– Czy dobrze zrozumiałem, inspektorze? – zaczął. – Pracuje pan nad sprawą zabójstwa Palmera?
– Zgadza się. A pan Hunt jest prywatnym detektywem, który prowadzi śledztwo dla jednego ze swych klientów – kancelarii adwokackiej Piersall-Moiton – które krzyżuje się w kilku punktach z moim własnym – zrobił pauzę. – Andréa Parisi pracuje dla Piersalla.
Harron oparł się, założył nogę na nogę, dając do zrozumienia, że intuicja podpowiadała mu możliwe powiązania.
– I w jakiś sposób oba dochodzenia mają związek z San Quentin?
Juhle poruszył się nieznacznie.
– Nie mamy całkowitej pewności. Chcemy dowiedzieć się wszystkiego co możliwe na temat zbiegłego stąd w miniony poniedziałek więźnia.
Życzliwość zniknęła z twarzy dyrektora.
– Arthur Mowery. Mój pierwszy zbieg od sześciu lat. Musicie się panowie skontaktować z personelem Departamentu Więziennictwa, prowadzącym śledztwo w tej sprawie. Mogę zapewnić, iż przeprowadzone zostanie wyczerpujące dochodzenie i sporządzone sprawozdanie z tego, co się stało.
– Według prasy wyszedł na papierosa i zwyczajnie stąd wymaszerował – Juhle naciskał nieco. – Ciekawi nas, czy zna pan jakieś szczegóły.
Harron postawił obie stopy na podłodze i pochylił się w przód.
– Proszę posłuchać. Naprawdę nie chcę o tym rozmawiać. Zbieg to najgorsze, co może spotkać dyrektora więzienia, a teraz oczekujecie, panowie, ode mnie, że jeszcze doleję oliwy do ognia, łącząc tę ucieczkę z zabójstwem sędziego federalnego.
– Nie wiemy, czy są powiązane – powiedział Juhle. – Bylibyśmy wdzięczni, gdyby mógł pan wykluczyć taką możliwość.
Harron zastanawiał się przez dłuższą chwilę.
– Dobrze – powiedział w końcu. – Ale jak, nawet teoretycznie, Mowery ma być związany z morderstwem Palmera?
– Czytaliśmy artykuły na temat możliwości, że związek wykorzystuje więźniów na zwolnieniach warunkowych do różnych zadań.
– Jakich zadań?
– Bojówki. Wymuszenia. Wandalizm.
– Mowery wrócił za naruszenie warunków zwolnienia – dodał Hunt. – Gdy wyszedł za pierwszym razem, został zatrudniony przez związek.
Harron zmrużył oczy.
– I co?
– I inspektor Juhle, i ja sam pomyśleliśmy, że warto by pana zapytać, czy słyszał pan może, że Mowery wrócił, bo sprzeciwił się wykonania poleceń.
– Jakich poleceń?
Juhle wzruszył ramionami.
– Zabicia Palmera, na przykład. Twarz Harrona skamieniała.
– Bzdury – nagle wstał, podszedł do drzwi, otworzył je i wyjrzał. Następnie zamknął je i wrócił na miejsce. Gdy się odezwał, mówił ledwo słyszalnym szeptem. – To niemożliwe. A nawet jeśli ta teoria jest możliwa, to nikt nie zgłosiłby ucieczki Mowery’ego.
– Chyba, że uciekł samodzielnie – odparł Hunt. Juhle nie naciskał.
– Chcielibyśmy tylko znać trochę więcej detali na temat tej ucieczki. Może była akurat jakaś niespodziewana zmiana między strażnikami. Ci, którzy mieli go ochraniać, nie zdążyli na czas do nowych strażników…
– Wszyscy więźniowie muszą być w celach w czasie ich zamykania, inspektorze. Nie ma wyjątków. Jeśli kogoś brakuje, jest to natychmiast zgłaszane. Jak miało to miejsce w tym przypadku – spojrzał ostro na Juhle’a, kręcąc lekceważąco głową. – Proszę posłuchać. Ci ludzie, więźniowie, nie wychodzą wykonywać zadania.
– Zdajemy sobie z tego sprawę, sir – powiedział Hunt. – Ale aż do minionego weekendu Mowery był na zwolnieniu warunkowym.
– Okay. No i?
– I może wrócił, ponieważ odmówił wykonania zadania – wyjaśnił Juhle.
