– Dziś rano było to już w sieci, na stronie TV Proces. Skąd oni biorą to całe gówno? Tak czy inaczej, chodzi mi o to, że do wieczora będzie już wszędzie. Wiesz o czym mówię?
Piersall odkaszlnął, spróbował przełknąć trochę kawy.
– Próbowałem przebrnąć przez to bez szwanku, Jim. Ale ci przeklęci, nieodpowiedzialni dziennikarze, prześcigający się wzajemnie… Pojawia się w sieci i wiesz, że to niepowiązany stek bzdur.
– Pewnie, ale rychło poważne stacje też to podejmują. Mam na myśli to, że musimy traktować tę historię jako wartą najgłębszej pogardy.
– Co za historię…?
– Że Andrea coś wiedziała, a my musieliśmy ją uciszyć. To czysta histeria i nie chcemy jej przecież napędzać. Nie powinniśmy tego omawiać na żadnym poziomie.
– Nie mam zamiaru, Jim. To w istocie zasługuje na najgłębszą pogardę.
– Nigdy nie rozmawiała z tobą o czymś takim?
– Nie, o niczym nawet podobnym. Była całą sobą po stronie firmy, Jim.
– A ty jesteś po stronie firmy?
Piersall odstawił kawę, zdobył się na najspokojniejszy ton.
– Jestem po stronie firmy od piętnastu lat, Jim. Trochę boli, że musiałeś spytać.
Pine przyglądał mu się uważnie przez dłuższą chwilę.
– Okay. Tak tylko pytam, żeby się upewnić.
Gdy Hunt pojawił się niezapowiedziany u Carli, od razu zadzwoniła do Piersalla. Lubiła Wyatta, a szef powiedział jej, by współpracowała z detektywem na wszelki sposób. Poza tym wiedziała, że jest on po stronie Andrei, a więc również po stronie firmy. Uważali ją za ofiarę porwania i Piersall wyraził zgodę, aby Hunt miał wstęp wszędzie, gdzie chciał. Wszędzie.
I gdy tylko wrócił od Betsy Sobo, wahał się, próbując zdecydować, co robić dalej, aż powiedział jej, że chciałby rozejrzeć się w gabinecie Andrei. Coś mogło być w jej aktach, notatkach, na taśmach albo na sekretarce, niemal wszędzie, co stanowiłoby wskazówkę, co się z nią stało.
Pozwolić Huntowi na dostęp do osobistych rzeczy Andrei – Carla czuła, że wychodziło to poza granice. Zadzwoniła do pana Piersalla, żeby uzyskać na to zgodę, ale powiedziano jej, że jest w gabinecie z panem Pine’em i w żadnym wypadku nie wolno mu przeszkadzać. Zatem grała na zwłokę, najpierw mając problemy ze znalezieniem klucza, potem udając się do toalety, ale kiedy Piersall nadal był nieosiągalny, zajęty Pine’em, nie miała wyjścia.
– Dev. Tu Wyatt.
– Mów. Gdzie jesteś?
– Znowu u Piersalla. W gabinecie Parisi.
– Chyba żartujesz? Właśnie jestem w drodze, ale tkwimy z Shiu w korku. Jak to jest, że ja prowadzę tę sprawę jako glina, a ty już tam jesteś?
– Może to mój urok osobisty?
– Niemożliwe. Nie dotykai nic.
Za późno. Ale musisz to zobaczyć.
– Myślałem, że nie uważasz Parisi za podejrzaną?
– Nie uważam. Bo nią nie jest.
– A to klops, bo my akurat zakończyliśmy sprawę pozytywnie tym, co znaleźliśmy w jej domu.
– Tym lepiej dla was, ale nikomu bym się nie chwalił, dopóki nie zobaczysz tego, na co ja właśnie patrzę.
– W skażonym środowisku.
– Co to niby znaczy?
– To, że ty tam jesteś. Więc cokolwiek masz, nie może służyć jako dowód. Kto będzie w stanie stwierdzić, że tego nie podłożyłeś?
– Ja. Ale nawet, jeśli to zrobiłem, to i tak powinieneś to zobaczyć.
Hunt był w pomieszczeniu – naprawdę niewiele większym niż klitka – od niemal kwadransa, zaniknąwszy za sobą drzwi, a oto przed biurkiem Carli stał właśnie mężczyzna legitymujący się jako Devin Juhle, inspektor wydziału zabójstw, w towarzystwie szefa ochrony, i pytał o Wyatta Hunta.
Carla Shapiro pomyślała, że chyba umrze. To nie mogło się dziać naprawdę. Samodzielnie podjęła decyzję, by wpuścić Wyatta do gabinetu Andrei, a teraz policja przyszła po nią. Przez chwilę walczyła, żeby zaczerpnąć powietrza, po czym zdołała wybąkać:
– Nasz detektyw jest w biurze panny Parisi.
