Выбрать главу

– Dlaczego właściwie uciekł? – Mały w żaden sposób nie chciał pogodzić się z nagłym zniknięciem ksora.

– Boi się – wyjaśnił Wytrwały.

– Czego?

– Sirgów.

– Tacy są straszni?

– Sam zobaczysz.

– A wy się ich nie boicie?

– Nie.

Ale w zaprzeczeniu Wytrwałego był moment wahania i Kapitan wyczuwając, czy też raczej podejrzewając w tym jakąś niepewność, zadał jeszcze jedno, podchwytliwe pytanie:

– Kto z was jest silniejszy, wy czy sirgowie?

Wytrwały odpowiedział nie od razu i na dobrą sprawę nie była to odpowiedź. Przesłana przez niego myśl była lakoniczna i miała formę rozkazu:

– Tracimy czas. Sirgowie czekają.

Rzeczywiście czekali. Było ich czterech – wszyscy w jednakowych białych chitonach, z jednakowymi przepaskami na czołach, ich usta były tak mocno zaciśnięte, że wargi tworzyły tylko wąską linię – bracia-bliźniacy, których nie sposób rozróżnić. Siedzieli w kucki oparci dłońmi o ziemię każdy w innym rogu dużego kwadratu. Być może, któryś z nich był owym pierwszym Hedończykiem, którego Ziemianie spotkali w Aorze.

Wokoło nie było nikogo – ani ciekawskich widzów, ani przypadkowych przechodniów. Tylko pośrodku placyku, w którego rogach zamarli nieruchomi, jak posągi sirgowie, stała niewielka grupa pięciu czy sześciu kobiet. Kapitan nie mógł ich dokładnie policzyć: coś mu przeszkadzało, najprawdopodobniej to samo, co nie pozwalało im uciec, ukryć się przed niespodziewanym niebezpieczeństwem. Hipnoza? Nie, coś materialnego, kołysząca się mgiełka, rozwodniona mgła, owijająca kobiety przezroczystym kokonem. Wcale nie próbowały się wyrwać, pogodzone z nieuniknionym losem, sparaliżowane czymś jak narkoza.

Wytrwały i jego towarzysz usiedli bezpośrednio na dachu, nad zagadkowym placykiem, na którym miał się odbyć ni to sąd przejmujący wszystkich wokoło strachem, ni to tajemniczy obrzęd rytualny. Niemniej jednak nadludzie przyszli, wzgardziwszy niebezpieczeństwem, o którym najwidoczniej wiedzieli i z którym się liczyli. Cóż ich tu sprowadziło? Prawa gościnności w stosunku do Ziemian, chęć pokazania im wszystkiego, co w mieście zasługuje na uwagę? Chyba nie, doszedł do wniosku Kapitan. Kosmonauci nie spotkali tu altruistów, a oprócz tego Ziemianie byli dla przedstawicieli wyższych klanów Aory tylko wolnymi, niewykształconymi ludzikami ze znikomym zapasem tak wysoko cenionej tu informacji. Nie, zapewne to właśnie strach ściągnął tutaj nadludzi. Człowiek obdarzony wolną wolą zawsze stara się przełamać swą słabość i Hedończycy nie byli tu wyjątkiem.

Wszyscy trwali w bezruchu: kobiety bezwolnie, widzowie z wytężoną uwagą, sirgowie beznamiętnie, jak kapłani, którzy zastygli przed obrzędem w takich samych, hieratycznych pozach. A obrzęd właśnie się zaczął.

Mgiełka wokół kobiet stała się wyraźniejsza, szklana kolba czy też plastikowy worek. Rósł powoli, rozdymał się, jego ścianki rozpełzały się na boki i kobiety również popłynęły w powietrzu, pozbawione jakiejkolwiek opory.

