Выбрать главу

– No więc, co robimy? – spytał Farrell.

– Może tak: porozmawiasz z Fairchildem i Tombo. Możliwe, że obaj wiedzą więcej niż my, choć nie zdają sobie z tego sprawy.

– A ja? – spytała Wu.

– Razem z Jasonem moglibyście pogadać z Carla Shapiro. Dowiedzieć się, z kim Andrea się trzymała w pracy, kim byli jej klienci, jej życie osobiste, poza TV Proces. W międzyczasie każę Tamarze i moim ludziom dzwonić i spróbować podjąć jakikolwiek trop.

– Gdzie? – spytała Wu.

– Nie wiem dokładnie. Zacznę grzebać. Może, jak powiedziałeś, Wes, pogadam trochę z Devinem.

– To dobry facet, Wyatt, ale jest gliną prowadzącym dużą sprawę. Nie będzie raczej skłonny do dzielenia się. – Farrell pochylił się, trzymając łokcie na kolanach, dłonie złożone. – Nie zrozum mnie źle, jestem po tej samej stronie. Ale ten pomysł to cholernie trudne zadanie.

– Zdaję sobie z tego sprawę – powiedział Hunt. – Ale jakie mamy alternatywy?

18

Hunt miał szczęście – Mickey Dade był w okolicy.

Poza okazjonalną pracą, jaką wykonywał dla Hunta, dwudziestotrzyletni brat Tamary jeździł wieczorami taksówką, uczęszczając również sporadycznie, gdy mógł zapłacić za zajęcia, do szkoły kucharskiej Kalifornijskiej Akademii Kulinarnej. Hunt uważał, że zainteresowanie Mickeya jedzeniem, mogło mieć jakiś związek z momentem w jego życiu, gdy została mu ostatnia łyżka masła orzechowego, choć nigdy o tym nie rozmawiali.

Gdy Hunt zadzwonił tego wieczoru na jego komórkę, Mickey krążył w okolicy Union Square, niecałe cztery przecznice od kancelarii Farrella. Podjeżdżając po niego, wyłączył taksometr. Hunt siedząc obok kierowcy, nie tracił czasu.

– Jak zapatrujesz się na pracę przez najbliższy dzień lub dwa, Mick?

– Spoko. Mógłbym znaleźć kilka godzin. O co chodzi?

– Jeszcze nie wiem. Słyszałeś o Andrei Parisi?

– O kim?

– No to raczej nie. Występuje niemal codziennie w TV, w związku ze sprawą Donolana.

– Nie oglądam telewizji, strata czasu.

– Wiem. To jedna z rzeczy, którą w tobie zawsze najbardziej lubiłem.

– Za wyjątkiem „Żelaznego kucharza”. Uwielbiam ten program.

– Mick.

– Ta.

– Andrea Parisi.

– OK.

– Zaginęła. Spróbujemy ją znaleźć.

– Jacy my?

– Ty, ja, Tamara, Craig, kilku moich znajomych.

– A gdzie zniknęła?

– To było mądre czy głupie pytanie? Mickey zrozumiał.

– Głupie. Łapię. Ale skoro zaginęła, to czy automatycznie gliny jej nie szukają?

Hunt wyjaśnił mechanizm działań wydziału osób zaginionych oraz dotychczasową generalną sytuację z Parisi, podczas gdy Mickey, w drodze do Brannan, przejechał trzy razy na czerwonym świetle, przyspieszając między skrzyżowaniami do pięćdziesięciu mil na godzinę. Dowiózł Hunta do domu w mniej niż dziesięć minut, lecz zanim odjechał w chmurze żużlu, by odebrać przesyłkę kurierską z lokalu o nazwie Lulu, obiecał Huntowi, że nie wyłączy komórki i będzie czekał na instrukcje.

– Masz przy sobie aparat? – spytał Hunt. – Na wszelki wypadek.

– Zawsze, stary, zawsze – odparł Mickey, poklepując małą, skórzaną torbę na siedzeniu obok.

W domu Hunt zmienił biurowy garnitur na jeansy, pionierki i starą koszulę z flaneli Pendelton. Przebrany siadł przy komputerze i wpisał w Google’u „Ward i Carol Manion”. Andrea Parisi nie dojechała na ostatnie spotkanie z Carol Manion, fakt, ale jeśli obie kobiety rozmawiały po tym, jak Hunt wyszedł od Parisi, to pani Manion mogła być ostatnią osobą, z którą kontaktowała się Andrea przed zniknięciem. Może powiedziała coś, zostawiła jakąś wizytówkę.

