Выбрать главу

Wreszcie coś, na czym można się oprzeć. Wreszcie jakieś znaczenie.

Kim jesteśmy?

Tym, kim jesteśmy. Jak nas postrzegają inni. Co wiemy i co robimy. Ani mniej, ani więcej.

Bez przerwy przesyłaną informacją. Schematami, galaktykami, systemami planetarnymi — wszystko to ulega stałym przemianom. Życie jest bardzo szybkie, przeobraża co się da, wyszukuje nowe nisze, kształtuje siebie i otoczenie, ale inteligencja — świadomość — działa jeszcze szybciej, na zupełnie innej płaszczyźnie. Dalej jest niewiadoma, zbyt słabo określona, żeby ją pojąć (chyba żeby ktoś chciał zapytać Dra’Azon i poczekać na odpowiedź…), więc poddająca się tylko powolnej destylacji, intelektualnemu oczyszczaniu (jeżeli właśnie czystość jest tym, o co tu chodzi).

A nawet jeśli zdecydujemy się ingerować w nasze dziedzictwo, to co z tego? Chyba mamy do tego prawo? Przecież właśnie my stanowimy owoc jego działania. Jeśli popełnimy błąd, to z powodu głupoty, nie dlatego że pomysł był nic niewart. Jeśli zsuniemy się z grzbietu pędzącej fali… Cóż, trudno. Trzymamy kciuki. Jesteśmy z wami. Bawcie się dobrze.

Wszystko, co nas dotyczy, wszystko, co nas otacza, wszystko, o czym wiemy i czego możemy się dowiedzieć, w gruncie rzeczy składa się z rozmaitych modeli niczego. Tak brzmi prawda ostateczna. Skoro więc niekiedy udaje nam się zdobyć nad nimi władzę, czemu nie mielibyśmy wybierać najładniejszych, najbardziej atrakcyjnych i nąjwygodniejszych, naturalnie z naszego punktu widzenia? Owszem, jesteśmy hedonistami, panie Bora Horza Gobuchul. Zgoda, szukamy przyjemności i przekształcamy się w taki sposób, żeby ją jak najintensywniej odczuwać. Tacy właśnie jesteśmy. A co z tobą? Co to oznacza dla ciebie?

Kim jesteś?

Właśnie: kim jesteś?

Bronią. Po prostu bronią, stworzoną dawno temu po to, żeby wprowadzać w błąd i zabijać. Wszyscy Metamorfowie stanowią pozostałość wojny z tak zamierzchłych czasów, że nikt już nie pamięta, kto ani o co ją toczył. Nikt również nie pamięta, czy twórcy Metamorfow wyszli z niej zwycięsko. Tak czy inaczej, Horza, jesteś sztucznym tworem. Nie powstałeś w sposób, który nazwałbyś naturalnym. Nie podlegałeś ewolucji. Jesteś owocem pracy wielu genialnych umysłów, inżynierii genetycznej, wojskowego planowania, perfekcyjnego wykonawstwa… i wojny. Prawdziwe dziecko wojny, jej pełnoprawny spadkobierca.

Zmień się, Metamorfie! Nic z tego — nie potrafisz, nie chcesz. Możesz tylko starać się o tym nie myśleć. Jednak potrzebna wiedza jest w tobie, informacja została wszczepiona i trwa gdzieś w głębi twego umysłu. Powinieneś się z tym pogodzić, ale nie przypuszczam, żeby ci się to udało.

Żal mi ciebie, bo chyba już wiem, kogo najbardziej nienawidzisz. Błyskawicznie wróciła do rzeczywistości, jak tylko ustał dopływ specyficznych substancji wytwarzanych przez gruczoły. Tymczasowe połączenia, które zdążyły wytworzyć się w jej mózgu, zostały przerwane jak cięciem noża.

Świat dmuchnął jej w twarz lodowatym wiatrem. Otarła pot z czoła, otarła oczy, ponieważ stwierdziła ze zdziwieniem, że są mokre od łez, otarła zaczerwieniony nos.

