Выбрать главу

– Amy ma rację – Tombo wypił resztę swojego wina. – Nie musimy cherchez la femme w tym przypadku. Już w tym jest, żona. Gwarantuję, że to o nią chodzi.

– Zdecydowanie żona – powiedziała Sam. – Dowiedziała się, skonfrontowała go, adios.

– Tyle, że słyszałem, że nie było jej w domu – powiedział Tombo.

– Tylko, poczekajcie – mówiła Sam, kiwając palcem wskazującym. – Okaże się, że to ona.

– Ja też tak myślę – wtrącił Fairchild. – Albo żona to zrobiła, albo komuś zleciła.

– Coś wiadomo o drugiej ofierze? – spytała Wu.

Hunt zorientował się, że pewnie to on ma najświeższe wiadomości.

– Devin mówi, że nie. Ale nawet jakby wiedział, to by mi nie powiedział.

– Nawet tobie, bliskiemu przyjacielowi? – spytał Brandt. Skinięcie.

– Powiedziałem, że to niesprawiedliwie, potem trochę płakałem, ale nie zadziałało.

– Hunt we łzach – powiedziała Wu. – Chciałabym to zobaczyć.

– Ej, przestań! Jesteś okrutna – Hunt położył rękę na sercu. – Ja płaczę. Mam uczucia. Płaczę w czasie reklam Hallmarku, na ślubach, czasami płaczę dla przyjemności. Płacz to nowy śmiech.

– Spróbuję – powiedziała Wu. – Ile miała lat? Dziewczyna.

– To Devin wiedział – odparł Hunt. – Niewiele ponad dwadzieścia – pauza. – Palmer miał sześćdziesiąt trzy.

– OK – wtrącił Fairchild. – To rozumiem. Jak tylko zacznie się proces, wszystkie kamery Ameryki będą w San Francisco. Szczególnie, jeśli to żona jest winna.

– To była żona – powtórzyła Sam. – To zawsze żona, oprócz przypadków, w których to mąż – poklepała Farrella po dłoni.

– To właściwie główny powód, dla którego ja i Wes nie jesteśmy małżeństwem. Żeby się nie pozabijać.

Wu spojrzała na pierścionek zaręczynowy, po czym na narzeczonego:

– Ja nadal chcę się pobrać. Obiecuję cię nie zabić. Brandt pocałował ją w policzek.

– Ja też.

– Umieśćcie to sobie w przysiędze małżeńskiej – powiedział Tombo.

Wszyscy zaczęli się śmiać, ale w środku tej radości Hunt zerknął na Andreę Parisi, która wydawała się być myślami gdzie indziej, ale widząc, że na nią patrzy, uśmiechnęła się uśmiechem, który nic nie stracił na swym uroku, mimo iż był ewidentnie wymuszony.

Sam i Wes poszli po obiedzie do domu, a cała reszta towarzystwa przeniosła się do Okcydentalnego Klubu Cygarowego, tuż za rogiem, niedaleko od „U Sama”, na Pine. Klub miał na drzwiach wywieszką „To nie jest klub zdrowotny” dla tych, którzy nie zważając na chmury dymu, mogliby zawędrować tu w celu trenowania, ubrani w lycrę i potniki.

Właściciele lokalu znaleźli sposób, żeby obejść surowe rozporządzenia antynikotynowe władz miasta. Żaden dostawca alkoholu, cytując ojców miasta, nie mógł pozwolić na palenie w zamkniętej nieruchomości, ponieważ bierne palenie jest szkodliwe dla pracowników. Wyjątek stanowi przypadek, gdy właściciel małego baru jest pracownikiem. A więc w Okcydentalnym wszyscy pracownicy posiadali mały udział w interesie.

Hunt, siedzący z Jasonem i Amy przy frontowym oknie

– wszyscy musieli pracować następnego dnia – zrezygnował z alkoholu w czasie obiadu i pił teraz kawę bezkofeinową. Wu paliła małe Sancho Panza, a Hunt i Brandt – Monte Cristos.

Oczy Hunta podążyły do baru. Widział Fairchilda, Tombo i Parisi nad świeżą kolejką w szklankach. Poważne trunki.

– Będzie bolało jutro – powiedział. Wu zerknęła na nich.

– Andrea łoi cały wieczór, Wyatt, jeśli nie zauważyłaś. Będzie jutro umierała, ale tylko na nią popatrz…

– Tego nie musisz mu mówić – powiedział Brandt. – Patrzeniem się już zajął.

Hunt rzucił mu śmiertelnie poważne spojrzenie:

– Siedzę do nich przodem, Jason. Mam odwracać wzrok. Poza tym istnieje dużo gorszych rzeczy, na które można patrzeć.

