Выбрать главу

– O decydującym ruchu. Przyszło olśnienie i zgasło, jak żywot twojego tachiona. Trylionowe części sekundy. Może dlatego, że oczy mi się kleją.

– Napij się piwa.

– Ciepłe piwo piję tylko na polecenie lekarza. – Mały z obrzydzeniem popatrzył na plecaki, rzucone koło pulpitu. Po zakończeniu dyżuru planowali wycieczkę na brzeg morza. – Najprawdopodobniej w projektowaniu akceleratora brali udział chorzy na wrzody żołądka i abstynenci.

– Dlaczego?

– Bo nie przewidzieli lodówki na piwo i kanapki. Lepiej pójdę napić się wody.

Sennie poszedł do znajdującego się w końcu sali pomieszczenia, w którym przychodzący byli poddawani działaniu oczyszczającego strumienia powietrza. Tam znajdowała się również umywalnia z zimną i gorącą wodą. Po minucie Mały wyskoczył jak z procy, przeciął salę i przestawił jakieś figury na szachownicy.

– Eureka! – zawołał zwycięsko i natychmiast wyjaśnił Alikowi: – Króla, który mi upadł; postawiłem nie na „f” lecz na „g”. Pomyliłem się, przyszło olśnienie! Tachion został odkryty.

– I dlatego zapomniałeś zakręcić kran w umywalni – powiedział Alik.

Poprzez ciche brzęczenie pracującej aparatury dobiegł szum płynącej wody. I nagle coś się stało.

Jakby, właśnie jakby – obaj nie mogli być tego całkiem pewni – nieco przygasły lampy, nieco przesunęły się zarysy otoczenia, niby odbite w lustrze, które zadrżało. Zrobiło się nieco goręcej, jakby przerwany został dopływ chłodnego powietrza.

Wszystko ucichło. Już nie jakby, a rzeczywiście umilkły przyrządy, ustała wibracja, salę wypełniła złowieszcza cisza. Obydwaj wsłuchiwali się w nią długo, nie wierząc własnym uszom, nie wierząc i nie rozumiejąc.

– Słyszysz cokolwiek? – spytał Alik.

– Nic.

– Nawet ta twoja woda już nie cieknie.

Mały bez słowa, dwumetrowymi krokami pomknął do sąsiedniego po mieszczenia. Alik, pozostając nieco w tyle, pospieszył za nim.

Wystarczyły im trzy sekundy na to, żeby zobaczyć cud.

Woda płynęła, jak poprzednio grubym, przezroczystym strumieniem, ale zupełnie bezdźwięcznie. Czy rzeczywiście płynęła? Po prostu od kranu do muszli ciągnął się gładki, nadtopiony sopel. Może po prostuj zamarzła? Najprawdopodobniej o tym samym pomyślał i Mały. Ostrożnie dotknął jej palcami, pomacał tak, jak maca się coś twardego, a nie płynnego, i uderzył kantem dłoni. Strumień nie usunął się, nie rozbił, nie bryzgnął, ale zachował swą przezroczystość i nieruchomość. Mały obejrzał się zdetonowany i coś powiedział. Alik nie usłyszał jego głosu. Nie rozległ się ani jeden dźwięk. Mały tylko poruszał ustami.

– Lód? – spytał Alik.

I również nic nie usłyszał. Mały chyba jednak zrozumiał, ponieważ poruszając wargami wyraźnie i z pauzami, tak jak w niemym filmie, odpowiedział:

– Nie wiem.

„Ogłuchliśmy, czy co?” – pomyślał znowu Alik i wskazał na uszy. Mały tylko wzruszył ramionami i z kolei wskazał na strumień – sopeclass="underline" o, to jest ciekawsze.

