Выбрать главу

— Halo? — powiedział po idiriańsku. — Medjel, słyszysz mnie? Medjel w szybie windowym, czy mnie słyszysz? Odpowiedz natychmiast! Ręce nie poruszyły się. Horza zrobił kolejny krok naprzód.

— Co się dzieje? — zapytał Wubslin.

— Zaczekajcie chwilę.

Zbliżał się powoli, z pistoletem gotowym do strzału. Jedna ręka poruszyła się nieznacznie. Serce waliło mu jak młotem, pod stopami chrzęściły jeszcze ciepłe skalne okruchy. Najpierw zobaczył przedramiona, potem długi, osmalony hełm…

Wszystko wydarzyło się niemal jednocześnie: przeraźliwe bojowe parsknięcie medjela, gwałtowny ruch głowy, pojawienie się nad krawędzią trzeciej ręki — Horza oczywiście wiedział, że to stopa, niemniej wyglądała jak ręka — ściskającej nieduży pistolet. Horza rzucił się w bok, dzięki czemu plazmowy pocisk minął jego głowę o włos. Padając, tocząc się, strzelał na oślep. Otwór szybu buchnął ogniem, posypał się gruz i pył. Medjel wrzasnął, ręce znikły. Horza poderwał się na nogi, podbiegł do szybu i wychylił się w przepaść. Spadający medjel był już tylko maleńką sylwetką z rozczapierzonymi sześcioma kończynami, widoczną dzięki płonącym rękawicom i strudze plazmy tryskającej nieprzerwanie z pistoletu. Po sekundzie, może dwóch, cichnący wrzask zupełnie umilkł, a stworzenie znikło w ciemności.

— Horza! — Słuchawki mało nie eksplodowały od krzyku Yalson. — Nic ci nie jest? Co to było, do kurwy nędzy?!

— Wszystko w porządku.

Wycofał się znad krawędzi, rozluźnił napięte mięśnie. Wydawało mu się, że z czarnej czeluści dobiegł ledwo uchwytny odgłos upadku, ale zaraz uprzytomnił sobie, że szyb jest na to za głęboki. Medjel na pewno jeszcze nie dotarł do dna.

— Co to za zamieszanie? — zapytała Dorolow.

— Medjel jeszcze żył. Strzelił do mnie, ale go załatwiłem. Spadł… to znaczy, ciągle spada.

— O cholera! — westchnął z podziwem Neisin. — Jak głęboka jest ta dziura?

— Dziesięć kilometrów, chyba że zatrzasnęły się jakieś grodzie.

Sądząc po wskazaniach przyrządów przy dwóch pozostałych szybach i wejściu na peron kapsuł serwisowych, obyło się bez poważniejszych uszkodzeń. Kiedy Horza był tu poprzednio, drzwi prowadzące na peron były zamknięte; teraz stały otworem. Yalson schowała broń do kabury i podeszła do Horzy.

— To co? Chyba ruszamy, no nie?

— Właśnie — zawtórował jej Neisin. — Ci goście wcale nie są tacy twardzi. Poza tym, jednego mamy już z głowy.

Horza sprawdził stan swojego skafandra. Na prawym udzie pozostał wyraźny ślad po trafieniu. Powtórny strzał w to samo miejsce na pewno dosięgnąłby ciała, ale prawdopodobieństwo, że ktoś wceluje w ciemną podłużną plamę o powierzchni kilku centymetrów kwadratowych, równało się praktycznie zeru.

— Nie ma co, ładnie się zaczyna… — wymamrotała drona, sunąc na końcu małego pochodu.

Horza jeszcze raz podszedł do trzeciego szybu, wysunął głowę za krawędź i ustawił wizjer na maksymalne powiększenie. Albo tylko mu się zdawało, albo dostrzegł maleńką sześcioramienną gwiazdkę; był natomiast całkowicie pewien, że zewnętrzne mikrofony wychwyciły i wzmocniły odgłos bardzo podobny do zawodzenia wiatru przeciskającego się przez szczeliny w płocie.

Zebrali się przed nie uszkodzonymi drzwiami szybu. Przy ogromnych, niemal czterometrowych wrotach wyglądali jak dzieci. Horza otworzył je, włączył uprząż AG, zbadał kilkanaście metrów szybu i bezpiecznie wrócił do korytarza.

— Pójdę pierwszy — oznajmił. — W razie kłopotów rzucamy granaty i wracamy. Spróbujemy dostać się na główny poziom, jakieś pięć kilometrów pod nami. Jeśli uda nam się tam dotrzeć, znajdziemy się blisko stacji numer cztery, a tam włączymy zasilanie. Jak widać, Idirianom nie udało się tego dokonać. Dalej będziemy się poruszać kapsułami serwisowymi.

