Выбрать главу

– Więc nadal jest na celowniku? – spytał Lanier. – Tak na wszelki wypadek, gdyby pojawił się jakiś federalny z pytaniami.

– Nie jesteśmy gotowi odpuścić takiego motywu, Marcel. A wspomniałem, że ma już reprezentanta prawnego? Everett Washburn.

Choć w oczach policji zatrudnienie adwokata równoważne było z przyznaniem się do winy, to w tym przypadku wieści nie przypadły Lanierowi szczególnie do gustu.

– Można się było spodziewać, prawda? Żona sędziego. Zna zasady gry. Ale Washburn, cholera.

– Dokładnie – powiedział Juhle. – Stary wyjadacz. Niemniej pocieszające jest, że do procesu nie dojdzie przez kilka najbliższych lat, a do tego czasu może umrze.

Lanier pokręcił głową.

– Nie liczyłbym na to. Prokuratorzy powtarzają to już od dziesięciu lat. Stary pryk będzie żyć wiecznie. Za chytry, żeby umrzeć.

Ale najwyraźniej adwokat pani Palmer nie stanowił jego głównego zmartwienia. Oparł się, wpatrując się przez chwilę w sufit. Kiedy ponownie opuścił oczy, jego twarz miała kamienny wyraz.

– Shiu, chcę, żebyś wiedział, że zgadzam się z tobą co do tego, że miała dobry motyw. Do diaska, klasyczny motyw, bez dwóch zdań. Więc zabawię się przez chwilę w adwokata diabła.

Juhle’owi zaczynało się to podobać. W przeszłości, gdy jego partnerem był Shane Manning, we dwóch całymi dniami analizowali teorie, wte i wewte, wyszukując w nich niuanse, sprzeczności, konteksty. Może i Lanier był szefem, ale wspiął się na tę pozycję stopniowo i przez piętnaście lat sam był inspektorem. To robią gliniarze, tak mówią, w taki sposób rozumują. Juhle zastanawiał się, co takiego zrobił, że zasłużył na obecnego partnera, który nie był tak naprawdę złym facetem, ani tępym. Nie miał po prostu wyobraźni gliniarza. Stoi tak przed biurkiem, jakby korzenie zapuścił, na przykład.

– Przepraszam, zanim zaczniesz – odezwał się Juhle. – Mój szanowny kolega najwidoczniej lubi stać cały dzień na baczność, ale ja chętnie bym usiadł.

O dziwo jego partner ruszył się, podchodząc do dalszego krzesła, podczas gdy Juhle zajął to stojące bliżej.

– OK – powiedział Juhle, gdy usiadł – adwokatuj. Lanier nie zwlekając ani chwili, uniósł palec.

– Po pierwsze, stawiacie na profesjonalnego zabójcę, zgadza się?

– Tak – odparł Shiu. – Najbardziej prawdopodobne.

– Dobra. Kilka pytań. Na przykład, jak wyjaśnisz kulę w książkach? Strzelec stoi trzy, maksymalnie cztery stopy od celów, które co najmniej niewiele się poruszają. Palmer siedzi w fotelu. Jak to możliwe, że pudłuje? I dobra, jasne, pistolety czasami samoczynnie wystrzeliwują, ale weźcie to pod uwagę. Dalej, co to za bzdura, że można określić, że strzelec był prawdopodobnie niski? Jak rozumiem wzrostu dziecka, drobnej kobiety.

Juhle przytaknął.

– W tym miejscu wynajmujemy karła – powiedział.

Na twarzy Shiu odmalowała się frustracja, lecz całkowicie to ignorując, Lanier mówił dalej.

– Kolejne pytanie. Gdzie kobieta pokroju Jeannette Palmer znajduje zawodowego zabójcę, który, po pierwsze, jej zaufa, a po drugie, z którym będzie umiała rozmawiać, gdy już go znajdzie, zakładając, że doszłaby tak daleko? Jak w ogóle pyta? Że co, że badania do książki prowadzi, czy jak?

– Czy sugerujesz, że mamy sobie odpuścić? – spytał Shiu.

– Nie. Ale to naciągane.

– A to dlaczego?

Lanier zastanowił się przez dłuższą chwilę.

– Dobra, tak na początek, wszystko to, co wymieniłem. To dość istotne, szczególnie, po pierwsze, jak ona by to załatwiła. Potem, brak otarć na którejkolwiek z kul, co oznacza brak tłumika. Kolejny drobiazg, ale gwarantuję, że jeśli zabijam kogoś – a nawet dwie osoby – w ciągu dnia, w pokoju o oknach wychodzących na ulicę, w domu w cichej, luksusowej dzielnicy rezydenckiej, to nawet używając kalibru dwadzieścia dwa, staram się nie hałasować, wiesz? Zwykła ostrożność.

Lanier przerwał, podrapał się po prawym uchu. W pokoju zaczęła ciążyć cisza, lecz najwyraźniej porucznik miał więcej do powiedzenia i nawet Shiu dostrzegł, że rozsądniej jest mu nie przerywać.

