– Nie wycofujesz się z tego typu spraw, utrzymując posadę. Nie u Piersalla.
– Więc Nowy Jork stanowił wyjście?
– Cóż, było to jakieś wyjście – obróciła filiżankę, jednocześnie zmuszając się do słabego uśmiechu. – Myślę, że czas wezwać taksówkę.
– Nie potrzebujesz taksówki. Zawiozę cię do domu.
– Nie. I tak zrobiłeś już za dużo. Wezwę taksówkę.
– Nie ma dyskusji – powiedział Hunt. – Weź swoje rzeczy. I tak czas, żebym się ruszył. Mogę cię podrzucić.
10
Gdy Juhle dotarł do wydziału było po dziesiątej. Założył, że skoro pracował w terenie nad sprawą Palmera – obecnie Palmera/Rosalier – aż do wczesnych godzin porannych, porucznik Lanier będzie trochę bardziej pobłażliwy w czasie normalnych godzin pracy. Z kilku powodów okazało się jednak być inaczej.
Po pierwsze, jego partner był za biurkiem przed ósmą rano, ogolony i wycackany, pisząc raport z identyfikacji Staci Rosalier przez Mary Mahoney, nie pomijając faktu, iż ofiara była utrzymanką Palmera. Tego ranka zespół badający miejsce zbrodni przeszukiwał mieszkanie jeszcze dokładniej i liczył na to, iż będzie w stanie dostarczyć wydziałowi zabójstw dużo więcej informacji, plus nazwisko najbliższego krewnego, jeszcze tego samego dnia.
Drugim powodem tego, iż Lanier nie był w wybaczającym nastroju było to, że dwóch agentów specjalnych FBI, którzy zajmowali się tą sprawą, umówiło się z nim, by zwołać nieoficjalne spotkanie grupy dochodzeniowej o dziewiątej trzydzieści w jego biurze, z Juhle’em i Shiu oraz dwoma agentami z Departamentu Bezpieczeństwa Narodowego.
Tak, aby nie wchodzili sobie w drogę.
Gdy Juhle się pojawił, okazało się, że Shiu całkiem nieźle sprzedał ich sprawę. Podzielił się wiadomościami o związku między Rosalier i sędzim, jak również zeznaniem sąsiadki, panny Levin, o tym, jak widziała przed swym domem samochód pani Palmer, podczas gdy oficjalnie miał on być w Navato. Pomimo wszystkich potencjalnych problemów z jurysdykcją Shiu przekonał wszystkich pozostałych pięciu zawodowych śledczych w gabinecie Laniera, iż najbardziej prawdopodobnym scenariuszem przebiegu podwójnego morderstwa było to, że żona dowiedziała się o niewierności męża i w jakiś sposób wiedziała, że dziewczyna będzie u nich w domu, gdy ona wyjedzie. Albo skusiła ich tam pod jakimś pretekstem.
Pozostało jedynie, powiedział im Shiu, zniszczenie alibi pani Palmer, zapewnianego jej przez siostrę i, jeśli im się poszczęści, znalezienie narzędzia zbrodni, choć prawdopodobnie pozbyła się go gdzieś po drodze albo wrzuciła do Zatoki, gdy wracała do domu siostry w Navato. Wnioskiem było to, iż sprawa wyglądała na zbrodnię namiętności, osobistą i lokalną, a jako taka podlegała jurysdykcji wydziału policji San Francisco.
Jeden z inspektorów tego wydziału nie pojawił się na spotkaniu.
– To prawdziwy cud, że tam byłeś – powiedział do Shiu. – Co ty w ogóle robiłeś tak wcześnie w pracy?
Siedzieli w samochodzie, jadąc tunelem Sausalito w drodze do Mili Valley. Shiu odparł.
– Nie chciałem, by obrócili się w złym kierunku, Dev. Poza tym wiesz, że staram się być na miejscu, gdy zaczyna się zmiana, a spotkanie nie zaczęło się przed dziewiątą trzydzieści, co każdemu powinno zapewnić wystarczającą ilość czasu na przyjazd.
– Boże, ja nawet nie wiedziałem o tym cholernym spotkaniu. I tylko mi nie mów, żebym nie wzywał cholernego imienia Bożego nadaremno, co właśnie miałeś zamiar zrobić. Ponieważ faktem jest, że jestem cholernie wkurzony i muszę przeklinać. Wiesz, o czym mówię?
– Pewnie, też bywam zły. Wszyscy potrafią odczuwać gniew – Shiu zerknął z ukosa. – Dla jasności, uważam, że Lanier był dziś nieco szorstki.
– Nieco szorstki! – Juhle naśladował Laniera. – Czy kiedykolwiek wpadłem na to, że morderstwo sędziego federalnego może być ważniejsze od mojego odpoczynku? Czy można by spodziewać się, że uczynię tę sprawę moim priorytetem, ponieważ jeśli nie, to jest pewien, iż ci pracownicy federalni z radością nam pomogą. Kto jego zdaniem znalazł osobę, która zidentyfikowała Rosalier i jej związek z sędzim, w niecałą dobę, co? Do diabła, na pewno nie było to FBI.
