Ponieważ Andrea często dzwoniła do niej po normalnych godzinach pracy, Carla wyrobiła sobie nawyk wprowadzania na bieżąco kalendarza Andrei do palmpilota. Sprawdzili już wszystkie umówione spotkania Andrei w ciągu ostatnich kilku tygodni, lecz po raz kolejny posłusznie wybrała poniedziałek i przewinęła do wieczora, westchnęła.
– Nic tu nie mam.
– Może porozmawiamy zatem o wtorku – Brandt mówił pełnym zrozumienia, nawet współczującym tonem. – Zajmijmy się może ostatnim razem, kiedy widziałaś się z Andreą, dobrze? I to był wtorek, prawda?
– Tak. Było to, moment, około dziesiątej trzydzieści lub jedenastej. Wszyscy usłyszeliśmy wiadomość o sędzim Palmerze i poszłam do gabinetu Andrei zobaczyć, czy dobrze się czuje – Carla popatrzyła na każde z nich. – Ale się nie czuła. Siedziała otępiała.
– Płakała? – spytała Wu.
– Nie. Jakby była w szoku. Powiedziała, że dopiero co widziała go dzień wcześniej.
– No i proszę – powiedział Brandt – poniedziałek. Carla przytaknęła.
– Okay. Okay, teraz sobie przypominam. Była u niego w sądzie w poniedziałek.
– Czy była to jedna z ich regularnych, comiesięcznych konferencji statutowych? – spytała Wu.
– Tak. Zazwyczaj odbywały się w poniedziałki. Brandt wrócił do tematu.
– Pamiętasz, gdy wróciła w poniedziałek z lunchu?
Carla na chwilę zamknęła oczy, usiłując sobie przypomnieć. Kiedy się odezwała, w jej głosie słychać było pewną ulgę.
– W porządku. Wróciła. Miała spotkanie z panem Piersallem w jego gabinecie, jak zawsze, gdy widziała się z sędzią. Trochę trwało, dłużej niż zazwyczaj.
– Wiesz czemu? – spytała Wu.
– Chyba tak. Najwyraźniej w ubiegłym tygodniu w Pelican Bay – wiecie, to więzienie – zaistniał jakiś problem i sędzia był bardzo zdenerwowany. Ale niewiele mi powiedziała, tylko tyle, że musi trochę porozmawiać z panem Piersallem. Kiedy skończyła, był już kwadrans po trzeciej, a o wpół do czwartej przyjeżdża po nią limuzyna TV Proces – nagle, wciągnęła z szokiem powietrze, utkwiła oczy w przestrzeni przed sobą. – Ach.
Wu zrobiła krok do przodu.
– Co?
– To pewnie nic… ale właśnie przypomniałam sobie o Betsy Sobo.
– Kto to? – spytał Brandt.
– Jedna z naszych pracowników. Ma gabinet nad nami.
– I co z nią? – zapytała Wu.
– Dzwoniła dwa razy, kiedy Andrea była u pana Piersalla. Andrea zapytała ją, czy mogłaby zejść i coś z nią przedyskutować. Więc zarezerwowała pół godziny i trochę była zdenerwowana, gdy Andrea nie wracała od pana Piersalla.
– Wiesz może, o czym Andrea chciała z nią porozmawiać?
– Przyjaźniły się albo coś w tym stylu? – dodała Wu. Carla zaprzeczyła, kiwając głową.
– Na oba pytania odpowiedź brzmi nie. Wiecie, pracuje u nas stu prawników. I nie jest tak, że wszyscy się znają. Nie sądzę, żebym ją kiedykolwiek wcześniej widziała. Nie jest w zespole zajmującym się związkami i pracuje na innym piętrze. Nie wiedziałam, że Andrea ją zna, ale chyba tak.
– I umówiła się z nią na spotkanie? – Wu nie ustępowała.
– To było po tym, jak wróciła ze spotkania z sędzią? – dodał Brandt.
– Tego nie jestem pewna. Mogła to naprawdę zrobić kiedykolwiek. Ale umówiła się na tamto popołudnie.
– Ale się nie spotkały? – spytał Brandt.
– Nie. To wiem. Andrei zabrakło czasu.
– Więc może rozmawiały wieczorem – Wu ożywiła się. Jeśli Andrea spotkała się z tą Sobo w poniedziałkowy wieczór, choćby na chwilę, nie byłaby już podejrzaną o zamordowanie Palmera. – Możesz się z nią skontaktować? – spytała.
– Teraz? – Carla spojrzała na zegar: 21:40. – Na pewno jakoś mogę.
Carla najwidoczniej miała wprawę w odszukiwaniu współpracowników. Zadzwoniła pod nocny numer biura, dostała spis telefonów, połączyła się z Sobo, która, oczywiście, jako młody pracownik, była zawsze osiągalna.
