Выбрать главу

– To są wszystko informacje zastrzeżone.

– Dobra, to mamy umowę, czy nie? Mówię ci, że będę przekazywał ci wszystkie informacje w chwili, gdy je otrzymam. Ale muszę wiedzieć, co wiesz, każdy szczegół. Jeśli coś przeoczyłem. Jakieś miejsce, które powinienem sprawdzić.

– Jak na przykład?

– Gdybym wiedział, to bym się nie pytał, prawda? Ale powiedz mi, a zajmę się Parisi, a ty będziesz mógł skoncentrować się na kimś innym, pani Palmer, na kimkolwiek. Ale mogę zapewnić ci jeszcze coś, czego nie masz, a jestem przekonany, że potrzebujesz.

– Co takiego?

– Partnera.

Juhle zmrużył oczy, zacisnął usta.

– Mam partnera.

– Tak. Poznałem go. Nadaje się do czegoś?

– Jest gliną.

– Owszem, jest.

– Nie mam zamiaru robić nic za jego plecami.

– Oczywiście, że nie. Spróbuj to zrobić przed jego nosem. Zobacz, czy zauważy. A w międzyczasie ty i ja zrobimy to, co robiłeś z Shanem – spróbujemy to rozwikłać.

Juhle spojrzał na opuchniętą dłoń, po czym kilka razy złożył ją w pięść. W końcu poddał się z westchnięciem.

– Nic. Żadnego żądania. Żadnych kart kredytowych. Nic. A jak myślisz – spytał – czemu nie znaleźliśmy żadnego krewnego Staci Rosalier?

– No więc Wes rozmawia z Fairchildem i Tombo o tym, co mogła robić w poniedziałkowy wieczór, co samo w sobie mogłoby wyeliminować ją z twojej teorii. W międzyczasie Wu jest z Carla…

– Z Carla, sekretarką Parisi? Rozmawialiśmy z nią dzisiaj – przerwał mu Juhle.

– Coś nowego?

– Mniej więcej taki plan dnia, jaki już znasz. Nic nowego.

– Dobra, ale mówiąc o planie dnia, to posłałem Mickeya Dade’a, by dowiedział się, gdzie mieszkają Manionowie, żebym mógł dotrzeć do Carol, pani Manion.

– Szkoda zachodu – powiedział Juhle. – Shiu i ja rozmawialiśmy z nią dzisiaj. Mieszka na Seacliff. Wspaniała posiadłość. Weszliśmy jak do siebie.

– A to niby czemu?

– Niewielu o tym wie, ale wszyscy ochroniarze Manionów to inspektorzy wydziału zabójstw San Francisco, po służbie.

– Nawet Shiu?

– Dla Manionów tylko najlepsi, Wyatt. Jestem prawdopodobnie jedynym gliną w wydziale, któremu nie mówią po imieniu. Shiu zadzwonił do ochrony i rozwinęli przed nami czerwony dywan.

– Widzisz – omawiali sprawę od około dziesięciu minut i wszystkie tarcia zdążyły zniknąć. Hunt siedział oparty wygodnie, noga na nodze – oto dlaczego musimy współpracować. Więc, co powiedziała wam pani Manion?

– Zasadniczo nic. Nigdy jej nie widziała. Parisi nie przyjechała. To ślepy zaułek.

– Powiedziała, czego miało dotyczyć spotkanie? Juhle wpatrywał się w sufit, przypominając sobie.

– Jest grubą rybą w jakimś komitecie – Przyjaciół Biblioteki Publicznej? Coś w tym stylu – Shiu na pewno zapisał sobie w notesie. Tak czy siak organizują latem zbiórkę pieniędzy i chcieli, żeby Parisi, jako lokalny VIP, była mistrzem ceremonii, no więc chcieli ją pod tym kątem wybadać. Chyba podobała im się w TV, nowa twarz i tym podobne.

Hunt wypuścił powietrze, w końcu zaczął kręcić głową.

– Więc wyszła z domu, wsiadła do samochodu i zniknęła?

– Zgadza się. Tyle wiemy.

– Masz zapisy połączeń z jej telefonu?

– Pracujemy nad tym, Wyatt. Dopiero dziś została podejrzaną. Jutro, najpóźniej w poniedziałek, będziemy mieli coś konkretnego.

Dla Hunta było to nieco późno, ale nie miał w tej kwestii nic do powiedzenia.

– Z ludźmi w biurze Palmera też rozmawialiście? Tabletki Juhle’a i zmęczenie zaczęły już spowalniać jego reakcje. Nim odpowiedział, minęło kilka sekund.