Wtedy do eksperymentu przyłączył się Alik. Dotknął strumienia dłonią: gładki, śliski, ale nie do tego stopnia chłodny, żeby uznać go za lód. Szarpnął go rękami – nie przesunął się ani milimetr. Spróbował zakręcić kran – bezskutecznie: zerwany gwint albo zaklinowało pokrętło. W tym samym momencie przypomniał sobie o scyzoryku w kieszeni, otworzył ostrze i z rozmachem rąbnął nim po zastygłym, nieprawdopodobnym strumieniu. Scyzoryk odskoczył jak od żeliwnej balustrady, a na szklistym soplu nie pojawiło się nawet zadrapanie. Nie poddał się również próbom przewiercenia go ostrzem, zadrapania czy ścięcia strużyny. Albo nie była to woda, albo zaszło coś, co zmieniło jej strukturę.

Nawet nie próbując mówić, Alik wrócił do pulpitu. Mały w milczeniu ruszył za nim. I nagle powiedział wyraźnie i słyszalnie:

– Jakoś lżej oddychać, prawda?

– Aha – machinalnie przytaknął Alik i dopiero teraz uzmysłowił sobie, że dźwięk i słuch wróciły.

Rzeczywiście łatwiej tu oddychać niż w umywalni.

– Iść też było trudno – dodał – coś przeszkadzało.

– Jakby przeciwny wiatr – potwierdził Mały.

Zrobił kilka kroków w stronę ściany, kilka razy westchnął i bezdźwięcznie poruszył ustami.

– Nie słyszę – oznajmił Alik i pokazał na uszy. Mały podszedł bliżej i krzyknął:

– A teraz słyszysz?

– Nie wrzeszcz.

– Przecież tam – wskazał na miejsce, w którym znajdował się przed chwilą – również wrzeszczałem.

Alik zamyślił się.

– Coś tłumi dźwięk. Trzeba popatrzeć, gdzie. Pójdziemy sobie naprzeciw spiralą, oddalając się od środka. Co dwa kroki odzywamy się do siebie.

Już pierwszy sprawdzian wykazał, że dźwięk rzeczywiście wygasa gdzieś poza granicami stosunkowo niewielkiej, kilkadziesiąt metrów liczącej przestrzeni, przy czym wygasa nie stopniowo, a od razu, jakby odcięty niewidzialną i nieprzenikliwą dla fal dźwiękowych przegrodą. W odległości pięciu, a niekiedy dziesięciu metrów od pulpitu można było rozmawiać, lecz kiedy zrobiło się krok do tyłu, natychmiast zmieniało się w aktora niemego filmu. I od razu trudniej było się poruszać i oddychać, zupełnie jakby naprzeciw wiał nieodczuwalny, ale silny wiatr.

– Rozumiesz coś z tego? – spytał Mały. – Co wytwarza tę granicę? Przecież istnieje. I nie tylko dla fal dźwiękowych. Widzisz ten kawałek papieru? Rzuciłem go godzinę temu, kiedy rozwijałem kanapki. Leży akurat na granicy. Zwróciłem na niego uwagę jeszcze w czasie sprawdzianu. A teraz popatrz.

Podszedł do rzuconego papieru i dotknął jego brzegu zwróconego w stronę ściany. Papier nie przesunął się z miejsca, nawet nie drgnął.

– Jak z żelaza. Nie sposób go zgiąć – uśmiechnął się Mały. – A teraz popatrz tutaj.

Dotknął drugiego, bliższego brzegu. Papier odpadł jak odcięty brzytwą, równo i bez postrzępień.

Druga połowa pozostała za niewidzialną granicą w tym samym położeniu.

Alik milczał. Mogło się wydawać, że doświadczenie z kawałkiem papieru nie wywarło na nim żadnego wrażenia. Myślał o czymś innym, najwidoczniej ważniejszym. Mały, nie doczekawszy się odpowiedzi, wzruszył ramionami i jeszcze raz obszedł pulpity sterownicze, potem usiadł i zrzucił na podłogę figury szachowe.

– Cała automatyka wysiadła – powiedział. – Całe zdalne sterowanie. Zupełnie. Praktycznie biorąc akceleratora już nie ma. – Milczał przez chwilę i rzucił w przestrzeń. – I jeszcze jedno: prądu nie ma, a jednak lampki się świecą.