Выбрать главу

– Jaka jest twoja specjalność?

– No cóż, mój sos pomidorowy jest, oczywiście, fantastyczny. I bakłażan z parmezanem. Miałam zamiar… nie.

– Co? – spytał Hunt.

– Nic.

– To nie fair. Jak zaczęłaś, to musisz skończyć.

– Masz rację. To było nie w porządku – na chwilę położyła mu dłoń na ramieniu. – Chciałam powiedzieć, że miałam zamiar przygotować moje sławne spaghetti carbonara po chłopsku i chciałam spytać, czy może zostałbyś i zjadł ze mną. Ale zajęłam ci już tyle czasu.

– Wiem – odparł Hunt – to okropne.

– Nie musisz pracować?

– Tak się złożyło, że wczoraj zamknąłem sprawę, na którą zaplanowałem co najmniej dwa dni, a zajęła jeden. Więc szczęśliwie dla ciebie, i tak mam dziś pusty grafik.

– No to mam faktycznie szczęście – Parisi rzuciła okiem na zegar ścienny. – Cóż, pomimo zaleceń lekarza i tak muszę iść później do pracy. Mam spotkanie o trzeciej. Ale i tak mamy dużo czasu. Jeśli masz ochotę.

– Zostać?

– Na lunch.

– Będziesz musiała wykręcić mi ramię, żeby mnie przekonać

– Hunt wyciągnął rękę. Podziałało, bo znowu ją chwyciła.

– Wystarczy – powiedział, nim nawet na niby zaczęła.

W czasie, gdy bekon się piekł, a woda gotowała, Andrea oprowadziła go po domu. Reszta domu dorosła do zapowiedzi – mały. Ale, podobnie jak kuchnia, nowoczesny, wydajny, ciepły. Parisi utrzymywała dom w czystości większej niż sterylna. Przez chwilę Hunt stał jak zahipnotyzowany zawartością szklanej gablotki w jadalni – kolekcja krótkiej broni – pistolety i rewolwery, kilka pistolecików kieszonkowych w stylu derring, parę staroświeckich pasów na broń ze skórzanymi kaburami, przedmioty wyglądające na tabakierki.

– Lubisz broń? – spytał.

– Teraz już nie tak bardzo.

– Wygląda na całkiem niezły zbiorek.

– Wiem. Gdy byłem młodsza, przeszłam przez okres Dzikiego Zachodu. Ale teraz już ich nie ruszam.

– Ale działają? Można z nich strzelać?

– O tak. Wszystkie strzelają. Nie ma sensu trzymać pistoletu, który nie strzela, nie? Ale nie martw się, wszystkie są zarejestrowane.

– Nie martwiłem się.

– Powinnam się ich pewnie pozbyć, ale… Hunt rzucił na nią spojrzenie.

– Richie?

Potakując, westchnęła i powiedziała:- Może po części. Chodź – wzięła go pod rękę i zaprowadziła do przylegającego salonu. – W porównaniu z twoim mieszkaniem trochę tu ciasno, co?

– Raczej przytulnie. Kominek działa?

– Doskonale. To chyba najlepsza część domu.

– Choć jest tu nieco ciemno.

Ścisnęła jego dłoń, po czym podeszła do podwójnych okien, by otworzyć okiennice. Światło wydobyło z pomieszczenia brakujące wcześniej wrażenie życia. Oprawione druki jaskrawiły się radosnymi żółcieniami, czerwieniami i zieleniami. Odwracając się, wyjaśniła:

– Nieczęsto otwieram żaluzje, a powinnam, prawda? Widać różnicę, nie?

– Pięknie tu – powiedział Hunt. – Serio. Naprawdę chciałaś się wyprowadzić?

Rozejrzała się.

– Wiesz, Wyatt, jakoś przestałam to zauważać – uśmiechnęła się smutno. Nagle – Bekon!

Podczas gdy w kuchni gotowała się woda, Andrea stwierdziła, że jest bardzo ciepło i zdjęła pożyczony od Hunta sweter, wieszając go na oparciu krzesła.

– Tylko go nie zapomnij, powtarzam, nie zapomnij – powiedziała. Pod wciśniętą głęboko w jeansy koszulką bez rękawów nie miała stanika. Hunt siedział przy stole i obserwował, jak poruszała się między szufladą ze sztućcami a stołem, stołem a kuchenką, lodówką a stołem. Jak stawia butelkę Pellegrino i dwa kieliszki. Jak kładzie upieczony bekon do odsączenia na papierowym ręczniku. Kilka sporych szczypt soli wylądowało w garnku z wodą. Na stole położyła podkładki pod talerze, ułożyła serwetki w czerwono-białą kratkę. Po jednym widelcu i łyżce stołowej dla każdego. Kawałek parmezanu i metalową tarkę, następnie młynek do pieprzu na środku stołu.

