– Ósma zero sześć – oznajmił zamiast powitania. – Naprawdę powinienem wystawić rachunek raczej miastu niż mojej klientce, za cały czas, jaki musiałem czekać po wyznaczonym terminie spotkania, na które przyjechałem aż z Redwood City.
Ze sposobu, w jaki to powiedział, Redwood City mogło znajdować się ze sto albo i więcej mil od miejsca, w którym stali, podczas gdy było to tylko około trzydziestu; większość autostradą oraz ani kawałka, którym, przynajmniej tego dnia, spacerował jeleń.
– Jeśli pani Palmer nie byłaby moją drogą przyjaciółką, tak jak i klientką, i gdyby wszelka możliwa współpraca przy dochodzeniu nie była jej życzeniem, nigdy nie zostałbym tu do tej nieludzkiej godziny. Dwa lata temu przeszedłem zawał i lekarz odradził mi pracowanie po godzinach. Ale ona pragnie schwytania zabójcy jej męża. To przede wszystkim. Zakładam, że mogą się panowie wylegitymować. Bardzo proszę.
Juhle proponował przełożenie spotkania, gdy oczywistym stało się, że nie zdążą na czas, ale Washburn marudził o swojej jeździe i o tym, że przyjechał do miasta tylko z powodu tej rozmowy. Był bardzo zajętym człowiekiem i nie wiedział, kiedy mógłby znowu dysponować czasem na dojazd. Później, choć postara się być elastyczny, to może trochę potrwać i, oczywiście, nie pozwoliłby swej klientce na kolejną rozmowę z policją pod jego nieobecność. Pokrótce, ograł ich.
A teraz robił to ponownie.
Juhle’a kusiło, żeby odwołać to wszystko i stawić czoła staremu łobuzowi, by zezwolił swej klientce na samodzielne stawienie się przed wielką ławą przysięgłych, jeśli nie będzie z nimi rozmawiać, ale ugryzł się w język. On i Shiu musieli jakoś ruszyć to śledztwo, a dopóki nie wykluczą lub znajdą zarzuty przeciwko pani Palmer, dreptali w miejscu.
Washburn doskonale wiedział, że miał ich w garści.
Jego kancelaria mieściła się w piwnicy starego wiktoriańskiego budynku, gdzie wprowadził ich bez żadnego kolejnego słowa, ciemnym i wąskim korytarzem, który tylko po lewej stronie prowadził do mieszkań. Na końcu hol otwierał się w nieco szerszą, lecz nadal małą recepcję. Za nią mieścił się gabinet Washburna, stosunkowo przestronny, ośmioboczny pokój o sześciu oknach oraz książkach na każdym wolnym calu ścian. Nie było tam biurka, ani śladu prowadzonych interesów. Oceniając wedle wyglądu, znajdowali się w salonie – dużo zieleni, orientalne dywaniki, niskie stoliki i kilka miejsc do siedzenia. Na zewnątrz, za oknami, zapadł już niemal zmierzch, lecz pomieszczenie było dobrze oświetlone lampami.
Jeannette Palmer nie wstała z małej kanapy, na której siedziała. Ubrana była na czarno, sprawiała wrażenie kruchej i wyczerpanej. Washburn przysunął sobie drewniane krzesło o prostym oparciu i wskazał inspektorom kanapę po drugiej stronie stolika. Na blacie Juhle umieścił magnetofon, na co Washburn skinął przyzwalająco. Juhle wyrecytował zwyczajowy wstęp, po czym napotkał rozwścieczony, choć słaby, wzrok swej podejrzanej.
– Pani Palmer, jak się pani czuje?
Najwyraźniej została pouczona, by nic nie mówić bez zgody adwokata. Spojrzała z ukosa na Washburna w niemym pytaniu. A on na nie odpowiedział.
– Szczerze mówiąc, inspektorze – powiedział prawnik – miałaby się lepiej, gdyby nie musiała borykać się absurdalnością bycia ewidentnie podejrzaną. To absurd.
– Pozwoli jej się pan odezwać? – spytał Shiu.
– Oczywiście. Powiedziałem już, że pani Palmer chce zrobić wszystko, co możliwe, by pomóc wam w dochodzeniu. Prawda, Jeannette?
– Całkowicie.
– W porządku – powiedział Juhle. – Może zatem moglibyśmy nam wszystkim to ułatwić.
– To już zostało dalece zbyt skomplikowane – odparł Washburn. – Zbyt niepotrzebnie skomplikowane.