Jeszcze jedna porażka, pomyślała z goryczą. Była to jednak gorycz młoda, nie ukorzeniona, wręcz atrapa goryczy. Fal potraktowała ją jak dziecko, które przymierza ubrania rodziców i przez chwilę pławi się w poczuciu dorosłości. Ten nastrój zupełnie do niej nie pasował. Może później, kiedy będę starsza, pomyślała chytrze, uśmiechając się do pofałdowanej linii wzgórz po drugiej stronie równiny. W niczym jednak nie zmieniło to faktu porażki. Miała nadzieję, że się czegoś dowie, że pozna jakąś tajemnicę Idirian, Balvedy, Metamorfa, wojny albo… Tymczasem zwiedziła doskonale znany teren, zetknęła się z oczywistymi faktami, wysłuchała tego, czego zdążyła nauczyć się na pamięć. Niechęć do samej siebie za to, że jest człowiekiem; zrozumienie dla pogardy, jaką Idirianie darzyli jej gatunek; potwierdzenie przekonania, że każda rzecz ma przynajmniej jedno prawdziwe znaczenie; najprawdopodobniej błędna, chyba zbyt pozytywna ocena charakteru człowieka, którego nie zna i którego nigdy nie pozna, ponieważ dzieli ich niemal cała galaktyka i cała nieśmiertelność… To dość skromne owoce wspinaczki na zamarznięty szczyt. Westchnęła z głębi piersi. Wiatr odpowiedział silniejszym podmuchem. Nad poszarpanymi graniami gromadziło się coraz więcej ciemnych chmur. Powinna natychmiast wyruszyć, jeśli chce zdążyć przed burzą. Ambicja nakazywała jej wrócić o własnych siłach, tym bardziej że gdyby warunki pogorszyły się na tyle, iż musiałaby wzywać pomoc, Jase z pewnością uraczyłaby ją ostrą reprymendą. Ból w nodze odezwał się zaraz po tym, jak podniosła się z miejsca. Fal ’Ngeestra stała przez chwilę bez ruchu, badając stan zrośniętej kości, a doszedłszy do wniosku, że noga powinna wytrzymać, rozpoczęła wędrówkę w dół, ku cieplejszemu światu.

11. System Dowodzenia: stacje

Ktoś potrząsał nim delikatnie.

— Obudź się. No, obudź się wreszcie!

Poznał głos Xoralundry. Stary Idirianin usiłował go obudzić.

— Wiem, że nie śpisz. Rusz się, pora wstawać. Otworzył oczy z udawanym znużeniem. Byli w jasnobłękitnym okrągłym pomieszczeniu z licznymi alkowami, w których stały granatowe kanapy. Sklepienie stanowiło białe niebo z czarnymi chmurami. W pomieszczeniu było bardzo jasno. Horza osłonił oczy i spojrzał na Idirianina.

— Co się stało z Systemem Dowodzenia?

— Tamten sen już się skończył. Świetnie sobie poradziłeś. Zdałeś z najlepszą oceną. Akademia i ja jesteśmy z ciebie dumni. Sprawiło mu to ogromną przyjemność. Poczuł, jak ogarnia go miłe ciepło, i uśmiechnął się z zadowoleniem.

— Dziękuję.

Querl skinął głową.

— Spisałeś się znakomicie jako Bora Horza Gobuchul — zadudnił. — Teraz powinieneś trochę odpocząć. Idź zabawić się z Gierashell. Metamorf przełożył nogi za krawędź łóżka i podparł się rękami, żeby wstać, ale usłyszawszy ostatnie słowo, znieruchomiał i spojrzał z rozbawieniem na Idirianina.

— Z kim?

— Z twoją przyjaciółką Gierashell.

Horza wybuchnął śmiechem. Xoralundra chyba zaczął się starzeć!

— Zapewne masz na myśli Kierachell.

— Mam na myśli Gierashell — odparł Querl, cofnął się o krok i zmierzył go uważnym spojrzeniem.

— Kto to jest Kierachell?

— Nie wiesz? W takim razie jakim cudem przekręciłeś jej nazwisko? Querl albo naprawdę się zestarzał, albo poddawał go próbie. Ale na czym miała polegać?

— Chwileczkę. — Xoralundra zerknął na kolorowy, świecący przedmiot, który trzymał w ręce. Różnobarwne odblaski tańczyły na jego szerokiej, błyszczącej twarzy. — Och, wybacz! — bąknął nagle, zasłonił usta dłonią, podszedł i pchnął go tak mocno, że… Horza poderwał się na nogi. Coś piszczało mu tuż przy uchu. Usiadł powoli i rozejrzał się dokoła w ziarnistej ciemności, ale nikt się nie poruszył. Wyłączył czujniki ruchu i alarm ucichł. W górze, na pomoście, majaczyła okrągła drona.

Podniósł wizjer, otarł czoło z potu. Unaha-Closp z pewnością była świadkiem jego gwałtownego przebudzenia. Ciekawe, jak je zinterpretowała. Czy widziała w ciemności wystarczająco dobrze, by domyślić się, że dręczyły go koszmary? Czy była w stanie dostrzec jego twarz za zasłoną wizjera, zauważyć niekontrolowane ruchy mięśni? Na przyszłość musi pamiętać o tym, żeby ściemnić wizjer i usztywnić przeguby skafandra. Bez trudu wyobraził sobie, w jaki sposób postrzega go drona: jako małą, miękką, nagą istotę wijącą się rozpaczliwie w twardym kokonie, wstrząsaną iluzjami fabrykowanymi przez uśpiony mózg ze strzępów przeżyć i doświadczeń.