Выбрать главу

— Być może. Nie wiem. Jeśli ty…

— Nie. — Położyła mu palec na ustach. — Wszystko w porządku. To nie ma znaczenia.

Siedział w środkowym fotelu, Wubslin zajmował miejsce po jego prawej stronie, a Yalson po lewej. Pozostali tłoczyli się za ich plecami, wśród nich także Balveda. Horza pozwolił jej wejść do sterowni, bo niewiele mogła już zdziałać. Drona unosiła się pod sufitem. Bariera Milczenia była coraz bliżej. Miała mniej więcej jeden dzień świetlny grubości, a na ekranie wyglądała jak lustrzane pole siłowe. Pojawiła się niespodziewanie, kiedy dzieliła ich od niej niespełna godzina lotu. Wubslin niepokoił się, czy nie zdradzi to ich obecności, Horza jednak wiedział, że lustrzane pole siłowe istnieje tylko na ekranie „Wiru”. W rzeczywistości przed dziobem statku rozciągała się zupełnie pusta przestrzeń.

Na pięć minut przed przelotem przez Barierę ekrany zgasły. Horza uprzedził załogę, że tak się stanie, ale nawet on poczuł się trochę nieswojo.

— Jesteś pewien, że tak być powinno? — zapytał Aviger.

— Gdyby było inaczej, na pewno nie siedziałbym tak spokojnie.

— To niesamowite — odezwała się Dorolow. — Ta istota jest boska. Czuję, że zna nasze myśli i zamiary.

— Prawdę mówiąc, to tylko zespół obdarzonych świadomością… Horza obejrzał się przez ramię i posłał Balvedzie ciężkie spojrzenie. Agentka Kultury natychmiast umilkła i zakryła sobie usta ręką, ale w jej oczach lśniły iskierki rozbawienia. Horza skoncentrował uwagę na pustym ekranie.

— Ciekawe, kiedy… — zaczęła Yalson, lecz nie dokończyła, ponieważ na ekranie pojawiło się wielojęzyczne wezwanie:

DO ZBLIŻAJĄCEJ SIĘ JEDNOSTKI.

— Zaczyna się — szepnął Neisin.

Dorolow szturchnęła go w bok.

— Słuchamy — powiedział Horza do wąskopasmowego komunikatora. Na ekranach pojawiły się jego słowa w kilkunastu językach.

ZBLIŻACIE SIĘ DO PLANETY SCHAR, JEDNEJ Z PLANET UMARŁYCH, POZOSTAJĄCYCH POD OPIEKĄ DRA’AZON.

WSTĘP NA TĘ PLANETĘ JEST ZAKAZANY.

— Wiem o tym. Nazywam się Bora Horza Gobuchul. Pragnę na krótko powrócić na Schar. Z całym szacunkiem proszę o zgodę.

— Ale ma gadane! — mruknęła Balveda.

Horza ponownie zgromił ją wzrokiem. Co prawda komunikator przekazywał wyłącznie jego słowa, niemniej jednak wolałby, żeby Balveda pamiętała, kto jest tu więźniem, a kto panem.

BYŁEŚ JUŻ TUTAJ.

Nie wiedział, czy powinien potraktować to jako pytanie, czy stwierdzenie faktu.

— Byłem już na Scharze jako strażnik. Jestem Metamorfem. Nie bawił się w określanie czasu, dla Dra’Azon bowiem, mimo iż istoty te znały gramatyczne kategorie przeszłości i przyszłości, wszystko zawsze działo się teraz. Ekran ściemniał, a po chwili pojawiło się na nim to samo zdanie:

BYŁEŚ JUŻ TUTAJ.

Horza zastanawiał się intensywnie, co powiedzieć.

— Typowy przykład demencji starczej — mruknęła Balveda.

— Byłem tutaj — powtórzył na wszelki wypadek. Czyżby Dra’Azon chcieli dać mu do zrozumienia, że skoro już tu był, nie może zjawić się ponownie?

— Czuję ją! — szepnęła Dorolow. — Czuję jej obecność!

SĄ Z TOBĄ INNI LUDZIE.

— Wielkie dzięki — odezwała się Unaha-Closp spod sufitu.

— Widzicie? — westchnęła z nabożnym podziwem Dorolow.

Balveda parsknęła pogardliwie. Sądząc z krótkiego zamieszania, jakie wybuchło za plecami Horzy, Aviger i Neisin rzucili się ratować omdlewającą Dorolow przez upadkiem na podłogę.