– Cyrk – szepnął Mały, trąciwszy Kapitana łokciem. Ale ten spojrzał na niego surowo: jeżeli nie rozumiesz, to nie gadaj głupstw. Lecz trudno było zrozumieć to, co się działo. Kobiety przerwały lot, zamarły, powstrzymane jakimś niewidzialnym ogrodzeniem areny i nagle coś jakby pękło w otaczającej je przestrzeni, a może to sama przestrzeń przełamała się na dwoje tworząc szklany cylinder przecięty po przekątnej. Widok był do tego stopnia straszny i nieprawdopodobny, że Kapitan na chwilę zamknął oczy – maligna czy halucynacja? Ale to nie była maligna. Razem z przestrzenią „przełamały się” i kobiety: coś niewidzialnego obcięło je od dołu, pozostawiając tylko górne połowy ciał zawieszone w powietrzu. Dolne wyparowały bez śladu, zniknęły. Może to efekt optyczny? Kapitan popatrzył na siedzących obok nadludzi: w ich zahipnotyzowanym spojrzeniu nie można było odczytać żadnej myśli. Ale milczące pytanie Kapitana zostało „usłyszane”.

– One, te kobiety, już nie żyją. Prosto stąd poszły do sal regeneracyjnych.

– Dlaczego?

– Nikt nie może wytrzymać zakrzywienia przestrzeni.

Kapitan aż gwizdnął ze zdziwienia:

– Zakrzywienie przestrzeni! Bez hipergeneratorów? Bzdura, psiakrew! Psów na Hedonie nie było i określenia „psiakrew” Hedończyk nie zrozumiał. Nawet oczyma zamrugał, zaskoczony, ale nie zablokował myśli.

– Bzdura to zrozumiałe, ale nieprawdziwe. Zejdź na dół i sprawdź, jeżeli się nie boisz.

– Czego mam się bać?

I ruszył w stronę krawędzi dachu. Mały poderwał się również, ale Kapitan go powstrzymał:

– Zostań, bohaterze. Pomożesz, jeśli zajdzie potrzeba.

Był już na dole i szedł skrajem, starając się trzymać tuż przy ścianie tunelu i jak najdalej od przezroczystej błonki hiperpola, w której – widniały już tylko kobiece głowy. Nie odczuwał żadnego współczucia w stosunku do skazanych na zagładę. Gdyby go spytano, skąd w nim takie okrucieństwo, zdziwiłby się. Dawno już doszedł do wniosku, że nie uważa Hedończyków za ludzi. Ludzi nie w biologicznym, ale moralnym aspekcie tego słowa. Myśl ta nie była jeszcze sprecyzowana, nie uzyskała należytego kształtu i chwilowo wywoływała tylko dziwną obojętność, jakby przejętą od Wytrwałego i jego współbraci.

Teraz bardziej zainteresowała go techniczna strona zagadnienia: hiperpole wytworzone przez sirgów nie wiadomo w jaki sposób. Orientował się, że takie zakrzywienie przestrzeni wymagało kolosalnej ilości energii. Jakiej energii i skąd przekazywanej, także nie wiadomo. Może otrzymywali ją skądś z zewnątrz, ze zdalnie sterowanego źródła? Sirgów jest czterech, a więc hiperpole ma cztery punkty oparcia. Ciekawe, co by się stało, gdybym usunął jeden z nich?

Kapitan podszedł bezszelestnie do jednego z sirgów i przykucnął za nim. „Dlaczego uważani są za nieuchwytnych? – pomyślał. – Przecież można podejść i wziąć ich gołymi rękami”.

I nagle usłyszał cudzą, bezdźwięczną myśclass="underline"

– Nie radzę. Możesz siedzieć z tyłu, ale nie przeszkadzaj.

Kapitan aż się wzdrygnął, zaskoczony. Przecież zablokował myśl.

– Blokada nie jest dla mnie przeszkodą – znowu „usłyszał” – uprzedzam jeszcze raz: nie przeszkadzaj, bo będzie źle. Kiedy doświadczenie się skończy, odpowiem na wszystkie pytania.

– A więc to jest doświadczenie?

– Oczywiście.

– Ludzie w charakterze królików doświadczalnych.

– Nie wiem, co to znaczy „królik”, ale to nie są ludzie.