Wu wybrała numer jej pagera i przez około trzy minuty czekali w rodzaju zawieszenia. Po czym zadzwoniła komórka Wu.
– Mówi Betsy Sobo. Jak mogę pomóc?
– Betsy, cześć. Mówi Amy Wu. Nie znasz mnie i przepraszam, że niepokoję cię o tej porze, ale jestem adwokatem u Freemana Farrella i jestem teraz w mieszkaniu Carli Shapiro. Sekretarki Andrei Parisi.
Jeśli Sobo była zła na Parisi w poniedziałek, nie było teraz słychać tego w jej głosie.
– O, Boże. Znaleźli ją?
– Nie. Jeszcze nie. Ale nad tym właśnie pracuję. Byłaś umówiona z Andreą na poniedziałkowe popołudnie, prawda?
– Tak. Powiedziałam, że mogę jej poświęcić pół godziny, ale… była zajęta i nie wyrobiła się.
– Oto moje pytanie. Czy przełożyłyście to na inny termin? Na poniedziałkowy wieczór być może?
– Nie.
W chłodnej, wilgotnej kuchni Wu opuściła ze zrezygnowaniem ramiona.
– Więc nie widziałyście się w poniedziałkowy wieczór?
– Nie. A w jakiej sprawie miałam się z nią spotkać?
– O to też chciałam cię zapytać. Dlaczego chciała się z tobą spotkać.
– Ja też tego konkretnie nie wiem. Zapytała mnie, czy mogłabym poświęcić jej trochę czasu, gdyż chciałaby się ze mną skonsultować, więc się zgodziłam. Przecież taka z niej gwiazda i tak dalej.
– Nie powiedziała, na jaki temat chciała się skonsultować?
– Nie konkretnie. Spieszyła się na spotkanie z panem Piersallem.
– Więc zadzwoniła do ciebie po spotkaniu z sędzią Palmerem?
– Tego nie wiem – nagle dotarło do niej. – Moment. Chodzi o tego sędziego Palmera? Którego zastrzelono? Mówisz, że była z nim w poniedziałek?
– Tak.
– O, mój Boże – w jej głosie pojawiło się przerażenie. – Więc mówisz, że ona prawdopodobnie też nie żyje, tak?
– Nie wiemy. Mamy nadzieję, że tak nie jest. Próbujemy ją znaleźć – Wu zawahała się. – Rozumiem, że nie kontaktowała się z tobą od poniedziałku, prawda?
– Tak. To znaczy, tak zgadza się. Nie, nie kontaktowała się ze mną.
– I nie masz pojęcia, o czym chciała z tobą rozmawiać?
– No jakieś pojęcie… Domyślałam się, że musi chodzić o jakieś zasiłki rodzinne w związkach. Tym się zajmuję.
– Ale Carla powiedziała nam, że nie jest w zespole związkowym.
– Tak, wiem. My jesteśmy biednymi, przygarniętymi sierotkami w firmie. Niemniej wydaje mi się, że jestem cudownym dzieckiem w zakresie prawa rodzinnego.
– Prawa rodzinnego?
– No wiesz – rozwody, unieważnienia, adopcja, prawa do opieki, nakazy sądowe zaniechania działań – same przyjemne rzeczy.
20
Jadąc od Juhle’a, Hunt słuchał wiadomości nagranej na automatyczną sekretarkę w biurze: „Wyatt Hunt, mówi Gary Piersall. Chciałbym z tobą porozmawiać tak szybko, jak będziesz mógł. Nieważne o jakiej porze. Chodzi o Andreę Parisi i może to być bardzo ważne.” Nagrał trzy numery telefonu.
Połączył się pod pierwszy z nich i włączył się z powrotem do ruchu. Piersall był nadal w biurze i powiedział mu, by przyjechał tak szybko, jak będzie mógł. Ma zaparkować na jednym z miejsc dla wspólników, na podziemnym parkingu. Były oznaczone.
Hunt spojrzał na zegarek. Zbliżała się dziesiąta trzydzieści.
– Może powiesz mi przez telefon?
– Dzwonisz z komórki? – spytał Piersall.
– Tak. Z samochodu. Pauza.
– Nie. Raczej nie.
Hunt rozłączył się zaintrygowany. Piersall był obytym i doświadczonym adwokatem, przyzwyczajonym do występowania przeciwko grubym rybom. Jeśli nagle popadł w paranoję, samo w sobie wiele to mówiło. Ale jeśli Hunt miał teraz się spotkać z Piersallem i dowiedzieć o czymś, wobec czego musiałby zacząć działać, to zachodziło duże prawdopodobieństwo, że nie będzie mógł trzymać się swojego pierwotnego planu. To znaczy porozmawiać z Mary Mahoney – świadkiem, który zidentyfikował Staci Rosalier – w czasie jej nocnej zmiany w MoMo. Chwilę później rozmawiał już z Tamarą, wysyłając ją i Craiga do wykonania tego zadania.