Niemal pół godziny przeglądał wyniki wyszukiwania – było ich około siedmiu tysięcy, więc cokolwiek dokładniejszego aniżeli pobieżne spojrzenie było niemożliwe, nawet gdy wybrał wyszukiwanie przy najbardziej zawężonych parametrach. Nazwisko Manion nie znajdowało się jeszcze na samym szczycie panteonu San Francisco, zamieszkanego przez Swigsów, Gettych i Ellisonów, niemniej zdawali się być na dobrej drodze. Hunt wiedział już o ich stanowej – a wedle pogłosek mającej stać się wkrótce narodową – sieci ekskluzywnych sklepów spożywczych. Podobnie w ciągu kilku minionych lat, rozreklamowali skutecznie markę nowo powstałych Piwnic Manionów, poprzez produkcję bardzo tanich, niezwykle dobrych jakościowo kalifornijskich cabernetów i merlotów. Hunt sam miał kilka butelek ich win, wraz z resztą minimalistycznej kolekcji na podłodze obok lodówki. Rodzina ta była pomiędzy największymi licytantami w czasie aukcji doliny Napa przez kilka ostatnich lat, a ostatniej wiosny zapłacili ponad sto tysięcy dolarów za butelkę Screaming Eagle z ‘96 – roku urodzenia ich najmłodszego syna, Todda. W sporcie, poza zaangażowaniem w 49ers i NFL, byli właścicielami drużyny baseballowej z niższej ligi w hrabstwie Solano oraz namiętnymi sponsorami amerykańskiej drużyny olimpijskiej w narciarstwie alpejskim. Tragedia, którą Hunt pamiętał jak przez mgłę, dotyczyła ich starszego syna, Camerona, który zginął w wypadku w czasie treningu narciarstwa wodnego w zeszłym roku. Dwudziestoczteroletni złoty chłopak był wyczynowym narciarzem, trenował na jeziorze Berryessa do Emerald Bay Classic na jeziorze Tahoe, kiedy przy prędkości siedemdziesięciu mil na godzinę, zderzył się z zanurzonym pniem.

Hunt wystarczająco dużo pracował z komputerem, by dokładnie wiedzieć, czego szuka, i oto znalazł. W 2000 roku prywatna rezydencja Manionów gościła na obiedzie przedstawicieli Fundacji na rzecz Osób z Chorobami Nerek, a recenzja tego wydarzenia zawierała informację, że z domu na Seaview Drive, w dzielnicy Seacliff, „rozciąga się oszałamiająca panorama od Golden Gate po Farallones”.

Hunt ponownie wybrał numer komórki Mickeya Dade’a i tym razem przekazał mu polecenie: Czy mógłby pojechać przed zmierzchem do Seacliff, popytać, jeśliby musiał, i zdobyć dokładny adres Manionów? Mając takie dane, Hunt mógłby zdobyć ich domowy numer telefonu, pod którym być może zdołałby zamienić kilka słów z panią Manion.

Siedząc w kuchni, nagle wygłodniały, zdał sobie sprawę, że nie jadł nic od porannych bao i ukroił sobie trzycalowy kawałek salami, które zwisało z kołka w lodówce. Musi wystarczyć.

Czas ruszać.

Hunt nie chadzał już zbyt często do Little Shamrock. Znajdujący się po drugiej stronie ulicy od parku Golden Gate, na rogu Lincoln i Dziewiątej Alei bar, był ulubionym miejscem spotkań jego i Sophie, ale nie mieszkał już w tej okolicy, a poza tym miejsce to samo w sobie nie było warte odwiedzenia. A nawet gdyby było, Hunt nie wybrałby go. Zapomniał i pochował tę część swojego życia.

Tego wieczoru u Juhle’a w domu nie było nikogo. Opieprzył się za to, że nie zadzwonił najpierw, nie chciał jednak wysłuchiwać dalszych reprymend i być może odmowy przez telefon. Jeśli jednak pojawiłby się u przyjaciela z ponownymi przeprosinami osobiście, mógłby zostać wpuszczony. I wtedy wybadać go pod kątem informacji. Nie był właściwie nawet pewien, co zamierzał powiedzieć.

Ale po tej stronie miasta mieścił się Shamrock, teraz jeszcze coś – niedawne, choć głównie skrzętnie tłumione wspomnienia z tamtego życia, zdjęcie Sophie przy barze – ciągnęło go, by ponownie odwiedzić stare miejsce spotkań.

W czwartkowy wieczór o siódmej trzydzieści Hunt spodziewał się, że lokal będzie wypełniony ludźmi. Co wcale nie było przesadzone, bowiem w najlepsze noce maksymalna pojemność lokalu wynosiła ze sto osób. Sophie i Hunt przychodzili tu przed porą koktajlową, gdy siedziało tam zaledwie parę osób i za każdym razem wydawał im się niemal niemożliwie mały, jak na kwitnący interes, którym był bez wątpienia – przybytek otworzył swe podwoje w 1893 roku i od tamtej pory pracował nieprzerwanie.