– Tak. Możliwe, że chciał dobrać się do związku, choć Gary Piersall uważa to za blef.

– I jaką rolę miałaby w tym odegrać Andrea?

– Cały dzień próbowałem znaleźć rozwiązanie. To ślepy zaułek.

– A jeśli sądziła, że wie lub odkryła, kto zlecił kropnięcie Palmera? Idzie do… jak mu tam, szefa związku?

– Jim Pine.

– Właśnie. Idzie do Pine’a – lub nie do niego bezpośrednio. Może do któregoś ze współpracowników u Piersalla, może dzieli się podejrzeniami. Ma zamiar donieść i ktoś decyduje, że trzeba ją powstrzymać…

– Trochę naginasz, Wyatt – przerwał mu Juhle. – Ale pozwól, że o coś cię zapytam. Związek Jeannette Palmer ze strażnikami więziennymi?

– To znaczy?

– Na razie istnieje tylko w głowie Shiu. Pytam cię o zdanie: odkrywa, że mąż ma romans i decyduje się wynająć zabójcę?

Nasłuchała się tyle o sile związku, zna ich adres, może wie nawet, jak się z nimi skontaktować. Hunt pokiwał głową.

– Bez urazy dla twojego partnera, Dev, ale nie.

– Po prostu „nie”? Skinięcie.

– Zastanów się tylko. Zakładając, że w ogóle zaczyna, to staje się na zawsze ofiarą szantażu. Jeśli związek chce z jakiegokolwiek powodu kropnąć sędziego, to po prostu to robi. Nie musi czekać, aż żona ich poprosi. Nie uwierzyliby jej, gdyby to zrobiła. To głupie.

– Mój partner nie uważa, że to głupie. Myśli, że to się prawdopodobnie wydarzyło. Starałem się to przeanalizować, ale dostaję od tego potwornej migreny – Juhle potarł dłońmi twarz, po czym przycisnął jedną dłoń do czoła.

– Myślę, że co do jednego masz rację, Dev. Andrea jest w to jakoś zamieszana. Ale jako trzecia ofiara, nie podejrzana.

– No cóż – Juhle zmusił się do wstania – to twoja teoria. Ale, tak czy inaczej, znajdźmy ją.

19

Farrell dodzwonił się na komórkę Fairchilda i spotkał się z nim w klubie tenisowym Terrific, dużym zadaszonym kompleksie na brzegu Moscone Center. Kończył właśnie seta z kimś, kto na niedoświadczone oko Farrella wyglądał na zawodowca – ubrany jak zawodowiec, grający jak zawodowiec. Farrell stał za szybą z pleksiglasu, która biegła przez cały korytarz leżący z tyłu kortów, ściągnął na siebie uwagę producenta i po pięciu minutach, set – lub lekcja – dobiegł końca. W przepoconym białym stroju, z ręcznikiem udrapowanym na ramionach, Fairchild zatrzymał się przy stole, by wziąć butelkę wody, po czym usiadł naprzeciwko Wesa przy maleńkim, wysokim do pasa stoliku.

– Widzisz tego faceta? Andy’ego Bressona? – zaczął bez żadnego wstępu. – Zapomnij o gubernatorze. To prawdziwy terminator. Sześć – zero, sześć – zero. Czy powinienem raczej powiedzieć zero – sześć, zero – sześć.

– A co za różnica?

– Zależy, kto serwuje.

– Ale obaj serwowaliście.

– Tak, to się zmienia. Wnoszę, że nie grywasz – Fairchild otarł czoło, pociągnął dużego łyka z butelki. – No więc, – powiedział – Andrea. Nadal zaginiona, jak sądzę?

Farrell przyjrzał mu się uważnie. Fairchild nie zadał sobie nawet trudu, by udać zainteresowanie.

– Muszę przyznać, że nie wydajesz się za bardzo o nią martwić.

– To dlatego, że się nie martwię. Słyszałeś, że trochę się posprzeczaliśmy tamtego wieczora?

– Słyszałem, że to było więcej niż sprzeczka.

– Spoliczkowała mnie i tyle – odparł Fairchild kręcąc głową. – Była pijana i uważała, że ją wykorzystałem, gdy okazało się, że nie mogę jej pomóc dostać się do Nowego Jorku. Teraz pokazuje, że ona też może olewać mnie i moją pracę.

– To o to chodzi?

– Ja na to stawiam, w każdym razie. Wszędzie o niej pełno, skupia dużo uwagi. Może roznieść się na cały kraj, jeśli wystarczająco długo zostanie w ukryciu. A wtedy nie będę jej już potrzebny. Nie. Jest rozpuszczona i durna, oto, jaka jest.