– Tę samą osobę, która zabiła twojego ojca – Hunt ściszył głos, choć nie zmniejszył intensywności. – Mam trop w tej sprawie. Muszę to sprawdzić. Chcesz złapać tego, kto zabił twojego ojca, czy nie?
Hunt widział, że mu się udało. Wielki mężczyzna zachwiał się. Zrobił długi, drżący wydech. Postawił szklankę z napojem obok drzwi, powiedział siostrze, że zajmie to tylko chwilę, po czym wyszedł na ganek, zamykając za sobą drzwi.
– Jestem Dave Palmer. Co pan wie?
– Próbuję uzyskać informacje o Manionach. Byli dziś rano na pogrzebie twojego ojca. Myślę, że jedno z twoich rodziców musi ich znać.
– Manionów? – Hunt miał wrażenie, że nazwisko zadziałało, jakby było nie z tej planety. – Mówi pan o Manionach od Piwnic Manionów?
– Zgadza się. – Jeśli Hunt chciał utrzymać zainteresowanie Dave’a, musiał mówić szybko. Przedstawił mu to, co wiedział. – Staci Rosalier miała w mieszkaniu oprawione zdjęcie ośmioletniego syna Manionów, Todda. Pokazywali je dziś w telewizji, a jutro będzie w gazetach. Przyjaciołom mówiła, że to jej brat.
Temat Staci Rosalier budził niechybnie niesmak w tym otoczeniu, lecz odpowiedź mogła rozwinąć sytuację na tyle, że pokonało to jego skrupuły.
– Kłamała.
– Myślę, że to możliwe. Ale dlaczego miałaby to robić?
– Nie wiem. Może oprócz tego, że była zdzirą, była też kłamczucha. Może chciała, by ludzie, może nawet mój tata, wierzyli, że pochodzi z bogatej rodziny? Że ma wpływowe powiązania? Nie wiem.
– Na moim świadku nie próbowała robić wrażenia. Nie w ten sposób, w każdym razie.
Ale Dave opierał się dopuszczeniu do siebie nawet takiej możliwości.
– Więc, jeśli jest siostrą Todda, to pochodzi z Manionów? Nie wydaje mi się.
– Tego też nie jestem pewien, szczerze mówiąc, czy byli rodzeństwem. Może był jej bratem przyrodnim. Dlatego muszę porozmawiać z kimś, kto zna ich dłużej. Manionów. Przyjaźnili się z twoimi rodzicami?
– Jak sam pan powiedział, znali się. Nie wiem jak blisko.
– Pomogłoby, gdybym mógł się tego dowiedzieć.
– Mama nie będzie chciała rozmawiać o Staci Rosalier – Dave nadal się nie poddawał. – Gwarantuję. Nie będzie chciała o niczym rozmawiać.
– Postaram się jej w to nie mieszać. Chcę tylko dowiedzieć się o Toddzie.
– Po co pokazywali go w TV?
– Policja stara się znaleźć krewnych Staci.
– No to już wszystko jest jawne, albo wkrótce będzie. O Manionach.
– Niekoniecznie. To niezbyt dobre zdjęcie. I może mieć kilka lat.
Dave chwycił się kolejnej wymówki, by zaprzeczyć, jego gniew buzował tuż pod powierzchnią, gotów eksplodować.
– Więc do jutra ktoś go dla glin zidentyfikuje, zgadza się?
– Możliwe.
– I wtedy będą mogli porozmawiać z Manionami, uzyskać od nich cokolwiek chcą i nie mieszać w to mojej matki.
– Tak. Mogliby. Jeśli identyfikacja okaże się wystarczająco przekonująca. Ale jeśli Manionowie mają coś do ukrycia, to do tego czasu zostaną ostrzeżeni. Mogą zwyczajnie zaprzeczyć, że na zdjęciu jest Todd. A jeśli potrzeba czegoś więcej, to będą mieli wystarczająco dużo czasu, żeby coś wymyślić. Możliwe, że już o wszystkim wiedzą.
– Ale pan mówi o sławnych Manionach. Co mieliby mieć do ukrycia?
– Jeśli pomiędzy nimi a Staci Rosalier istnieje jakiś związek, stanie się on częścią dochodzenia w sprawie śmierci twojego ojca. Nie rozumiesz? Teraz nie jest. W ogóle nie biorą w tym udziału. Jak do tej pory, jedyne, co mamy, to umówione spotkanie Carol Manion z Andrea Parisi…
– Moment. Co?
Hunt zdał sobie sprawę, że w tym pośpiechu nie wspomniał o zasadniczym połączeniu. Teraz ustawił je w odpowiednim miejscu.
– Zatem, jeśli istnieje związek – jakikolwiek – pomiędzy nimi a Staci, to jak dotąd świadomie go ukrywali. Nie sądzisz, że powinni byli zrozumieć, jakie to ważne? Nie uważasz, że to całkiem przekonujące? – Hunt wiedział, że zrobił wszystko, co mógł. Nie wiedział tylko, czy to wystarczy. – Proszę – dodał. – To niezwykle ważne. Nie wspomnę o Staci. Nie zajmę twojej matce nawet pięciu minut.
