– I tak się dowiesz, jak przeszukasz jej dom – powiedział w końcu. – Ma w jadalni kolekcję pistoletów.
– Bomba. Rewelacja. Kurwa, kapitanie.
– Ona… – Hunt przerwał. Nie było sensu kłócić się o to z Juhle’em, albo ją z tego tłumaczyć. Było to, czym było.
– Coś jeszcze? – spytał Juhle. – O czymś wiesz, co mogłoby być ważne?
Po kolejnej minucie ciszy Hunt powiedział.
– Nic. – Po czym: – Nie. Moment – zastanowił się, czy faktycznie było to cokolwiek i wreszcie rzekł: – Myślę, że mnie nie wystawiła.
Juhle cofnął się pół kroku, opuścił wciąż zagniewany wzrok.
– Cieszę się twoim szczęściem. Co to ma niby, do cholery, znaczyć?
– To ona wpadła na pomysł kolacji. Powiedziała, że tak czy inaczej do mnie zadzwoni. Nie zrobiłaby tego, gdyby planowała ulotnienie się z miasta. Zadzwoniłaby. Więc cokolwiek się dzieje, to nie z jej woli. To się jej przytrafiło.
– Więc to ona jest ofiarą? Tak jak każdy skazaniec, w każdym więzieniu świata?
– Nie mówię, że ona uważa się za ofiarę, Dev. Mówię, że może być ofiarą. To moja najszczersza opinia.
Gliniarz cofnął się jeszcze o krok.
– Twoja najszczersza opinia? Okay, wezmę to pod uwagę
– Shiu zatrzymał się przy krawężniku i dał uprzejmy, cichy znak klaksonem. Juhle odwrócił się i otworzył drzwi, po czym rzekł jeszcze do Hunta: – Ale coś ci powiem, Wyatt. Twoje najszczersze opinie znaczyły dla mnie więcej wczoraj, niż znaczą dziś.
Wskutek reprymendy Hunt dosłownie trząsł się na całym ciele. Lub może wskutek wiadomości – to wciąż tylko plotka, upomniał się, choć instynktownie w nią uwierzył – o Andrei i Palmerze. Stał na chodniku przed Freeman Building i wpatrywał się w ślad za samochodem Shiu i Juhle’a, długo po tym, jak zniknął za zakrętem.
Kiedy przyszedł do siebie, wrócił do głównych drzwi firmy Freeman, Farrell, Hardy & Roake, wcisnął przycisk dzwonka używanego po godzinach urzędowania i poczekał na bzyczek zwalniający zamek. Po chwili był już na górze i zapukawszy do drzwi Farrella, sam sobie otworzył. Wu siedziała na kanapie, rozmawiając przez telefon. Farrell rozwiązał krawat i zdjął koszulę, pozostając w dzisiejszym T-shircie – „Widziałeś jeden supermarket, widziałeś i centrum handlowe”. Stał za fotelem i właśnie rzucił piłkę z gąbki w stronę kosza. Żadne z nich nie patrzyło na telewizor, który ponownie był włączony, aczkolwiek wyciszony. Na ekranie widniało zdjęcie Andrei Parisi. Hunt podbiegł i włączył dźwięk.
– …nie widziano od wczesnego popołudnia. Dalszym powodem niepokoju władz jest fakt, że w następstwie pracy panny Parisi, spotykała się regularnie z sędzią George’em Palmerem, który został zastrzelony w swoim domu, w poniedziałek wieczorem. Ktokolwiek posiada jakiekolwiek informacje co do miejsca pobytu panny Parisi, proszony jest o natychmiastowe zgłoszenie się na policję lub do naszej stacji.
Hunt wyciszył głos. Wu nadal trzymała telefon, ale teraz stała, patrząc na ekran. Farrell również się odwrócił, a jego twarz się zachmurzyła.
– Cóż, teraz jest to przynajmniej oficjalne – powiedział.
– Może wydział osób zaginionych się ruszy.
– Nie licz na to – odparł Hunt. – To, że w TV mówią, że ktoś zaginął, nie oznacza jeszcze, że faktycznie tak jest
– Ale ona zaginęła – upierała się Wu. – Wiem, że coś się jej stało. Wszyscy to wiemy. Jeszcze nigdy nie zniknęła na tak długo, nikomu nic nie mówiąc.
– Z kim rozmawiasz? – zapytał Hunt, wskazując na telefon w jej dłoni.
– Ach – robiąc minę „ale ze mnie głupek”, odezwała się do telefonu. – Jason, słyszałeś to?
Farrell siadł na oparciu fotela, zaciskając szczęki.
– Devin chyba nie traktuje jej poważnie jako podejrzanej w sprawie Palmera, prawda Wyatt?
Hunt usiadł na niskiej komodzie obok telewizora.
