Juhle podniósł ją, zerknął i pokazał Huntowi.
– Sacramento.
– Czy to ma jakieś znaczenie?
– W jaki sposób zbir z San Francisco zatrudnia prawnika z Sacramento? – spytał Hunt. Wyjął komórkę i kierując się przeczuciem, wybrał numer z wizytówki. – Z panem Wilkinsem. Jim Pine. Tak, wiem, walczę z przeziębieniem – Hunt zamknął telefon i podał go Juhle’owi. – Prawnik Mowery’ego zna Pine’a.
Harron nie zamykał ust, jakby jego szczęki się zablokowały. W końcu zmusił je do poruszenia.
– Jeśli coś z tego wyniknie, inspektorze – powiedział – to proszę mnie uprzedzić, tak między nami.
– Jeśli coś z tego wyniknie, dyrektorze, cały świat będzie o tym wiedział. Kto jest kuratorem Mowery’ego, kto go dwa razy wsadził?
W odpowiedzi Harron znalazł odpowiednią stronę i powiedział bez tchu.
– Skurczysyn – zdjął okulary i potarł oczy. – Phil Lamott.
– Coś to panu mówi – powiedział Juhle. Dyrektor przytaknął.
– Poznaję nazwisko. Zaczynał karierę tutaj, na początku lat dziewięćdziesiątych. Jako strażnik.
25
Podchodzili do samochodu, gdy odezwał się telefon Juhle’a. Zdjął go z paska po pierwszym dzwonku, spojrzał na numer i odezwał się do osoby na drugim końcu linii.
– Mów, Shiu. Uczyń mnie szczęśliwym.
Rozmowa nie przyniosła jednak tego efektu. Wysłuchawszy mniej niż minutę, w czasie której kiwał głową w przód i tył, powiedział:
– Wychodzimy właśnie z Wyattem Huntem z San Quentin. Nie, nie z więzienia, Shiu. San Quentin, lokal serwujący burgery. Nie znasz? Nieopodal Cliff House. Świetne frytki. W każdym razie możliwe, że mamy nowy trop. Wyatt podrzuci mnie do Pałacu, wtedy ci opowiem.
– Niech zgadnę – powiedział Hunt, gdy Juhle zamknął telefon.
– Testy balistyczne nie wykazały zgodności.
– Nienawidzę tego faceta – odparł Juhle.
–
W czasie drogi powrotnej do miasta Juhle wykonał jeszcze kilka telefonów, aby sprawdzić, czy Andréa albo Mowery pojawili się. Nie, żadne się nie pojawiło.
– To był Jeff Elliot – odezwał się Juhle, gdy skończył kolejną długą rozmowę, w czasie której zadał kilka pytań, ale zasadniczo milczał – „City Talk”? – Była to popularna kolumna w „Chronicie”, która często zajmowała się kwestiami prawnymi oraz osobami mającymi do czynienia z prawem zawodowo.
– Dobrze go znam. Co miał do powiedzenia?
– Ogólnie rzecz biorąc wszystko. Ale zapytałem go – słyszałeś – co facet musi zrobić, żeby wrócił do więzienia za złamanie warunków zwolnienia? Nie wiesz? Wystarczy, że jego kurator tak powie, koniec, kropka. Zapalił jointa. Spotkał się z niewłaściwą osobą. Nie potrzeba nakazu ani dowodu. Przeprowadza się jakieś przesłuchania? Coś do czynienia z sędzią lub ławą przysięgłych albo prawnikiem?
– Zgaduję, że nie.
– I dobrze zgadujesz. Więc łamiący przepisy więzień, wraca do więzienia i co się dzieje?
– Urządzają mu wielkie przyjęcie powitalne?
– Tak. Balony i cała reszta. Ale potem, w ciągu czterdziestu pięciu dni, więzień staje przed komisją wykroczeń złożoną całkowicie ze strażników więziennych i zgadnij ile, procentowo, razy utrzymują złamanie warunków w mocy?
– Sto dziesięć?
– Blisko. Dziewięćdziesiąt dziewięć i pół. No więc nasz nieborak dostaje do roku więcej za naruszenie warunków zwolnienia. I można to ciągnąć aż do trzech lat, nawet jeżeli zostałeś pierwotnie skazany na rok. Można składać apelację? Jasne. Zajmuje osiem miesięcy i daje pozytywny rezultat w połowie procenta przypadków. Jeden na dwustu.
– Elliot zamierzał napisać o tym książkę, czy coś? – spytał Hunt.
– Trafiłem na jego dobry dzień. Niemal mi ucho odpadło. Powiedziałem ci, że on wie wszystko. Chcesz więcej faktów?