— Nie udało mi się wysadzić ich po drodze — odparł Horza. — Proszę o wyrozumiałość. Jeśli będzie trzeba, zostaną na pokładzie statku.

ONI NIE SĄ STRAŻNIKAMI. TO LUDZIE, ALE INNI NIŻ TY.

— Tylko ja pragnę stanąć na powierzchni planety.

WSTĘP JEST ZABRONIONY.

— Wiem o tym. Mimo to proszę o pozwolenie na lądowanie.

PO CO PRZYBYWASZ?

Zawahał się. Balveda znowu prychnęła głośno.

— Szukam kogoś, kto jest na Scharze.

CZEGO SZUKAJĄ POZOSTALI?

— Niczego. Po prostu są ze mną.

SĄ TUTAJ.

— Oni… — Horza zwilżył wargi. Często się zastanawiał, jak będzie przebiegała ta rozmowa, lecz wszystkie jego plany, wszystkie przemyślenia okazały się nic niewarte.

— Nie wszyscy znaleźli się tutaj z własnej woli. Niestety, nie miałem wyboru. Musiałem ich zabrać. Jeśli taka będzie wasza wola, zostaną na statku na orbicie wokół planety albo jeszcze dalej, po drugiej stronie Bariery Milczenia. Mam dobry skafander i mogę…

SĄ TU WBREW SWOJEJ WOLI.

Dra’Azon nie mieli zwyczaju przerywać komukolwiek w pół zdania, więc trudno było uznać to za dobry znak.

— Zaszły skomplikowane okoliczności. W galaktyce trwa wojna, mamy ograniczone możliwości dokonywania wyboru. Nie zawsze możemy robić to, co chcemy.

TUTAJ JEST ŚMIERĆ.

W sterowni zapadła martwa cisza. Horza jak urzeczony wpatrywał się w ekran. Minęło sporo czasu, zanim ktoś z tyłu przestąpił z nogi na nogę i odchrząknął.

— Co to znaczy? — zapytała drona.

— Śmie… Śmierć? — wykrztusił Horza.

Złowróżbne słowa trwały nieruchomo na ekranie. Wubslin nacisnął kilka klawiszy po swojej stronie konsolety, lecz pozostałe ekrany również pokazywały tę samą wiadomość, tyle że nie po maraińsku, ale w kilkudziesięciu innych językach. Główny mechanik z zafrasowaną miną potarł czoło, Horza zaś chrząknął niepewnie, po czym powiedział:

— Niedaleko stąd, tuż przed naszym przybyciem, rozegrała się wielka bitwa. Możliwe, że jeszcze trwa. Na pewno nie obyło się bez ofiar, więc może macie na myśli właśnie…

TUTAJ JEST ŚMIERĆ.

— Och… — jęknęła Dorolow, po czym zwisła bezwładnie w objęciach Neisina i Avigera.

— Chyba powinniśmy położyć ją w mesie — powiedział półgłosem Aviger.

— Chyba tak — odparł Neisin, ale nawet nie drgnął.

— Być może, zdołam… — Horza zawahał się, nabrał pełne płuca powietrza, zaczął od początku: — Jeśli mówicie o śmierci, być może uda mi się położyć jej kres. Może nie będzie więcej śmierci.

BORA HORZA GOBUCHUL.

— T… tak?

Aviger i Neisin postękując przeciągnęli Dorolow do sąsiedniego pomieszczenia. Na ekranach pojawił się kolejny komunikat:

SZUKASZ ZBIEGŁEJ MASZYNY.

— Ho, ho! — wykrzyknęła z podziwem Balveda.

— Cholera! — zaklęła Yalson.

— Wygląda na to, że nasz bóg wcale nie jest taki głupi — zauważyła Unaha-Closp.

— Tak — odparł bez wahania Horza. Kłamstwo nie miało najmniejszego sensu. — To prawda, ale…

MASZ NASZĄ ZGODĘ.

— Co takiego? — zdumiała się drona.

— Udało się! — wykrzyknęła Yalson i w triumfalnym geście wyrzuciła w górę ramiona.

Neisin, który właśnie wrócił z mesy, stanął w drzwiach jak wryty.

— Szybko poszło — zauważył. — Co takiego im powiedział? — zapytał Yalson, ale tylko pokręciła głową.

Horza przez kilka sekund wpatrywał się w komunikat, jakby podejrzewał, że pod trzema krótkimi słowami kryje się jeszcze jedno, całkiem odmienne znaczenie, po czym uśmiechnął się szeroko.