– W więzieniu czy na wolności, to nie są pracownicy najemni, panowie. To psychopaci. Nie dotrzymują umów i nie przestrzegają zasad. Jeśli się wydostaną, to się ukrywają, aż ich znajdziemy. Nigdy nie wracają z własnej woli.
Hunt wiedział, że to oczywista i poprawna odpowiedź. Było to również wyrachowanie. Ale wszyscy w pokoju wiedzieli, co pominięte zostało milczeniem – że każde więzienie miało dobrze prosperujący czarny rynek handlu papierosami, alkoholem i narkotykami, że kontakty seksualne, nie tylko pomiędzy więźniami, ale również strażnikami i więźniami, nie były aż takie rzadkie, że „śluby” z rozsądku, dla ochrony lub nawet z miłości, mogły uczynić życie w więzieniu lepszym niż to na zewnątrz; że strażnicy mogli pobić więźnia na śmierć i nigdy nie zostać pociągniętym do odpowiedzialności; że omerta – zmowa milczenia – była żelazną zasadą wszystkich strażników we wszystkich więzieniach stanu.
Jakiekolwiek wykroczenia miały miejsce i podżegane były przez kilku skorumpowanych strażników – pranie brudnych pieniędzy, prostytucja, handel narkotykami, morderstwa – niebezpieczeństwo i nuda codziennej pracy oraz stopień wzajemnych zależności pomiędzy tymi mężczyznami gwarantował, że żaden strażnik nie zgodziłby się zeznawać przeciwko jednemu ze swoich. Zły strażnik to zły strażnik, fakt, ale w pierwszej kolejności to brat. A na brata się nie donosi. To kultura. Hunt, Juhle i Harron wiedzieli, że ucieczka Mowery’ego mogła zostać zaplanowana i wykonana.
– Niemniej – odezwał się Juhle – w chwili obecnej nie mamy wyjścia, ale uznać musimy Mowery’ego za potencjalnego podejrzanego w tym dochodzeniu.
– Niech pan robi, co pan chce – odparł Harron. – Ale niech mi pan odpowie: czy w którymkolwiek z tych artykułów była mowa o San Quentin?
– Nie. Corcoran, Avenal, Pélican Bay, Folsom, jeszcze kilka, ale nie San Quentin.
– Chciałbym móc wierzyć, iż nic z tego, co pan sugeruje, nie mogłoby się wydarzyć w czasie mojej służby.
– Tak, oczywiście.
– Przeprowadziliśmy już, naturalnie, dochodzenie wstępne. Przeszedł do biurka i podniósł leżący na nim folder. Rozluźnił ramiona. Przejechał otwartą dłonią po głowie.
– Nie mogę dać panom całości, ale o jakie szczegóły wam chodzi?
– Niech pan nam powie – odparł Juhle.
Harron usiadł i rozłożył dokumenty. Poprawił okulary, jednak nim opuścił wzrok, podniósł na chwilę oczy i patrzył przed siebie.
– Dwukrotne złamanie warunków zwolnienia przez Mowery’ego jest interesujące w tym kontekście, prawda? – wrócił do dokumentów, przewrócił kilka stron, przesunął po blacie wydruk z komputera. Juhle i Hunt stanęli przy biurku.
– Trzykrotnie spisany za napaść – powiedział Harron. – Aktywny członek BA – Bractwa Aryjskiego – uważany za „wojownika”. Zamieszany w jedno śmiertelne zranienie nożem w więzieniu. Brak chętnych świadków, zatem brak postępowania. Pięć tysięcy na koncie. Prawdopodobnie przekupstwo lub wymuszenie, albo jedno i drugie.
– Ma zatem pieniądze – powiedział Hunt. – Co oznacza połączenie z ludźmi na zewnątrz.
Juhle spojrzał na wydruk.
– Najwyraźniej dobrze się sprawował przez osiem lat.
– Tak – powiedział Hunt. – Albo jego kurator miał powód, by nie zgłaszać złamania warunków zwolnienia.
Juhle spojrzał na dyrektora.
– Nie ma pan tam przypadkiem nazwiska adwokata Mowery’ego?
Harron przewrócił kilka stron, znalazł przyczepioną do jednej z nich wizytówkę.
– Siedem lat temu był nim Jared E. Wilkins. Trzeci, żeby nie było niedomówień – podał mu wizytówkę.