Выбрать главу

Dzięki szefie. A ty się dziwisz, czemu morale padło?

Na konferencji prasowej Batiste podkręcił napięcie o jeszcze jeden stopień, ogłaszając, iż on i burmistrz West przeznaczyli na tę sprawę specjalną pulę, co oznaczało uwolnienie, poza budżetem policji, nieograniczonych funduszy z ogólnego funduszu miasta na dochodzenie.

Nie było co do tego wątpliwości: jeśli Juhle i Shiu nie czuli od początku presji, a czuli, to teraz byli ugotowani. A nawet nie zidentyfikowali jeszcze drugiej ofiary. Wszystkie typowe metody nie przyniosły żadnych skutków. Nie było jej w kartotece kryminalnej, nie była w wojsku, w żadnej agencji pracy, do której się zgłaszała, nie składała nigdy odcisków palców. Odciski palców wysłane do wydziału drogowego, wróciły z negatywnym wynikiem.

Nie miała nawet prawa jazdy.

Była niemal pierwsza rano, gdy Shiu zaparkował samochód na parkingu policyjnym za Pałacem Sprawiedliwości. Półprzytomni i milczący weszli na górę zewnętrznego korytarza, który zaprowadził ich do kostnicy.

Noc była jasna, zimna i cicha.

Shiu nacisnął nocny dzwonek koronera – Juhle nie brał od rana żadnych środków przeciwbólowych, więc jego zdrowa ręka pulsowała. Po chwili sylwetka Janey Parks pokazała się na tle zaciemnionej wnęki zewnętrznego biura. Janey była wydajnym, choć zazwyczaj sympatycznym biurokratą i to ona podwiozła ich do miasta dwanaście godzin wcześniej.

Otworzyła drzwi, po czym poprowadziła ich z powrotem pomiędzy biurkami tam, skąd przyszła, od razu zaczynając:

– Świadkiem jest Mary Mahoney. Pracuje jako kelnerka w MoMo. Lat dwadzieścia siedem. Zgłosiła się dobrowolnie. Żadnych wątpliwości w czasie identyfikacji. Pozytywna.

Co do ostatniego, to nie była raczej niespodzianka, ponieważ twarz młodej kobiety nie została tknięta przez kulę. Tajemnica, którą panna Parks rozwiązała wcześniej tego dnia, otwierając usta ofiary obleczoną w gumową rękawiczkę dłonią i oświetlając wnętrze jamy ustnej latarką, gdzie odkryła ranę wejściową na tylnej ściance gardła. Dziewczyna musiała mieć otworzone usta, gdy oddany został strzał. Wszystkie zęby były nienaruszone. Kula nie miała wystarczającej siły, by przebić czaszkę, nie było zatem rany wyjściowej.

– Ale, jeny, człowieku, w środku narobiła trochę zniszczeń – powiedziała Janey. – Odbiła się rykoszetem w górę i poobijała czaszkę jak kuleczka w pinballu. Mózg wyglądał jak jajecznica.

– Hej, świetnie. Cudowny szczegół. Dzięki, Janey – był to jeden z tych obrazów, które miały zwyczaj utkwienia Juhle’owi w głowie i budzenia go zlanego potem. Ale otrząsnął się – i tak wróci, by go nawiedzać, trafi go rykoszetem, jak zwykle.

Dotarli do biura Johna Strouta, lekarza sądowego dobrze po siedemdziesiątce, który już dawno przestał się przejmować formalnymi aspektami swego zawodu. Miejsce to stanowiło muzeum dziwactw, całkowitej makabry i niebezpieczeństwa. Trzy granaty ręczne na jego biurku, rzekomo sprawne, służyły za przyciski do papieru. Przy wejściu do chłodni kostnicy, na autentycznej, zabytkowej garrocie spoczywał szkielet z fajką w zębach i jedwabnym sznurem dokoła szyi. Na wysuniętej półce regału Strout trzymał swoją kolekcję noży, mosiężnych kastetów, ostrych i śmiercionośnych narzędzi ninja. Opartych o ścianę stało kilka strzelb i wiatrówek. W ogromnym terrarium na środku biura – co technicznie niezgodne było z prawem – trzymał swoje ulubione narzędzia zbrodni użyte w sprawach, nad którymi aktualnie pracował. Wiele z nich pokrytych było plamami krwi: bolec do lodu, zlewka pełna pustych strzykawek, kij baseballowy, różnorodne pogrzebacze i tępe narzędzia, jeszcze kilka noży o wyjątkowo wymyślnych kształtach.

Nawet jeśli odwiedzający nie doświadczył właśnie identyfikacji zmarłej, bliskiej osoby, to miejsce to działało deprymująco. A na dodatek Parks przyciemniła światła, co wzmagało nastrój grozy.

