Выбрать главу

W końcu doszło do rozprawy i Clovis Goodman okazał się najlepszym świadkiem, jakiego miałem w dotychczasowej karierze. Sprawiał wrażenie starego niedołęgi, ale był sprytny i mówił pewnie, przekonująco. Przysięgli zlekceważyli wszelkie naukowe wywody świadków strony przeciwnej i oparli wyrok na zeznaniach Clovisa. Wywalczyliśmy dwa miliony trzysta tysięcy dolarów odszkodowania.

Pozostaliśmy w kontakcie. Jakiś czas potem spisałem jego testament. Niewiele miał, tylko ten stary dom, sześć akrów ziemi i siedem tysięcy na koncie w banku. Chciał, aby po jego śmierci cały majątek został sprzedany, a pieniądze przekazane na rzecz Stowarzyszenia Cór Konfederacji. W testamencie nawet nie wspomniał o swoich najbliższych. Mieszkający w Kalifornii wnuk nie dawał znaku życia od dwudziestu lat, od wyjazdu z Missisipi, a z wnuczką z Hattiesburga widział się po raz ostatni w sześćdziesiątym ósmym roku na rozdaniu matur w tamtejszej szkole średniej. On zresztą również nie próbował odnowić kontaktów. Bardzo rzadko wspominał o swoich wnuczętach, wiedziałem jednak dobrze, jak bardzo brak mu jakichkolwiek kontaktów z rodziną i jak czuje się samotny.

Później rozchorował się ciężko. Nie dawał sobie sam rady, toteż załatwiłem mu miejsce w domu opieki społecznej w Wiggins. Później sprzedałem dom oraz ziemię i zaopiekowałem się funduszem. Byłem wówczas jego jedynym przyjacielem. Wysyłałem mu kartki i drobne upominki, a ilekroć musiałem jeździć do Hattiesburga bądź Jackson, odwiedzałem go w domu opieki. Co najmniej raz w miesiącu zabierałem do miasta na smażonego dorsza, po czym wyruszaliśmy na przejażdżkę, z nieodłącznym piwem, a Clovis wciąż raczył mnie swymi opowieściami. Któregoś dnia zabrałem go na ryby. Spędziliśmy we dwóch osiem godzin w łodzi i muszę przyznać, że chyba nigdy się tak dobrze nie ubawiłem.

W listopadzie dziewięćdziesiątego pierwszego roku Clovis złapał zapalenie płuc i ledwie wyszedł z życiem. Przestraszył się nie na żarty i polecił mi przerobić testament. Postanowił przekazać część pieniędzy na rzecz miejscowego kościoła, a resztę na fundusz stowarzyszenia. Wybrał sobie miejsce na cmentarzu i zawarł w ostatniej woli zalecenia dotyczące pogrzebu. Bardzo mu przypadł do gustu mój pomysł, aby dodać też specjalną klauzulę, w której nie życzył sobie specjalnego utrzymywania przy życiu przez aparaturę medyczną. Uparł się przy tym, abym to ja został wykonawcą tego punktu, rzecz jasna w porozumieniu z jego lekarzem. Wtedy miał już dosyć przebywania w domu opieki, sprzykrzyła mu się ciągła samotność, był zmęczony życiem. Powtarzał, że jest gotów się pogodzić z wyrokiem boskim i odejść, kiedy tylko zostanie wezwany.

W styczniu następnego roku wystąpił ostry nawrót zapalenia płuc. Załatwiłem przeniesienie Clovisa do szpitala w Biloxi, żeby łatwiej się nim opiekować. Odwiedzałem go codziennie, nikt inny do niego nie zaglądał. Nie miał przyjaciół ani krewnych, nie chciał nawet widzieć kapelana; nikogo oprócz mnie. Leki niewiele skutkowały, wkrótce stało się jasne, że Clovis już z tego nie wyjdzie. Zapadł w śpiączkę i został podłączony do respiratora, lecz jakiś tydzień później opiekujący się nim lekarz oznajmił, że mózg Goodmana już obumarł. Zwołałem więc małe konsylium i w obecności trzech lekarzy odczytałem stosowny punkt z testamentu, po czym wspólnie odłączyliśmy Clovisa od respiratora.

– Kiedy to było? – spytał pospiesznie Sandy.

– Szóstego lutego tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego drugiego roku.

McDermott głośno wciągnął powietrze, a po chwili zamknął oczy i ze zrozumieniem pokiwał smętnie głową.

