– Nie chodziło o pieniądze – odparła.
Ale Hunt wiedział, że to właśnie dokładnie o nie chodziło.
29
Pracujesz nad sprawą czy nie, ciężkie doświadczenia nauczyły Juhle’a, że jeśli nie chcesz, aby ci przeszkadzano, w czasie gdy dzieci grają mecz, nie bierz ze sobą komórki. A tego wieczora, gdy występował w roli trenera Szerszeni, zasady tej przestrzegał jeszcze surowiej. Był więc naprawdę nieosiągalny – pager i telefon zostawił w schowku na rękawiczki w samochodzie.
Później, po wygranej drużyny i pizzy z rodziną, sumienie wzięło górę i pojechał ze wszystkimi aż do Francis Wood, odwiedzić Malinoffa. Doug nadal leżał w łóżku, mając nogę unieruchomioną aż do uda. Wszyscy podpisali się na gipsie – Juhle napisał „Ślizg, cholera, ślizg!”, a pod spodem Connie dopisała „Ale nie w korkach na trawie”. Wszyscy się nieźle uśmiali. Potem Juhle i Connie wypili kilka piw i posiedzieli w sypialni z inwalidą i jego żoną, Liz, aż mecz Gigantów na dużym ekranie dobiegł końca, podczas gdy szóstka dzieci siedziała w pokoju dziecięcym wpatrzona w jakąś długometrażową kreskówkę.
Było trochę po dziesiątej, dzieci leżały w swoich łóżkach z powrotem w domu, a Juhle zdjął temblak i położył go na oparciu łóżka, zatoczył ramieniem małe kółko.
– Choć trochę lepiej? – spytała Connie, idąc korytarzem do sypialni.
– Przynajmniej działa. Chyba przestanę nosić ten temblak. W drugą rękę mogę już brać małe przedmioty. Powoli, ale za każdym razem, jak mnie to przybija, myślę sobie o biednym Dougu przykutym do łóżka na kilka następnych tygodni z uszkodzonym kręgosłupem, i może jestem okrutny, ale jakoś mi od tego lepiej.
– Jesteś okrutny.
– Fakt. Ale w delikatny, sympatyczny sposób. Nie wiem, może to tylko moje wrażenie, ale nie wydaje ci się, że Doug był zaskoczony naszym dzisiejszym zwycięstwem?
– Zaskoczony? Jego światopogląd legł w gruzach. Widziałeś jego minę, jak powiedziałeś mu, że pozwoliłeś, żeby dzieci same ustalały kolejność? I jak wszyscy grali na pozycjach, na których jeszcze nigdy nie grali? Myślałam, że dostanie ataku serca.
– Pewnie cofnąłem drużynę o kilka lat.
– Bez dwóch zdań – nie zatrzymując się, Connie podeszła do niego i położyła palec na jego klatce piersiowej. – Widzę, że patrzysz na telefon, inspektorze, i muszę cię upomnieć – nie włączaj go. Nawet go nie dotykaj. Na chwilę wejdę do łazienki, a kiedy wyjdę w stanie naturalnego piękna, powinieneś być przygotowany. Ostrzegam, będzie ci potrzebna cała energia.
Prawie godzinę później Connie spała obok niego, oddychając głęboko i Juhle wstał, zabierając telefon i szlafrok i przeszedł do salonu. Odebrał wiadomości. Na koniec zadzwonił do Hunta.
– Nie śpisz?
– W żadnym wypadku – odparł Hunt. – Gdzie jesteś? Odebrałeś moje wiadomości?
– W domu i właśnie je odsłuchałem. Sporo zrobiłeś.
Hunt opowiedział mu wszystko pokrótce, Juhle zapisał nazwiska, przybliżone daty, numery telefonów.
– Więc w tym wszystkim chodzi o to dziecko? – spytał Juhle, gdy Hunt skończył.
– Tak. Carol Manion od samego początku wychowywała Todda jak własnego syna, braciszka Camerona, podczas gdy był on jego synem. Wygląda na to, że nawet adopcja nie była legalna. Po prostu zapłacili rodzicom Staci zaraz po urodzeniu, by się pozbyć biologicznej matki z życia.
– Przyznali się do tego?
– Tak jakby, Dev. Ale Staci nie umie z tym żyć. Gdy kończy osiemnaście lat, przeprowadza się tutaj po szkole średniej, bez wątpienia, by być blisko dziecka, i niedługo potem znajduje Todda i robi mu zdjęcie z oddali, to które już wszyscy znają. Nie wiem, co się dzieje potem. Może zobaczyła, że dzieciak dobrze żyje, dużo lepiej, niż ona mogłaby mu zapewnić. Ma tylko naście lat. Manionowie z pewnością ją onieśmielają. No, ale jest przynajmniej fizycznie blisko syna. A Todd ma kochającą matkę i wierzy, że to jego prawdziwa matka. Do tego Todd nie zna Staci, nigdy jej nie znał. I mieszka z biologicznym ojcem. Może się z tym wszystkim pogodziła.