– Musi być na temat związku? Chciałbym znać głębokość jeziora Tahoe.
– Za głęboko, żeby nurkować do dna. Tylko tyle musisz wiedzieć. Oto twoje ostatnie prawdziwe pytanie. Ilu więźniów w więzieniach Kalifornii siedzi za złamanie warunków zwolnienia? Pytam w procentach.
– Dziewiętnaście?
– Pięćdziesiąt.
– To tak jakby połowa.
– Zgadza się.
– No to więcej niż dziewiętnaście procent?
– Dużo więcej, Wyatt. Dużo więcej.
Juhle musiał poczekać na Shiu, ale Hunt miał własny transport i własny grafik, i nie zamierzał już na nikogo więcej czekać, nie wtedy, gdy czuł, że są coraz bliżej. Podrzucił Juhle’a do Pałacu Sprawiedliwości na Bryant, po czym skręcił i pojechał w górę Mission, gdzie naśladując najlepiej, jak potrafił technikę Mickeya Dade’a, skręcił w lewo. Biura kuratorów 1-3 oddalone były o zaledwie sześć przecznic, a jeśli Phila Lamotta nie było tam, to numer cztery nie był zbyt daleko. Zrobiło się popołudnie, między czternastą trzydzieści a piętnastą, niemal dokładnie siedemdziesiąt dwie godziny odkąd wyszedł z domu Andrei. Przepracowawszy sporą część swego życia w miejskiej biurokracji, Hunt wiedział, że szansa jest całkiem realna, iż kuratorzy sądowi, jak jego niegdysiejsi współpracownicy z SOD, byli w piątkowe popołudnia w pracy, próbując uporać się z robotą papierkową przed weekendem.
Z bliska Hunt ocenił Lamotta jako swego równolatka. Jak na policyjne standardy jego płowe włosy były nieco za długie. Przeszedł kiedyś przez paskudną postać trądzika i teraz starał się zamaskować blizny, raczej bez powodzenia, krótką, ale postrzępioną brodą i rzadkimi wąsami. Pochylony był nad olbrzymią maszyną do pisania, istnym dinozaurem, z boku zabałaganionego biurka, stukając, wypełniając jakiś oficjalny formularz.
– Oficer Lamott?
Jego palce zamarły. Odwrócił głowę. Hunt bezzwłocznie rozpoznał wyraz twarzy z czasów pracy w SOD – niech to lepiej nie oznacza dodatkowej pracy, bo od weekendu dzieli mnie tylko kilka godzin.
– Tak. Jak mogę pomóc? – nie odwrócił się do gościa, nie podał ręki.
Hunt przedstawił się, pokazał identyfikator. Wyjaśnienie jego pracy, jakie Juhle podał dyrektorowi Harronowi było dobre z uwagi na oficjalny ton, więc ponownie go użył.
– Pracuję dla kancelarii prawnej Piersall-Morton, próbując zlokalizować jedną z ich prawniczek, która zaginęła.
– Andrea Parisi – powiedział Lamott. Nadal było o tym głośno.
– Zgadza się.
– A co ja mam z tym wspólnego?
– Nic. Ale Arthur Mowery może mieć.
To przykuło jego uwagę. Dał sobie spokój z pisaniem i odwrócił się.
– Co to ma niby znaczyć?
Hunt zdał sobie sprawę, że aby scenariusz, który starali się udowodnić, miał jakikolwiek sens, musiał podać Lamottowi trochę tych samych szczegółów, które podał już Harronowi. Nie był na to przygotowany z kilku powodów, z czego najmniejszym nie był ten, że jakakolwiek teoria spisku pomiędzy członkami CCPOA zakładała zmowę, jeśli nie samego Lamotta, to kogoś na analogicznym stanowisku.
A więc nie wdawał się w detale, ominął jakiekolwiek powiązania z morderstwami Palmer/Rosalier.
– Policja uważa go obecnie za osobę potencjalnie zamieszaną w jej zniknięcie.
– Arthur? Znał ją?
– Miałem nadzieję, że pan mi to powie. Jak się domyślam, to pan wsadził go dwa razy za naruszenie warunków zwolnienia.
– Tak, to byłem ja. Obydwa razy.
– Co zrobił?
– To, co zwykle. Naćpał się. To kokainista, ale to pewnie już pan wiedział. Mówi pan, że on miałby porwać Parisi albo coś takiego?
– To musi być opinia policji. Od nich to wiem.
– Rozmawiają z prywatnymi detektywami?
– Próbuję ją znaleźć. Oni próbują znaleźć jego. Współpracujemy.