Выбрать главу

– zaczęła, po czym opuściła głowę i zamilkła. Juhle dał jej chwilę. Po czym zapytał łagodnie:

– Ma pani na myśli nowe apartamenty na Drugiej, dokładnie naprzeciwko MoMo?

Podniosła na niego wzrok i przytaknęła.

– Dlaczego to musiało się stać? – spytała. Juhle nie znał odpowiedzi.

Zarządca budynku, Jim Franks, nie był zbyt zadowolony, gdy obudzono go za dziesięć druga w nocy. Temu blademu, brzuchatemu mężczyźnie w średnim wieku, zejście na dół do drzwi zajęło niemal dziesięć minut, a kolejną, bardzo długą minutę znalezienie pośród dwunastu kluczy tego odpowiedniego. Juhle i Shiu stali cały czas na zewnątrz w przejmującym zimnie – niecierpliwi, milczący, poważni.

Franks zarzucił wygniecione brązowe spodnie i poplamiony T-shirt z nadrukowaną na przodzie butelką Corony. Otworzywszy drzwi, cofnął się kilka kroków:

– To nie mogło poczekać do rana?

Juhle pokazał Franksowi nakaz, jakimś cudem przyjął tolerancyjną minę i powiedział:

– Panie Franks – zaczął rozmownym tonem – proszę mi wierzyć na słowo, iż my również dużo chętniej robilibyśmy to rano. Ale kobieta, która mieszkała w tym budynku, została zastrzelona przedwczorajszej nocy i uważamy, że nie zasłużymy na chwilę odpoczynku, dopóki nie znajdziemy jakiegoś śladu sprawcy, czego nie mamy. Wydaje nam się, iż możemy znaleźć w jej mieszkaniu coś pomocnego. Czy może pan to zrozumieć? Mały wykład dokonał swego. Nagle Franks stał się mniej wrogi.

– Powiedział pan Staci Rosalier? Nie żyje? Juhle skinął potwierdzająco.

– Została zidentyfikowana godzinę temu przez przyjaciółkę, która powiedziała nam, że ofiara tu mieszkała. Dlatego pana niepokoimy.

– Chcecie zobaczyć jej mieszkanie? – ale nagle coś sobie przypomniał. – Nie musicie mieć do tego jakiegoś nakazu?

Juhle westchnął i jeszcze raz wyjął dokument.

– W porządku – powiedział w końcu Franks. Poszli w dół ciemnego korytarza na pierwszym piętrze do biura, gdzie Franks udał się do szafki, otworzył ją przy trzecim podejściu i zdjął klucz z haczyka. – Proszę – powiedział, podając go Juhle’owi.

– A teraz, jeśli to wszystko…

Shiu, niezdolny udawać spokoju, stał przy drzwiach, ramiona miał skrzyżowane na torsie. Juhle spojrzał na partnera, po czym zwrócił się ponownie do Franksa.

– Jeszcze kilka pytań.

Wzdychając przesadnie, Franks oparł się o róg biurka. Ręką potarł oczy.

– Dobra, słucham?

– Czy zauważył pan, by miała gości?

– Nie wydaje mi się. Ludzie mogli do niej przychodzić, kiedy tylko chcieli.

– Ale nie zauważył pan nikogo szczególnego?

– Cały czas ktoś się tu kręci. Nie zwracam za bardzo uwagi

– odparł Franks, patrząc na zegar ścienny. – Powiedział pan, że macie tylko kilka pytań…

– Zgadza się – Juhle’owi zdało się, że naprawdę poprawia mu się humor – pomimo godziny, pomimo połamanych kości. – Oto kolejne: pamięta pan, by ktokolwiek ją odwiedzał w ciągu kilku minionych dni? Ktokolwiek niezwykły?

– Przykro mi – odparł Franks. – Po prostu nigdy nie zwracałem na to uwagi. Mamy niemal tysiąc mieszkańców, wszyscy mają przyjaciół i rodziny, większość z nich niezwykła, w taki czy inny sposób. Ludzie przychodzą i wychodzą cały czas – Franks podniósł się z biurka. – A teraz, jeśli nie jestem już potrzebny, wracam do łóżka. Jak skończycie, to klucz możecie wrzucić do skrzynki.

– Dziękujemy panu – powiedział Juhle. – Doceniamy pańską współpracę.

Franks wzruszył ramionami.

– Nie ma problemu.

W windzie Juhle zerknął na Shiu.

– Sympatyczny facet.

– Jak z tym nie miał problemu – odparł Shiu – to chciałbym zobaczyć, jak coś jest dla niego problemem.

– Jest zmęczony – odrzekł Juhle, wzruszając ramionami.

– A kto nie jest?

– Powiedz to biednym duszom w czyśćcu.