– Oj, oj, jak się broni – powiedziała Wu. – Przekażę Andrei, co powiedziałeś.

Hunt napił się kawy.

– Nie sądzę, aby moja opinia miała wpływ na jej światopogląd.

– Nie oszukuj się – powiedział Brandt. – Od czasu do czasu bardzo dobrze się o tobie wyraża.

– Z pewnością – odparł Hunt. Po czym spytał, usiłując, by zabrzmiało niezobowiązująco. – Co mówi?

Brandt wypuścił trochę dymu.

– Lubi, gdy zdarzy się wam spotykać w czasie porannego joggingu. Mówi, że często jest to najlepsza chwila w ciągu dnia, wy oboje sapiący wzdłuż Embarcadero.

Hunt pracował z Parisi, reprezentującą firmę Piersall-Morton – od niemal roku. Uważał, że jest bardzo atrakcyjna, ale ich kontakty były stricte zawodowe. Kilka miesięcy temu spotkali się przypadkowo w czasie porannego joggingu. Szósta rano, gęsta mgła, Parisi powiedziała mu, że nie sądziła, iż jest takim samym idiotą jak ona. Biegł z nią aż do zatoki, gdzie zawróciła, oboje niewiele mówili.

Od tamtej pory spotkania nie były przypadkowe. Teraz Hunt wychodził z domu zawsze o tej samej porze, obierał tę samą trasę i nigdy się nie umawiając, spotkali się już kilkadziesiąt razy. Nigdy nie brał pod uwagę, że ona też może to planować.

– Co jej się w tym podoba? – spytał.

– Nie marudzisz – odparła Wu.

– Fakt. Sądzę, że nie powiedziałem do niej więcej niż sto słów.

– I to jej się podoba – odparł Brandt. Najwyraźniej on i Wu rozmawiali o tym. – Traktujesz ją jak zwyczajną osobę.

– Ona jest zwyczajną osobą – powiedział Hunt, omiatając ją ponownie wzrokiem. – W dresach i włosach spiętych w kitkę, – brodą wskazał trio medialne. – Ale tam, to nie jest zwyczajna osoba. To gwiazda.

– Cóż – powiedział Brandt – to również ona. Choć nie wydaje mi się, żeby była taka szczęśliwa albo przekonana.

– No to świetnie udaje – powiedział Hunt.

– Stara się wszystko poukładać – Wu wydmuchnęła dym.

– Znaczy, nie widzicie, jakie to kuszące? Nowy Jork. Sława i splendor. Każdego dnia w TV. Wielkie pieniądze. Wiecie, co robiła przez cały ten czas, pracując nad sprawą Donolana?

– Myślałem, że minimum – powiedział Hunt. – Wydawało mi się, że jest to głównie reklama dla jej firmy.

– Nie – Brandt pokręcił głową.

– Zaczęła od pięciu tysięcy tygodniowo – powiedziała Wu

– i dostała świetne notowania. Teraz zarabia dwadzieścia. Hunt niemal zachłysnął się kawą.

– Dwadzieścia tysięcy dolarów tygodniowo? Za maksymalnie trzy komentarze dziennie?

– Jeśli pojedzie do Nowego Jorku – powiedział Brandt – to będzie pięćset tysięcy rocznie – i szybko rośnie.

– Co – dodała Wu – bije na głowę siedemdziesiąt godzin tygodniowo u Piersalla.

– To bije na głowę wszystko, o czym do tej pory słyszałem – powiedział Hunt. Spojrzał na ludzi przy barze. – Nic dziwnego, że próbuje to ponaglić.

– Cóż – Wu niemal tęsknie odwróciła się, by spojrzeć. – Ale jak powiedziałeś, jest zwyczajną osobą.

Przy barze, akurat gdy spojrzeli, Parisi stuknęła się kieliszkiem z Fairchildem, a jej wspaniały kontralt rozległ się śmiechem w klubie. Wu napiła się espresso.

– Obawiam się, że ona ze sobą walczy. Hunt pochylił się w stronę Wu.

– Co masz na myśli?

– Nie musiałaby się tak poić, jakby wszystko szło gładko. Mówię o wielkiej osobowości, gwiazdorstwie. Nie musisz tyle pić, jak jesteś szczęśliwy, Wyatt. Wierz mi, wiem o czym mówię.

– Może po prostu się dobrze bawi – Hunt nie odrywał wzroku od Andrei.

– Może – przyznała Wu. – Ale, jak ja tak balowałam, nie tak dawno temu, wcale nie byłam szczęśliwa. Ukrywałam się.

– A ja cię znalazłem – powiedział Brandt. Uniosła jego dłoń i pocałowała.