Wyraz twarzy inspektora bynajmniej nie zmniejszał jej przerażenia.
– To wiem – odparł. – Gdzie jest to biuro?
Carla stała, choć nie pamiętała, by się podnosiła. Zrobiła kilka kroków, chwyciła za klamkę i otworzyła drzwi. Inspektor był tuż za nią.
Siedząc w fotelu Andrei, za jej biurkiem, Hunt zamknął dolną szufladę po lewej stronie i podniósł wzrok.
– Gdzie Shiu?
– W drodze do laboratorium. Rozwiążemy tę sprawę raz na zawsze. Co mam obejrzeć?
Hunt podał mu przygotowany folder z szarego papieru. Inspektor położył go na biurku i otworzył. Wewnątrz znajdował się gruby na pół cala plik wycinków z gazet różnych rozmiarów oraz kilka wydruków wyglądających na strony internetowe. Carla zaryzykowała krok do środka, by zobaczyć nagłówki. Ten na samym wierzchu brzmiał: „Wypadek w czasie polowania – prokurator okręgowy nie żyje”.
Podczas gdy inspektor przekładał strony, Hunt mówił:
– Zauważ, że nie ma etykietki. Znajdował się pod wiszącymi folderami, z tyłu tej szuflady na akta. Pierwszy jest o Porterze Andertonie – był prokuratorem okręgowym, który prowadził sprawę przeciwko strażnikom w Avenal. Potem jest siedem opisów przypadków wandalizmu na siedziby komitetów wyborczych w całym stanie. Razem szesnaście artykułów. Cztery wypadki śmierci – wypadek Andertona, dwie ucieczki z miejsca wypadku, jedno samobójstwo. Każda z ofiar miała na pieńku z tym czy innym więzieniem. Prokurator, dwóch informatorów, lekarz – Hunt postukał w wydruki. – Jeśli nadal nie wierzysz w zbiegi okoliczności, to wpadła na coś.
– Zbierała materiały.
Hunt przytaknął. Jego oczy były tak lodowate, że niemal biło od niego zimnem.
– Może więcej niż tylko zbierała, Dev. Może tworzyła akt oskarżenia. Nawet już go stworzyła. I powiedziała niewłaściwej osobie.
24
Mickey Dade zameldował się w końcu w agencji i dodzwonił się do Hunta, gdy ten był jeszcze u Piersalla. Kiedy Hunt z Juhle’em wyszli z budynku, Mickey stał, zaparkowawszy na drugiego na ulicy. Hunt podał mu adres Staci Rosalier i kazał jechać. Przez większość drogi do jej mieszkania Juhle rozmawiał przez komórkę z Shiu, który nadal był w laboratorium. Byli zakorkowani i różnorodne testy mogły zatrzymać go tam przez większość popołudnia. Nie, nie zrobili jeszcze nawet balistyki. Obiecali, że to będzie pierwszy test. Tak, Shiu zadzwoni niezwłocznie, gdy będzie miał wyniki.
Odpowiedź Juhle’a była krótka:
– Shiu, posłuchaj mnie. Potrzebujemy tych wyników teraz! Użyj trochę cholernej władzy, dobrze? Jesteśmy z wydziału zabójstw, na rany Chrystusa. Sama góra łańcucha pokarmowego. Nakop im do tyłków. Zagroź, że ich wyleją. Zrób coś! – zamknął telefon. – Idiota.
Mickey Dade i Juhle nigdy wcześniej się nie spotkali, i młody taksówkarz rzucił zaniepokojone spojrzenie najpierw na szefa, a potem na tylne siedzenie, gdzie siedział rozjuszony Juhle. Siedzący obok Mickeya Hunt, odwrócił się i rzekł:
– Straszysz mojego kierowcę.
– To następna sprawa – odparł Juhle. – Skąd masz czynnego, darmowego taksówkarza, który wozi cię, gdzie tylko chcesz, podczas gdy ja jestem inspektorem wydziału zabójstw i muszę jeździć stopem?
– To musi mieć jakiś związek z karmą – odpowiedział Hunt.
–
Ponownie dostali klucz od niezbyt skorego do współpracy pana Franksa i stali w windzie jadącej w górę. Był to niezbędny przystanek, wyjaśniał Juhle, albowiem krytyka Laniera, że jak dotąd nie znaleźli żadnego krewnego jednej z ofiar, nie była tak całkiem bezpodstawna. Powinni poczynić w tym zakresie jakieś postępy, choćby tylko dla podtrzymania wiarygodności. Więc wrócił, by zabrać duże, oprawione, choć rozmazane zdjęcie chłopca i przekonać jedną z gazet do opublikowania go z podpisem „Czy poznajesz tę osobę?”. Powiększyli zdjęcie, które Staci nosiła w portfelu, ale okazało się bezużyteczne. Juhle spytał, czy zdaniem Hunta, chłopiec ten nie powinien być jakoś spokrewniony ze Staci? Hunt wiedział.