— Nie pociągami? — zdziwił się Wubslin.

— Kapsuły są szybsze — wyjaśnił Horza. — Któryś z pociągów może trzeba będzie uruchomić wtedy, kiedy znajdziemy Umysł. Wszystko zależy od tego, jakiej jest wielkości. Poza tym, jeśli nic się nie zmieniło od mojego poprzedniego pobytu, na czwórce nie ma ani jednego pociągu. Najbliżej mamy do tych ze stacji numer dwa i sześć.

— A co z tunelem dla kapsuł serwisowych? — zapytała Yalson. — Jeśli skorzystał z niego jeden medjel, skąd wiemy, że nie zrobi tego drugi? Horza wzruszył ramionami.

— Jasne, że tego nie wiemy, ale nic na to nie poradzę. Nie chcę siłą zamykać drzwi i blokować ich od zewnątrz, bo kto wie, czy sami nie będziemy chcieli skorzystać z tej drogi. A nawet jak któryś się tu zjawi, to co z tego? Najwyżej będziemy mieli o jednego mniej tam, na dole. Oczywiście ktoś tu może zostać i ubezpieczać pozostałych, ale nie wydaje mi się to konieczne.

— Byłabym wdzięczna, gdybyś zechciał nam wyjaśnić, jak to się stało, że nie zdołałeś dogadać się z tym medjelem i przekonać go, że obaj jesteście po tej samej stronie — odezwała się Unaha-Closp spod piramidy ekwipunku, którym została obarczona. Horza przykucnął i spojrzał z bliska na dronę.

— Ponieważ ten medjel nie miał komunikatora, więc nie mógł mnie usłyszeć — odparł takim tonem, jakby przemawiał do niezbyt rozgarniętego dziecka. — Idirianie, których spotkamy na dole, z pewnością będą mieli komunikatory zabrane z bazy. Medjele ślepo słuchają rozkazów Idirian, więc jeśli od nich dostaną zakaz strzelania, żaden na pewno nie naciśnie spustu. Czy to jasne?

Drona milczała.

— Czy to jasne? — powtórzył odrobinę głośniej.

— Jasne — rzekła wreszcie Unaha-Closp.

Horza odniósł wrażenie, że gdyby potrafiła, z pewnością splunęłaby z rozmachem.

— A co ze mną? — zapytała Balveda, stając przed nim w ciepłym kombinezonie, na który narzuciła futrzaną kurtkę. — Zamierzasz może wrzucić mnie do szybu i dopiero chwilę potem przypomnieć sobie, że nie miałam uprzęży antygrawitacyjnej? A może mam pójść na piechotę tunelem serwisowym?

— Będziesz ze mną.

— Czy wolno spytać, co zrobisz w razie niebezpieczeństwa?

— Nie będzie żadnego niebezpieczeństwa.

— Jesteś pewien, że w bazie nie było dodatkowych uprzęży? — zapytał Aviger.

Horza skinął głową.

— Gdyby były, używałyby jej oba medjele.

— Chyba że Idirianie zachowali je dla siebie.

— Za dużo ważą.

— Więc mogą zakładać po dwie.

— Posłuchajcie — wycedził Horza. — W bazie nie było uprzęży antygrawitacyjnych. Nie mieliśmy zezwolenia na ich używanie. Dokonywaliśmy tylko jednej inspekcji Systemu Dowodzenia w roku, a wtedy wszystko tu działało. Zjeżdżaliśmy tunelem serwisowym do stacji numer cztery, więc nie było najmniejszej potrzeby korzystania z uprzęży, tym bardziej że, jak już wam powiedziałem, Dra’Azon nie pozwolili nam ich przywieźć.

— Do licha, ruszmy się wreszcie! — syknęła Yalson ze zniecierpliwieniem.

Aviger wzruszył ramionami.

— Jeżeli moja uprząż nie wytrzyma przeciążenia, co jest bardzo prawdopodobne, biorąc pod uwagę ciężar, jaki na mnie załadowano… — rozległ się zgryźliwy głos spod sterty ewipunku.

— Zgub choć jedną rzecz, a już po tobie — ostrzegł dronę Horza. — Jak będziesz mniej gadała, zachowasz więcej energii. W porządku, lecimy pojedynczo, ty jako druga, pięćset metrów za mną. Yalson, zaczekasz tutaj, aż dostaniemy się na główny poziom? Dziewczyna skinęła głową.

— Jak mówiłem, ja idę pierwszy, za mną drona, reszta potem. Nie zbliżać się za bardzo, ale i nie oddalać. Wubslin, zrównaj się z droną i trzymaj granaty w pogotowiu. — Wyciągnął rękę do Balvedy. — Pani pozwoli?