Mężczyzna walczył ze sobą. Ulicą przejechał samochód z włączonymi światłami, choć nie było jeszcze ciemno. Fontanna pluskała do stawu. Wewnątrz domu, za zamkniętymi drzwiami, ponad szmerem rozmów rozległ się kobiecy śmiech.
– Może. Zapytam – powiedział w końcu syn sędziego.
Nikt nie zamierzał zostawić Hunta samego z Jeannette Palmer.
Siedząc na kanapie w salonie, po jej obu stronach stały jej siostra Vanessa i córka Kathy, która na początku otworzyła drzwi. Reszta, około dwudziestu osób, rodziny i, prawdopodobnie, koteria bliskich przyjaciół, zebrała się w salonie oraz kuchni i jadalni, ale pierwsze pytanie, które Hunt postawił pani Palmer uciszyło szmer otoczenia wyciszeniem przetaczającym się przez cały dom, jakby ktoś przekręcił wyłącznik.
– Carol Manion? Oczywiście – odparła Jeannette. – Znamy Warda i Carol przynajmniej piętnaście lat. Byli dziś rano na pogrzebie.
– Tak, wiem – Hunt usiadł na otomanie naprzeciwko stolika. – Ja też tam byłem, pani Palmer. Ale zauważyłem, że przyszli bez syna.
– Ma pan na myśli Todda. Nie, to prawda. Myślę, że był w szkole. Pogrzeby to i tak nie miejsce dla dzieci.
– Ma około ośmiu lat, prawda? Przerwała, zastanawiając się przez chwilę.
– Tak. Tak myślę.
– Jest więc adoptowany?
Pytanie bynajmniej nie zbiło jej z tropu.
– Tak, to chyba oczywiste, prawda? Carol musi być z rok lub dwa lata starsza ode mnie, a ja skończyłam sześćdziesiąt dwa.
– Pani Palmer – powiedział Hunt – czy pamięta pani, żeby ktoś zwrócił uwagę, że to dość dziwne, gdy Manionowie, po adopcji Todda, przywieźli go do domu? Carol miała pięćdziesiąt sześć czy siedem lat, miała już szesnastoletniego syna, Camerona, zgadza się?
– Tak. Cameron.
– Więc po co było jej kolejne dziecko? Gdy przywiozła Todda, był noworodkiem, prawda?
– Tak, jak najbardziej. Hunt postawił pytanie wprost:
– Pani Palmer, czy myślała pani wtedy lub myśli teraz, że Todd może być naprawdę synem Camerona?
Jeannette Palmer zacisnęła wargi, ale po chwili rozluźniła je i skinęła.
– Cameron pojechał latem na obóz sportowy. Oni przywieźli Todda pod koniec kwietnia następnego roku. Nie chcę być nieżyczliwa, ale trochę trudno było nie wyciągnąć takiego wniosku. Choć nikt, oczywiście, nigdy nic bezpośrednio im nie powiedział, Wardowi i Carol. A oni zawsze traktowali Todda jak własnego syna.
28
Hunt był całkiem blisko boiska Małej Ligi na Presidio, więc podjechał tam, jednak tylko po to, by dowiedzieć się, iż wszystkie wieczorne mecze zakończyły się niemal godzinę wcześniej. Nigdzie nie widział Juhle’a ani nikogo z jego rodziny, wszyscy prawdopodobnie pojechali na posiłek do jednej z pięciu tysięcy restauracji w mieście. Najpierw jednak spróbował numeru domowego – nigdy nie wiadomo, może po raz pierwszy w historii, pojechali po meczu po prostu do domu.
Ale nie, tradycja to rzecz święta.
Następnie spróbował ponownie złapać Juhle’a na komórkę i ponownie odezwała się poczta głosowa. Tym razem nagrał bardziej konkretną wiadomość: „Todd Manion nie jest bratem Staci. To jej syn. Musisz natychmiast porozmawiać z Manionami, Dev. I weź ze sobą kajdanki. Zadzwoń”.
Ale cały podekscytowany, Hunt nie zamierzał pojechać do domu Juhle’a i czekać na powrót przyjaciela z rodziną.
Nadal nie dawał mu spokoju brak dowodu.
Nawet jeśli Todd był adoptowany, Staci była jego biologiczną matką, a Cameron ojcem, to co z tego? Jeśli nie istniały zapisy rozmów telefonicznych lub innego rodzaju kontaktów pomiędzy głównymi osobami – Carol Manion, Palmerem, Andreą i Staci – to Manionowie mogli zaprzeczyć, jakoby mieli do czynienia ze Staci od jej przyjazdu do San Francisco, blokując tym Juhle’a na zawsze. A mając zastępy najlepszych prawników, byli w stanie tego dokonać.