Sekretarka Bogana przepisywała umowę na komputerze, a nasze maszyny były ze sobą sprzężone. Po prostu skopiowałem plik z twardego dysku komputera.
– I dlatego ta kopia nie jest podpisana?
– Oczywiście. Oryginał powinien się znajdować w archiwum kancelarii.
– Czy miał pan dostęp do materiałów przechowywanych w gabinecie Charlesa Bogana?
– Bardzo ograniczony.
Patrick zaczął wyjaśniać obsesję szefa na punkcie zachowania tajemnicy służbowej, dając niedwuznacznie do zrozumienia, że miał o wiele łatwiejszy dostęp do gabinetów pozostałych wspólników. Przeszedł następnie do fascynującej relacji ze swej przygody z nowoczesną instalacją podsłuchową. Objaśnił, iż nabrawszy podejrzeń co do sprawy Aricii, starał się zebrać na ten temat tyle informacji, ile tylko było możliwe. Opisał swoje potajemne przyswajanie wiedzy z zakresu elektroniki użytkowej, co pozwoliło mu zakraść się do materiałów przechowywanych w innych komputerach firmy. Skrzętnie gromadził wszystkie plotki, ostrożnie rozpytywał sekretarki i aplikantów. Szperał nawet w koszach na śmieci. A przede wszystkim zaglądał do biura po godzinach pracy, licząc na to, że któryś z pracowników zostawi otwarte drzwi pokoju.
Po dwóch godzinach zeznań Lanigan poprosił o coś do picia, toteż Mast zaproponował piętnastominutową przerwę. Ta jednak trwała krócej, gdyż członkowie komisji aż się palili do wysłuchania dalszej części opowieści.