– Co to niby takiego?

– Czyściec? Rodzaj poczekalni przed rajem, choć coś słyszałem, że już nie istnieje. To by ci dopiero było, nie? Co by się stało z tymi wszystkimi duszami, które tam czekały, jeśliby zdecydowali, że już go nie ma?

– To było poważne pytanie? Pospieszmy się.

Staci Rosalier mieszkała na czwartym piętrze, trzy kroki od windy, co stwarzało małe niebezpieczeństwo, że ktoś rozpoznałby sędziego w czasie odwiedzin.

Otworzyli drzwi i zapalili światło. Mieszkanie było luksusowe i nowoczesne w stylu i wystroju, ale mniejsze niż Juhle sobie wyobrażał. Dwadzieścia stóp długości, może piętnaście szerokości.

Przy barze biegnącym po ich lewej stronie stały cztery stołki, a za nim nisza kuchenna ze zlewem i dwupalnikową kuchenką. Kontuar kończył się dokładnie przy drzwiach do małej łazienki, zaopatrzonej jedynie w prysznic. Naprzeciwko znajdowała się zabudowana szafa wnękowa i wbudowane regały wypełnione książkami w miękkich okładkach. Ścianę z tyłu stanowiło w całości okno, zasłony odsunięte po obu stronach, widok na boisko. Zgadywał, że kanapa się rozkładała. Na kiczowatym dywaniku stał niski stolik, a w rogu pod lampą do czytania wygodny, brązowy, skórzany fotel.

– Wygodne życie – powiedział Shiu.

– Nie podoba ci się?

– To pokój hotelowy. Nikt tu nie mieszka.

– Nie, popatrz – powiedział Juhle – żonkile na barze. Książki na półkach.

Zapalił stojącą na małym stoliku przy sofie lampkę do czytania o trzech żarówkach i podniósł dwa oprawione zdjęcia, jedno – bardzo rozmazane – uśmiechniętego chłopca, a drugie sędziego Palmera.

– Prywatne zdjęcia. Mieszkała tu, Shiu. Po prostu nie miała za dużo miejsca.

Shiu był już za barem, przeglądając zawartość szafek, szuflad, lodówki. Sięgał do szafki, gdy Juhle złapał go za ramię:

– Rękawiczki – przypomniał.

Juhle otworzył inną szafkę, wypełnioną ubraniami i tuzinem, lub więcej, par butów. Staci oznaczyła wieszaki kolorami. Odwrócił się.

– Znalazłem portfel – na wbudowanej komodzie. Wróciwszy do pokoju, usiadł na sofie i zaczął opróżniać zawartość portfela na stolik przed sobą. Znowu gotówka – cztery pięćdziesiątki i cztery jedynki. Karty kredytowe. Karta do biblioteki. Ubezpieczenie społeczne. Costco. Mniejsza wersja tego samego rozmazanego zdjęcia chłopca. Zdjęcie szeroko uśmiechniętego sędziego – dużo swobodniejsze niż formalne biurowe zdjęcie, które oprawiła i trzymała w pokoju, a Juhle stwierdził, iż zrobione zostało w fotelu w rogu pokoju.

Juhle nieświadomie westchnął, przyciągając uwagę Shiu.

– Co?

– To dziwne.

– Co?

Juhle wzruszył ramionami, pokazując mu wizytówkę:

– Andrea Parisi – widząc pozbawione wyrazu spojrzenie Shiu, zastanowił się szybko i dodał – telewizyjny ekspert w sprawie Donolana?

– A – Shiu połączył osobę z nazwiskiem, ale ani ono, ani wizytówka nic dla niego nie znaczyły. – No i co w tym dziwnego? Zadaje się z sędzią, to zna kilku prawników. A w dodatku – dodał – wiesz tak dobrze jak ja, że MoMo to znana przystań prawników.

– Masz rację – Juhle nie widziała żadnego powodu, by powiedzieć Shiu, że jego kumpel Wyatt biegał z nią czasami. I że zamęczał go fantazjami na temat Andrei Parisi przez około sześć minionych tygodni. Zamiast tego, włożył wizytówkę oraz całą resztę z powrotem do portfela. – Dziwne tylko, że to jedyna wizytówka, którą zachowała.

Shiu był innego zdania.

– Może, jak każda kelnera na świecie, chciała dostać się do telewizji.

– Nie tu. To w L.A.

– Wszędzie – powiedział Shiu. – To prawda uniwersalna. Tak czy inaczej, założę się, że w którejś szufladzie znajdziemy stertę wizytówek. Albo Staci dostała ją i nie zdążyła jeszcze wyrzucić. Poza tym obaj wiemy, że to nie ma żadnego związku z Andreą Parisi.