Shiu skręcił na zjazd z autostrady.
– Było mu wstyd, to wszystko.
– Nie było powodu do wstydu. Dostaliśmy sędziego z milionem nierozstrzygniętych spraw, z których każda mogła wyciągnąć morderców z opresji, mogliśmy śledzić błędne poszlaki stąd to Timbuktu i z powrotem, a jednak, prawie żeśmy zamknęli sprawę w ciągu jednego dnia. To niespotykane. Cholera, to niemal boska interwencja. Powinniśmy zbierać pochwały, a nie dostawać po dupsku. To nie fair.
– Może chce, żeby była całkowicie zamknięta. Sam jest pod niezłą presją. Jeśli odwoła FBI, a się myli…
– Nie myli się, my się nie mylimy.
– Nie powiedziałem, że się mylimy. Powiedziałem „jeśli”.
– Myśl pozytywnie – powiedział Juhle. – My jesteśmy dobrzy i mamy rację.
Salon JV w Mili Valley był dużo większy, niż Juhle się spodziewał. Zajmując powierzchnię kilku apartamentów w ekskluzywnym kompleksie handlowym, swym klientkom zapewniał pełen wachlarz pielęgnacji osobistej. W ogrodzonej szkłem antyseptycznej recepcji Juhle i Shiu czekali na Vanesse Waverly, by poświęciła im trochę swego czasu. Umówili się na spotkanie, zatem, teoretycznie, Waverly powinna ich oczekiwać, ale nie odpowiadała na telefon recepcjonistki i teraz młoda rudowłosa kobieta szukała swojej szefowej gdzieś w labiryncie salonu.
Shiu przechadzał się po pomieszczeniu, sprawdzając usługi.
– Co to jest eksfoliacja? – spytał.
– Coś z włosami, myślę. Usuwanie. Choć może skóry. Nie jestem pewien.
– Usuwanie skóry?
– Tylko zewnętrznej warstwy.
– To musi być skóra, bo woskowanie jest wymienione oddzielnie. Woskowanie, to musi być usuwanie włosów, nie sądzisz?
Juhle spojrzał na niego z niebywałym wyczerpaniem.
– Musimy o tym rozmawiać?
– Tylko posłuchaj, co oni tu mają – manicure, farbowanie i usuwanie włosów, salon odnowy biologicznej, masaż, zabiegi kosmetyczne twarzy, opalanie, wizaż, złuszczanie, wosk. Robiłeś cokolwiek z tego?
– Jasne. Strzygę się co miesiąc albo dwa i ogryzam paznokcie, gdy mi przeszkadzają.
– A więc nie.
– Shiu – Juhle podniósł rękę – kobiece piękno jest jak kiełbasa, okay? Nie chcesz wiedzieć zbyt wiele na temat tego, jak się je tworzy. Jeśli o mnie chodzi, to miejsce tego typu jest sposobem Boga na powiedzenie, że niektóre kobiety mają za dużo czasu, za dużo pieniędzy i są, może, ale tylko może, trochę zapatrzone w siebie.
– Proszę, proszę – rozległ się za nim kobiecy głos – cóż za postępowa uwaga.
Uśmiechała się serdecznie – zęby też sobie poprawiła, pomyślał Juhle – wyciągając do niego rękę. Z powodu temblaka, jego prawa przylegała ciasno do ciała, lecz szybko wyciągnął lewą, a jego połamane kości zmiażdżone zostały za fatygę.
Vanessa Waverly była wysportowaną, kasztanowłosą Wenus w średnim wieku i miała na sobie czarny kostium kąpielowy oraz wielobarwny szal owinięty wokół bioder. Juhle pomyślał, iż stanowiła wspaniałą, żywą reklamę chirurgii plastycznej. Na pierwszy rzut oka widać było, że wszystko, co dało się zoperować w jej ciele, zostało zoperowane.
– Przepraszam, że musieliście panowie czekać – wyjaśniła – mieliśmy problem z suszarką, a potem Jeannette znowu zadzwoniła.
Shiu wydobył legitymację i odznakę, które Waverly dość dokładnie obejrzała, po czym zaproponowała, iż wygodniej będzie rozmawiać w jej biurze. Nie czekając na odpowiedź, odwróciła się i poprowadziła w głąb wyłożonego wykładziną korytarza, na ścianach którego wisiały oprawione okładki magazynów kosmetycznych, przeplatane powiększeniami kolorowych, połyskujących zdjęć roznegliżowanych kobiet w różnym wieku, od dzieci po, najwyraźniej, babcie. Gabinet Waverly, o przyciemnionych oknach wychodzących na porośnięty dębami stok, powtarzał ten sam motyw, jednak w nieco bardziej surowym stylu. W narożnikach, na piedestałach, wznosiły się cztery brązowe posągi wyidealizowanych kobiet. Duża figura półleżącej kobiety z czarnego marmuru służyła za stolik otoczony kanapami i fotelami z białej skóry. Na szklanym biurku stał telefon i komputer, ale nie leżały żadne papiery, ani suszka, ani żadne inne rzeczy. To było biurko władzy, proste i zwykłe, choć Waverly nie usiadła za nim.