– Powiedziałbym, że podejrzewa ją w takim samym stopniu jak i żonę.
– A co ty myślisz?
– Naprawdę chcesz wiedzieć? Nie chcesz wiedzieć.
– Myślisz, że nie żyje, tak? – Wu rozłączyła się i siedziała teraz, trzymając dłonie na kolanach, nerwowe niczym dwa ptaki. – Ja też tak myślę.
Twarz Farrella wyrażała, że sam jest raczej daleki od takich myśli, lecz powiedział:
– A porwanie?
– Czemu? – Hunt kręcił głową. – I nikt nie zażądał okupu. To nie ma sensu.
– Tak jak i jej zniknięcie – odparł Farrell. – Chyba, że pojechała w górę wybrzeża albo gdziekolwiek indziej, żeby oczyścić umysł. Pomiędzy tą sprawą z Palmerem a kłótnią ze Spencerem mógłbym sobie wyobrazić, że zaszyła się gdzieś na parę dni.
Ale Wu kręciła przecząco głową
– Powiedziałaby Carli, przynajmniej. I prawdopodobnie Gary’emu Piersallowi
– Może powiedziała, Amy – odezwał się Hunt.
– Nie, Carli nie. Wystarczająco dużo dziś z nią rozmawiałam. Nikt nie umie tak dobrze grać.
– Może nie myślała trzeźwo i zapomniała komukolwiek powiedzieć – zaproponował Farrell.
– To nie w jej stylu – odparła Wu, kręcąc przecząco głową. Miała się dobrze, gdy się z nią rozstawałem – powiedział Hunt.
Nie świrowała. Miała zamiar jechać do pracy. Poza tym, jeśli zrobiłaby sobie wolne dla zdrowia psychicznego, to pojawienie się jej zdjęcia w TV na pewno ją sprowadzi. Jeśli się nie pojawi ani ona, ani jakieś żądanie okupu w ciągu kolejnych kilku godzin, to nie sądzę, żeby… – pozwolił, by zdanie zawisło niedokończone.
– No więc, co robimy? – spytała Wu. – Będziemy tak siedzieć i czekać?
– Nie wiem, co innego moglibyśmy robić – odparł Farrell.
– Albo się pojawi, albo nie.
– Cóż, może i niezupełnie – Hunt podniósł się z kredensu, mgliste pojęcie, po co w ogóle tu wrócił, zaczynało przybierać bardziej konkretną formę. – Jeśli nie żyje, to nic, co byśmy zrobili, nie sprawi żadnej różnicy. Ale jeśli nie… jeśli jest ranna albo uwięziona, albo miała wypadek i spadła z jezdni, albo przytrafiło jej się cokolwiek poza śmiercią, to nadal jest szansa, że coś możemy zdziałać.
– Dobra, może – powiedział Farrell. – Jeśliby udało się przekonać policję…
– Tylko pomyśl, Wes – przerwał mu Hunt, kiwając głową.
– Policja już w tym siedzi. Juhle chce ją znaleźć. Dołoży wszelkich starań, by mu się udało – objął ich oboje ramionami.
– Mówię o nas.
– Nas? Znaczy ty i ja, i Amy. Hunt skinął.
– I Jason. I moi ludzie: Tamara, Craig i Mickey. Wes uśmiechnął się słabo.
– I co mielibyśmy robić?
– Ja w to wchodzę – wtrąciła Wu. – Nieważne, co trzeba będzie robić.
– Oto, jak to widzę – opowiedział Hunt. – Wes, posłuchaj tylko. Mamy trzy możliwości. Pierwsza, Andrea już nie żyje. Druga, z jakiegoś powodu wyjechała sama. I albo wróci z własnej woli do domu, albo zamierza nigdy nie wracać, a w takim przypadku opuściła już kraj i nie zobaczymy jej nigdy więcej.
– Nie sądzę, że tak jest.
– Ja też nie – zgodził się Hunt. – Ale mogła mieć również wypadek w drodze tam, dokądkolwiek się wybierała, a wtedy gliny pewnie znajdą ją albo jej samochód. Więc pomijamy opcję pierwszą i drugą. Te są już poza zasięgiem naszych działań.
– Okay – powiedział Farrell. – A jaka jest trzecia?
– Ktoś ją uprowadził – Hunt podniósł ręce, uprzedzając odpowiedź, jaką widział w ich twarzach. – Nie mówię, że tak się stało, ale to jedyna możliwość, w przypadku której możemy działać i prawdopodobnie wpłynąć, bardziej niż siedzieć i czekać. Jeśli ktoś ją uprowadził, to zrobił to z jakiegoś powodu – coś zrobiła, kogoś znała, w coś była zaangażowana. Tylko to nam zostało.