Выбрать главу

– Nie mówiłeś, ale pomyślałeś.

– Nie doszło?

Alik ubrał się nie odpowiadając i czuł, jak jego rozdrażnienie znika, ustępując miejsca upajającemu uczuciu rześkości, lekkości, chęci robienia czegokolwiek, ruszania się, działania.

– Co to za basen? – spytał.

– Fotonowa kąpiel gazowa.

– Płynne światło – zorientował się Alik. – A co człowieka wygina w łuk?

– Masaż grawitacyjny.

Alik westchnął. Dowiedział się „co”, ale byłoby bezsensem zadawać pytanie „jak”. Co zrozumiałaby mrówka, gdyby spytała człowieka, jak rozszczepia się atom? Jeszcze raz popatrzył na nagich ludzików, których wyginała i przewracała niewidzialna siła, i powiedział:

– Nawet tutaj nie porozumiewają się między sobą.

– Bo nie trzeba. Popatrzyłbyś na nich po pracy.

– Czwarty porządek? – skomentował złośliwie Alik.

Ale Si nie zrozumiał ironii.

– Jeszcze zdążymy i do czwartego, i piątego. Pospiesz się.

Któryś z kolei poziom był podobny do hallu w porcie lotniczym. Podobnie jak i inne otwarte przestrzenie miasta nie miał wyraźnie oznaczonych granic. Po prostu ludzie, setki niebieskich ludzi w jednakowych kurtkach, siedziało, gdzie popadło, nie wiadomo na czym – mebli w ogóle nie było widać.

– Siadaj, gdzie chcesz – tam będzie fotel – podpowiedział Alikowi Si.

Tak też zrobił.

Coś pstryknęło i wszystko ucichło. Alik chciał zapytać Si, ale ten przyłożył palec do ust. Milczenie zagęszczało się, jak przed spektaklem, i spektakl ten nie dał na siebie długo czekać. Coś zacisnęło gardło, jak pętlą zatamowało oddech. Niezrozumiały smutek, żal bez powodu, ogarniały Alika wypierając pozostałe odczucia. Oczy napełniły się łzami, nie mógł już, a zresztą i nie chciał ich powstrzymywać, czuł, jak łzy płynęły mu po wargach kropelkami słonego potu. Wycierając je zauważył, że Si również płacze, ale nie zdążył go spytać: nowy szok wstrzymał mu oddech. Łzy wyschły i smutek zniknął, jakby zdmuchnięty przez potężną falę radości – równie bezsensownej i bezpodstawnej. Ogarnął go śmiech. Alika trzęsło, zwijało w drgawkach, do oczu znowu napłynęły łzy, w gardle drapało, ale tym razem ze śmiechu, histerycznego i nie dającego się powstrzymać. Nie mógł określić nawet w przybliżeniu, ile minut trwał ten paroksyzm, ale zakończył się on równie nagle, jak powstał. Tylko oddech stał się znowu swobodny, a myśli radosne. Odnosił wrażenie, jakby jego mózg wykąpano w jakimś odświeżającym, odżywczym płynie. „Doładowują akumulatory emocji” – pomyślał i powiedział na głos:

– Zrozumiałem wszystko, Si.

– Zrozumiałem wszystko, Fiu – prawie w tym samym czasie stwierdził także i Bibl. Po prostu wyraził swe uczucia po obejrzeniu na ekranie lekcji matematyki dla czterolatków.

Obraz na ekranie był odbiciem rzeczywistości z tą tylko różnicą, że nie otaczającej ich, lecz oddalonej o dwa dziesiątki poziomów. Ekran nie był telewizorem, na dobrą sprawę nie był wcale ekranem – po prostu odległą rzeczywistość przybliżono nie uciekając się do żadnych optycznych sztuczek. Bibla nie wpuszczono do niej, aby nie zakłócił dziecięcego procesu myślowego. A był to proces skomplikowany i trudny, wymagał od dziecka odwagi myśli, zadziwiającej umiejętności szukania i odnajdywania nowego. Matematyczne funkcje i symbole, które używano na Hedonie, Bibl tłumaczył w myśli na zrozumiały dla niego język ziemskiej matematyki. Był oszołomiony zakresem wiedzy, jaką dysponowali czteroletni ludzikowie w malutkich kurteczkach. Podczas gdy ich rówieśnicy na Ziemi poznawali zaledwie podstawy arytmetyki, oni już oceniali załamanie przestrzeni trójwymiarowej. Bibl rozumiał, że aby sterować skomplikowaną techniką Hedony, niezbędne jest odpowiednie przygotowanie, ale zaskoczyło go ograniczenie – nie zakresu wiedzy, ale dążenia do jego rozszerzenia. Nie rozproszył tych wątpliwości i Fiu, który wyjaśnił krótko, że obecny poziom informacji jest dany cywilizacji od początku jej istnienia i pozostaje niezmienny, jak ona sama.

– Nie zachęca się więc do dokonywania odkryć naukowych? – spytał Bibl.

– Wszystko, co było potrzebne, zostało już dawno odkryte.

– I żadne zagadki w przyrodzie nie istnieją?

– Wymagające rozwiązań, które mogą wzbogacić ludzki umysł? Nie.

– Po raz pierwszy ci nie wierzę, Fiu.

– Dlaczego?

– Czy jest to rzeczywiście twoje zdanie, czy też powtarzasz to, czego was uczą w szkole?

Fiu nie odpowiedział. „Jeszcze jeden szok psychologiczny” – uśmiechnął się w myśli Bibl.

…A gdzieś na innym poziomie miasta, przy świetlnych tablicach, które z równym powodzeniem można by nazwać przestrzennymi wideoskopami lub demonstracyjnym wakuum – Bibl pomysłowo nazwał je odbiornikami życzeń – Druh wyjaśnił Kapitanowi mechanizm teleportacji. I Kapitan, nawet nie myśląc o możliwości synchronizacji z rozmową Bibla, zadał swemu rozmówcy równie drażliwe pytanie:

– Ogólnie rzecz biorąc, wszystko jest jasne. Oprócz jednego. Dla kogo?

– Nie rozumiem.

– Komu służy to cudo techniki? Wam?

– Jest piękne samo w sobie. Pozwalamy, aby myśl, tylko myśl władała ruchem w przestrzeni.

– Owszem, pozwalacie, ale nie waszej myśli i nie w waszej przestrzeni.

– W pewnym sensie masz rację. Ale samo sterowanie tak doskonałą techniką nie może nie sprawiać rozkoszy.

– Posługujcie się więc jej rezultatami. O ile dobrze zrozumiałem, zakrzywiacie przestrzeń, zbliżacie obiekty, tworzycie styk. No to wchodźcie, gdzie się wam podoba.

– Nie można. Dyspozytorzy łącz przestrzennych nie mogą wychodzić na linię styku. Krzywa powinna przejść obok. Najmniejsze odchylenie i następuje cios grawitacyjny.

– Spróbujemy.

– Co?

– Połącz te dwa zielone punkty. – Kapitan spojrzał na tablicę. – Wydaje mi się, że szukają się nawzajem.

– Nic prostszego. Patrz na pasemko u góry, na pionowe kolorowe paski. To nie widmo, lecz formuła. Kolejność pasków powinna pozostać stabilna. Teraz zbliżaj. Niedobrze.

– Dlaczego?

– Szew czernieje. Niedokładny styk. Rozłączam.

– Łączyłem po krzywej.

– Tak właśnie trzeba. Po prostej nie można – możesz dotknąć linii łącza. No!… Zbyt wolno. Szew znowu brudny. Popatrz.