– Aż Cameron ginie w wypadku?
– Dokładnie. Myślę, że tak było. Cameron, prawdziwy ojciec Todda, zginął. I przez to sytuacja nie była już taka sama. Dla Staci to nie było to samo, Todd wychowywany tylko przez babkę. To było nie fair i nie w porządku. Poza tym wtedy – mówimy o minionym lecie – w jej życiu zaszło sporo zmian. Ma cztery lata więcej i jest oficjalnie dorosła, ma dobrą pracę, mieszka w ładnym mieszkaniu. Na dodatek jest blisko z Palmerem, który nie tylko ma wielką władzę, ale również, jak się okazuje, zna Manionów. Ma punkt zaczepienia, a nawet reprezentanta prawnego. Może walczyć, by odzyskać syna.
– Więc sędzia kontaktuje ją z Parisi – powiedział Juhle, podążając tym samym tokiem.
– Nie, myślę, że jeszcze nie – odparł Hunt. – Daje jej wizytówkę Andrei, okay, ale nim zaczną zatrudniać prawników, a sytuacja zrobi się paskudna, Palmer chce być wielkim negocjatorem, plus ma niemałe ego, tak? Może zadzwonić do Carol Manion i mogą to przedyskutować jak cywilizowani ludzie. W oczach Staci robi to z niego jeszcze większego bohatera.
– Więc zaprasza ją do siebie na poniedziałkowy wieczór?
– Tak to widzę. Zaczyna się od miłego telefonu – Palmer do Carol Manion, starzy przyjaciele. Przyjedź, pogadamy o zaistniałej sytuacji, dojdziemy do jakiegoś polubownego rozwiązania. Sędzia wspomina, że jest bardzo czuły na punkcie prywatności Carol, więc dopilnował, by ani on, ani Staci nie wspomnieli o tym nikomu. Staci chce tylko trochę czasu, może regularne spotkania z dzieckiem.
– Ale…
– Właśnie. Ale Carol nie chce polubownego porozumienia. Rok wcześniej straciła Camerona. Nie ma mowy, żeby ta biała zdzira z przyczepy campingowej miała do czynienia z Toddem, teraz jej jedynym synem, i życiem, jakie dla niego stworzyła. Więc kiedy pojawia się u sędziego w poniedziałek, ma broń. Gotowa jest uczynić wszystko, aby cała sprawa skończyła się wraz ze śmiercią sędziego i Staci.
– A Parisi?
– Zastanawiałem się nad tym i mogło być tak. Słuchaj. Wiemy, że Carol nie otworzyła ognia od razu. Sędzia siedział przy biurku, tak? A Staci stała obok. Czyli przynajmniej przez chwilę rozmawiali, może dużo dłużej. Myślę, że Palmer powiedział Carol, że on, albo Staci, rozmawiali już z Andreą, że ona zajmie się szczegółami odwiedzin, dokumentami, coś w tym stylu. No więc zadzwoniła do Andrei tego samego wieczora albo następnego dnia i umówiła się na spotkanie na środę.
– Yhy.
– Co?
– Dobrze ci szło. Dlaczego czekałaby do środy?
– Może Andrea nie miała wcześniejszego terminu.
– Ale gdybyśmy zidentyfikowali Rosalier wcześniej, Parisi dostrzegłaby powiązanie i zgłosiła się na policję.
– Może, ale niekoniecznie. Nie sądzę, że musiałaby komukolwiek powiedzieć. Jest prawnikiem. Manion mogła zadzwonić, obiecać zaliczkę, by powstała relacja adwokat-klient, po czym wyznać jej wszystko w poniedziałek, a tamta nie mogłaby słowa pisnąć. I nie zrobiłaby tego. Andrea mogła spotkać się z nią, myśląc, że będzie prowadziła jej obronę w sądzie. – Po minucie ciszy, spytał: – Dev?
– Jestem.
– Podoba mi się.
– Mnie też.
– Ale nadal nie mamy dowodów.
– Ano nie.
– Ani śladu Andrei.
– Hej, Wyatt – powiedział Juhle łagodnie – tego możemy nigdy nie mieć. Rozumiesz?
– Wiem. Nie liczę na to. Manionów nie ma w domu, tak przy okazji.