Juhle ponownie oparł się pokusie, by źle się obejść z tym prawnikiem. Nie było sensu wdawać się z nim w daremne kłótnie, choć zdawał się go do tego prowokować. Zamiast dać się poirytować, Juhle spojrzał pani Palmer w twarz.
– Wczoraj – zaczął – u pani w domu, spytaliśmy, co robiła pani w poniedziałek po południu i powiedziała nam pani, że pojechała spędzić noc u siostry, wyjeżdżając około szesnastej, by uniknąć korków. Zgadza się?
– Tak.
– Pani Palmer – Juhle zniżył głos – bardzo by nam to pomogło w śledztwie, gdyby mogła nam pani opowiedzieć dokładnie wszystko, co pani pamięta, od wyjazdu z domu aż do przyjazdu do siostry.
Ponownie spojrzała na prawnika, lecz tym razem skinął i pozwolił jej odpowiedzieć.
– Dobrze. Jak już powiedziałam, wyjechałam o czwartej. Nie pamiętam żadnych problemów na drodze, ani dokładnego czasu, gdy dojechałam do Vanessy, ale zdziwiłabym się, gdyby nie było to jeszcze przed piątą.
– Gdzie pani zaparkowała? – spytał Shiu. Juhle, który chciał, by po prostu mówiła, rzucił mu ostre spojrzenie.
Ale odpowiedziała.
– Na podjeździe. Ale nie wiem, czy ktoś mnie widział. Z nikim nie rozmawiałam.
Shiu ewidentnie nie chciał odpuścić.
– A telefonicznie? Pokręciła głową.
– Nie musiałam nigdzie dzwonić. Z Vanessa rozmawiałam już wcześniej, więc wiedziała, że przyjeżdżam, a George był… – przywołanie imienia męża wywołało natychmiastowy i, według Juhle’a, nieco przesadny szok, z którego otrząsnęła się po maleńkiej, lecz niezaprzeczalnej wewnętrznej walce. – Szedł na obiad, jak już mówiłam – przeniosła wzrok z Shiu z powrotem na Juhle’a, westchnęła po raz kolejny i mówiła dalej. – Tak czy inaczej, obawiam się, że niewiele robiłam. Jazda trochę mnie zmęczyła, więc zdrzemnęłam się na chwilę, aż w końcu wzięłam egzemplarz Sunset, gdzie znalazłam przepis na nadziewaną pierś kurczaka, więc postanowiłam zaskoczyć Vanesse i zrobić to na obiad, zatem pojechałam na zakupy.
– Cofnijmy się na chwilę – rzekł Juhle. – Powiedziała pani, że już wcześniej rozmawiała pani z siostrą.
– Tak.
– Z domu?
– Nie. Z samochodu. Zazwyczaj dzwonię do niej, mijając JV, żeby potwierdzić, że nadal jesteśmy umówione.
Juhle spojrzał na Shiu, zastanawiając się, czy jego partner zrozumiał wagę tego faktu. Jeśli pani Palmer zadzwoniła z komórki, jadąc autostradą przez Mili Valley między szesnastą a siedemnastą, mogli określić jej położenie z dokładnością do mili lub dwóch, odnajdując zapis przyjęcia i transmitowania połączenia. Jeśli istotnie znajdowała się w Mili Valley, to wielce nieprawdopodobnym było, żeby wróciła do San Francisco zastrzelić męża i jego kochankę. Jeśli jednak, z drugiej strony, telefon wykonano z miasta – lub, lepiej, z okolic jej domu – to nadal byli na dobrym tropie.
Ale tak łatwo nie zamierzał jej odpuścić. Motyw był zbyt dobry, symetria zbyt dokładna. Za dużo w to włożyli. Wciąż mieli sklepy, wino, problemy z tą historią. Wciąż było to możliwe.
– Okay, wróćmy do zakupów – powiedział. – Do którego sklepu pani pojechała.
– Do supermarketu Safeway w Novato. Nie znam dokładnego adresu, ale jest to jeden zjazd przed zjazdem do Vanessy.
– Która była, pani zdaniem, godzina? – odezwał się Shiu.
– Nie wiem dokładnie. Szósta? Nie. Myślę, że spałam do szóstej. Raczej bliżej siódmej.
– Rozmawiała pani z kimkolwiek? Może ktoś panią zapamiętał? – spytał Shiu.
Najwyraźniej Washburn za długo znosił już milczenie.
– Proszę o wybaczenie, panowie – powiedział – sugerowałbym, aby spytali panowie, czy użyła swej karty Safewaya w czasie zakupów.