Juhle pstryknął włącznik i pokój rozjaśnił się. Pomogło.

Mary Mahoney siedziała z ramionami ciasno splecionymi na klatce piersiowej, oczy miała zaczerwienione od niedawnego płaczu. Juhle przysunął do niej drewniane krzesło i usiadł. Zauważył, że Parks usiadła na miejscu Strouta.

Usiadłszy na swoim stołku, Shiu przełamał lody.

– Chciałbym podziękować pani za dzisiejsze zgłoszenie się. Nie każdy by tak postąpił.

– Nie wiedziałam, co innego zrobić – powiedziała panna Mahoney.

– Postąpiła pani słusznie – powiedział Shiu. – Każda minuta, którą zaoszczędzamy we wczesnym stadium dochodzenia, zwiększa nasze szanse na znalezienie sprawcy.

– Tak myślałam – panna Mahoney miała krótkie, nastroszone czarne włosy, szeroko rozstawione, wilgotne, brązowe oczy – jej najatrakcyjniejsza cecha – usta, w które wstrzyknięto kolagen, oraz nos, z którym się nie urodziła. Efekt nie był bynajmniej negatywny.

– Zatem, jak pani doszła do tego, iż mogła to być… pani przyjaciółka? – spytał Shiu.

– Staci. Staci Rosalier – kontynuowała cichym głosem. – Kiedy przyszłam około czwartej do restauracji, wszyscy mówili o sędzim, o tym, co się stało. Wie pan, on tam jadał, prawie każdego dnia. Nikt nie mógł w to uwierzyć. No i wtedy, nie wiem dokładnie kiedy, ale po tym, jak zaczął się cały ten rejwach, usłyszałam coś, że była z nim’ kobieta. Młoda kobieta. Nie żona – popatrzyła na Shiu, po czym przeniosła wzrok na Juhle’a, który przytaknął, zachęcając ją, by mówiła dalej. – No i – cały wieczór mieliśmy pełno ludzi – ale zaczęłam się martwić. Więc jak miałam chwilę – jakoś około dziesiątej trzydzieści – zapytałam jedną z kierowniczek, czy mogłaby sprawdzić, czy Staci miała dziś pracować. Jak ją poznałam, to pracowała w porze lunchu, tak jak ja. I tak się zaprzyjaźniłyśmy, nie?

– Więc – zapytał Juhle – spytała pani kierowniczkę, czy Staci przyszła?

– Tak. Ale nawet nie dzwoniła. A Staci nigdy nie opuszczała pracy. W czasie lunchu była jak skała – Mahoney zamknęła oczy i odetchnęła głęboko. – No i, w każdym razie, jak się o tym dowiedziałam, to zaczęłam się poważnie martwić.

– Więc jaki był związek między Staci a sędzią Palmerem?

– wtrącił Shiu. – Co panią tak zaniepokoiło?

Ale nagle Mahoney zaczęła kręcić głową z boku na bok. W jej oczach pojawiły się łzy.

– Nie mogę uwierzyć, że tylko tyle z niej zostało. To znaczy, przecież była taka słodka. Kto mógłby jej coś takiego zrobić?

– Tego właśnie próbujemy się dowiedzieć – powiedział Shiu. Mahoney zamilkła. Shiu dał jej chusteczkę i wytarła oczy.

– Możliwe, że jestem jedyną osobą, która o tym wie, ale Staci i sędziego coś łączyło.

– Mówi pani o romansie? – spytał Juhle.

– Nie do końca. Może więcej. Utrzymywał ją, wie pan. Płacił jej czynsz.

– Mary, czy wie pani, jak długo to trwało? – spytał Juhle.

– Oni? Nie wiem dokładnie, ale przynajmniej od ostatniej jesieni. Ale do nowego mieszkania wprowadziła się jakieś parę miesięcy temu.

Inspektorzy wymienili spojrzenia. Juhle odezwał się.

– Nowe mieszkanie?

– Naprzeciwko restauracji MoMo. W tych nowych poddaszach. Juhle je znał. Ceny za jednopokojowe studio zaczynały się od czterystu tysięcy dolarów i kończyły na ponad milionie za apartament. Jeśli sędzia Palmer podarował Staci Rosalier jedno z tych mieszkań, to był to poważny związek.

– Była pani kiedykolwiek w tym mieszkaniu? – spytał Shiu.

– Parę razy, choć Staci niewiele o tym mówiła. Nikomu by nie powiedziała o tym, co było między nimi, ale to zrozumiałe.

– Ale pani powiedziała – oznajmił Shiu.

– Byłyśmy prawdziwymi przyjaciółkami. To było takie super, że komuś musiała powiedzieć – łzy spłynęły jej po twarzy. – Ja…