Patrzył, jak miesza spaghetti, ujmujący wyraz skupienia na jej twarzy, łokieć wysoko, koszulka falująca przy każdym ruchu. Wyciągnęła jedną nitkę z wody.

– Znasz to? – po czym rzuciła ją na ścianę, gdzie ta się przykleiła. – To jest test. Jak jest al dente, to się klei do ściany – podkręciła płomień pod tłuszczem z bekonu.

Patrzył, jak bierze duży gar wrzątku z makaronem i odlewa nieco wody do wielkiej szklanej misy, po czym wlewa resztę zawartości garnka do durszlaka w zlewie. Patrzył, jak podnosi miskę i wylewa z niej wodę na spaghetti w durszlaku. A potem – tak szybko, iż nie mógł uwierzyć, że nie parzy sobie dłoni – wlewa odsączone spaghetti z powrotem do podgrzanej misy. Wszystko było takie płynne, ani jednego zbędnego ruchu.

A jednocześnie szybkie. Z chrzęstem rzuciła bekon na makaron. Siedział jak w transie, a gdy wracała do kuchenki, zatrzymała się tylko na chwilę, chwytając patelnię po bekonie, by się do niego uśmiechnąć.

– Jeszcze dwadzieścia sekund – powiedziała. – Będziesz wniebowzięty.

Następnie patrzył, jak wbija dwa jajka na spaghetti w wielkiej misie, po czym wlewa na nie rozgrzany tłuszcz z bekonu. W końcu, łapiąc przez rękawice, przyniosła misę do stołu, gdzie w pierwszym rzędzie siedział Hunt. Trzymając drewniany widelec w jednym, a drewnianą łyżkę w drugim ręku, zaczęła przerzucać jajka, tłuszcz i bekon z makaronem, aż wszystko było dobrze wymieszane. Łapiąc za parmezan, ścierała energicznie, ponownie marszcząc brwi z głębokim skupieniem, aż ser pokrył spaghetti niczym świeży opad śniegu.

Patrzył, jak obraca młynkiem do pieprzu jakieś dziesięć razy nad potrawą. Odgarnęła niesforny kosmyk z czoła. Po raz ostatni wymieszała makaron drewnianymi sztućcami, aż wreszcie uniosła doskonale odmierzoną porcję i umieściła ją na środku białego, głębokiego talerza stojącego przed Huntem. Następnie nałożyła sobie i usiadła.

– Zawsze możesz dodać parmezan i pieprz. Tych nigdy nie za dużo – powiedziała. – I jak?

Pod wpływem zapachów unoszących się z miski oraz prostego, lecz olśniewającego baletu, jaki właśnie obejrzał, Hunt niemal mdlał z zachwytu. Nawinąwszy na widelec kilka nitek, trzymając poniżej łyżkę, włożył kęs do ust.

– To najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek jadłem – oznajmił.

Byli w połowie posiłku.

– No dobra, a więc co z tobą? – spytała Andrea.

– Niewiele – odparł. – Czego jeszcze nie wiesz?

– Cóż, wiem, że nie byłeś gliną, nim zostałeś prywatnym detektywem, a to dość niezwykłe. Pracowałeś z dziećmi, zgadza się?

– Tak. SOD. Ale najpierw byłem gliną.

– Jak to możliwe, skoro Amy o tym nie wie?

– No wiem. Niech to będzie nasza tajemnica. Chyba nie lubię o tym zbyt dużo mówić. To nie było tu.

– Chcesz, żebym zgadywała, tak?

– Nie – zaśmiał się zadowolony z siebie. – Oto i ta podniecająca historia. Byłem w Dywizji Dochodzenia Kryminalnego w czasie wojny w Zatoce. Ale, kiedy odesłali mnie z powrotem do Stanów, miałem jeszcze około roku do odsłużenia i zacząłem zajmować się domami patologicznymi w rodzinach wojskowych. Gdy skończyłem i przeprowadziłem się tutaj, miałem dość wojska i policji, obu. Ale te dzieci… Sam nie wiem. To wydawało się mieć sens – uśmiechnął się do niej. – I mamy jeszcze czas na kilka tylko pytań.

– W porządku. Gdzie dostałeś?

– Jestem z Półwyspu. San Mateo.

– Naprawdę? A ja cały czas miałam cię za chłopca z miasta. To znaczy po tym, jak się tu rozeznajesz. Jestem tu od sześciu lat, ale zabierz mnie poza centrum albo na zachód od Van Ness, a się zgubię. Po prostu myślałam, że jak ktoś zna miasto tak dobrze jak ty, to musiał się tu urodzić.