– Clovis nie życzył sobie kościelnej ceremonii pogrzebowej, gdyż wiedział, że nikt na nią nie przyjdzie. Został pochowany na wiejskim cmentarzyku na przedmieściu Wiggins. Zgodnie z jego wolą odprowadziłem go w tę ostatnią drogę. W pogrzebie uczestniczyły ponadto trzy stare wdowy z miasteczka, które opłakiwały zmarłego, odniosłem jednak wrażenie, że tak samo opłakiwały każdego chowanego tam w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat. Poza tym nad grobem stanął miejscowy ksiądz, grabarz z czterema pomocnikami i jakichś dwóch nie znanych mi mężczyzn, czyli w sumie dwanaście osób. Po krótkiej żałobnej modlitwie trumna została złożona do grobu.

– Podejrzewam, że była wyjątkowo lekka. Zgadza się?

– Owszem.

– A gdzie w tym czasie Clovis był naprawdę?

– Jego dusza dołączała do anielskich zastępów.

– Pytałem o ciało.

– Spoczywało w zamrażarce, na tyłach mojego domku myśliwskiego.

– Ty zboczony łajdaku!

– Nikogo nie zabiłem, Sandy. Stary Clovis naprawdę był już w niebie, kiedy jego zwłoki płonęły we wraku mego auta. Nie sądzę, aby miał mi to za złe.

– Ty chyba naprawdę masz gotowe wytłumaczenie na wszystko, czego dokonałeś, prawda?

Patrick nie odpowiedział. Podłożył sobie ręce pod uda, siedział na krawędzi łóżka i delikatnie wymachiwał nogami kilka centymetrów nad podłogą.

McDermott wstał, przeszedł w drugi koniec izolatki i oparł się ramieniem o ścianę. Wiadomość, że jego przyjaciel w rzeczywistości nikogo nie zabił, prawie wcale nie przyniosła mu ulgi. Z obrzydzeniem myślał o tym, że we wraku samochodu spłonęły zwłoki starego człowieka.

– W takim razie przedstaw mi już wszystko do końca – odezwał się po chwili. – Nie wątpię, że od dawna masz przygotowany plan wyjścia z tej opresji.

– To prawda. Miałem sporo czasu na to, żeby przemyśleć najdrobniejsze szczegóły.

– No więc zamieniam się w słuch.

– W kodeksie karnym Missisipi jest paragraf dotyczący rabowania grobów, ale on w moim wypadku nie będzie miał zastosowania, gdyż nie wykradłem ciała Clovisa z mogiły. Wcześniej zwyczajnie wyjąłem je z trumny. Jest też inny paragraf, dotyczący profanacji zwłok. I tylko na jego podstawie Parrish będzie mógł mnie oskarżyć. Za profanację grozi najwyżej rok więzienia. A ponieważ tylko ten jeden zarzut będzie wchodził w grę, Parrish na pewno zażąda dla mnie najwyższej kary.

– Nie przypuszczałeś chyba, że pozwoli ci się wykręcić sianem?

– Nie, to jasne. Ale i temu można zaradzić. Prokurator nic nie wie na temat Clovisa, będę musiał jednak wyznać mu prawdę, aby uwolnił mnie od zarzutu morderstwa. Nie zapominaj, że złożenie zeznań a występowanie przed sądem to dwie zupełnie różne sprawy. Mogę odmówić składania zeznań przed ławą przysięgłych, jeśli zostanę oskarżony o profanację zwłok. Z drugiej strony Parrish stanie na głowie, aby mnie postawić przed sądem, gdyż, jak sam powiedziałeś, nie może mi pozwolić wykręcić się sianem. Stąd też, nawet gdyby doszło do procesu, uzyskanie wyroku skazującego jest bardzo wątpliwe, gdyż tylko ja znam prawdę, nie ma żadnych świadków i nie da się udowodnić, że to właśnie zwłoki Clovisa spłonęły w rozbitym aucie.

– I Parrish zostanie zapędzony w ślepy zaułek.

– Zgadza się. Teraz, gdy wycofano wszelkie zarzuty władz federalnych, a pod jego nosem wybuchnie ta bomba, poczuje się zobligowany do tego, żeby oskarżyć mnie o cokolwiek, bo w przeciwnym razie będę miał spore szanse na wyrok uniewinniający.

– Więc jaki masz plan?

– Bardzo prosty. Trzeba uwolnić prokuratora od tej niesamowitej presji i dać mu szansę zachowania twarzy. Skontaktujesz się z wnukami Goodmana, opowiesz im prawdę i zaproponujesz jakąś skromną rekompensatę. Przy okazji napomkniesz także, iż w tej sytuacji mają pełne prawo wystąpić przeciwko mnie z pozwem cywilnym. Gotów jestem się założyć, że to zrobią. W rzeczywistości ich roszczenia będą niewiele warte, gdyż przez wiele lat żadne z nich nawet się nie zainteresowało losem dziadka, ale na początku trzeba tak pokierować sprawą, aby złożyli pozew. Gdy już tak się stanie, zaproponujemy polubowne wypłacenie odszkodowania w zamian za wywarcie nacisku na Parrisha, aby zrezygnował z oskarżenia karnego.