– Wiecie jednak, co jest najtrudniejsze? – spytał. – Próbuję sobie to wszystko wyobrazić, tak? Palmer siedzi w swoim wielkim, skórzanym fotelu, dziewczyna stoi obok niego, zabójca po drugiej stronie biurka – pokręcił głową. – Jakoś tego nie widzę.

– Czemu nie? – spytał Shiu.

– Mogę? – wtrącił się Juhle. Lanier skinął.

– Bo to daleko od wejścia – powiedział Juhle. – Ale sędzia go wpuścił, nie ma śladów włamania. W porządku, powiedzmy, że przy drzwiach pokazał broń, kazał im się cofnąć. Nie ma jednak mowy, że idą do gabinetu, a sędzia siada w fotelu. Nie, jak tylko zabójca przekracza próg, od razu strzela mu na wejściu w głowę, używając – Marcel ma rację – tłumika, a potem zabiera się za dziewczynę.

– Ja nie mam problemu, żeby to sobie wyobrazić – Shiu oparł się, skrzyżował nogi, mówiąc do Juhle’a, choć miał na myśli również Laniera. W jego głosie pojawiła się nutka defensywności. Jego oparte o drewniane oparcie plecy były proste i naprężone.

– Ale może osoba ta nie wyglądała groźnie. Może sędzia go znał. Albo ją. I ofiary myślały, że wszystko da się przedyskutować.

Ten facet nawet siedzi na baczność, pomyślał Juhle.

– Nie przesądza to wprawdzie sprawy, ale jest coś jeszcze

– Juhle odwrócił się do Laniera. – Strzeliłby do dziewczyny raz jeszcze, mam rację Marcel?

– Tak sądzę – odparł Lanier. Obniżył głos i przesunął się nieco bardziej, otwarcie patrząc Shiu w twarz. – Padła po pierwszym strzale, choć nie ma widocznej rany wejściowej. Co robisz, jak masz na nią zlecenie? Już co najmniej raz spudłował. Mogła zemdleć, albo nawet się uchylić. Zawodowiec nie zostawiłby jej, nie upewniwszy się. Obchodzi zatem biurko i rozwala jej mózg. I prawdopodobnie strzela jeszcze raz do sędziego.

– Jeśli strzelał z tak małej odległości w głowy, to wiedział, że są martwi – odezwał się Shiu po długim namyśle nad ich wątpliwościami. W końcu powiedział: – I tak nadal myślę, że pani Palmer jest w to jakoś zamieszana.

– Zgodzę się, że przypuszczenie takie ma mocną podbudowę – powiedział Juhle. Właściwie widział dostateczną ilość miejsc zbrodni i ofiar zabójstw, by wiedzieć, że mordowanie niemal zawsze zawierało sporą dawkę niedbalstwa. Całkiem często strzały mszczącego się gangu zabijały czworo gapiów, pozostawiając zamierzony cel nietknięty. Kobieta planuje zabicie niewiernego chłopaka, ale wsypuje za mało trutki na szczury do grochówki – albo on się w połowie orientuje – w wyniku czego wywiązuje się walka na noże i oboje giną. Zabójca-amator na głodzie narkotykowym często zabija nie tego, kogo trzeba. Ojej, pech.

Lecz pomijając przypadkowość, która często towarzyszy morderstwom, Juhle wiedział, że w zależności od osoby, obecne ceny za odebranie komuś życia w San Francisco wahały się od około tysiąca dolarów do sum w okolicach pięćdziesięciu tysięcy. Naturalnie, jeśli zapłacisz komuś z dolnej części stawek, to twój uliczny narkoman szukający zarobku, może popełnić cały szereg błędów technicznych zarówno w planowaniu, jak i wykonaniu. Oczywiście, Juhle zakładał, że jeśli pani Palmer wynajęła kogoś, to celowała raczej w górną część skali, ale mógł się mylić.

Chciał po prostu, by Shiu nabrał nieco perspektywy. Z drugiej strony on i Shiu spędzali razem całe dni i nie miało sensu izolowanie go lub sprawianie, by źle wyglądał.

– Istnieje jednak pewna możliwość – powiedział.

– A to jaka? – spytał Lanier.

– Pamiętasz z prasy tę historię o Pal merze i strażnikach więziennych?

Hunt, ubrany w dobrze skrojony garnitur Nordstroma, siedział w pokoju pełnym bardzo poważnych ludzi, rozmawiających o finansowych szczegółach współpracy wartej milion dolarów, która się nie powiodła, ponieważ jeden z dyrektorów oszukiwał w księgach. Dla wszystkich pozostałych była to istotna sprawa – Hunt wiedział, że wspólnicy u McClellanda, wszyscy od niego młodsi, zarabiali minimum sto sześćdziesiąt dolarów na godzinę i żyli tymi szczegółami.